Przed premierą filmu "Generał 'Nil'"
Treść
Zacznę nietypowo, od końca. Po ostatnich kadrach filmu, kiedy jeszcze w oczach mamy wstrząsające obrazy torturowania przesłuchiwanych i scenę wykonania wyroku śmierci na generale Fieldorfie, na czarnym ekranie, w zupełnej ciszy jawią się kolejno trzy informacje. Pierwsza - że w 1989 roku August Emil Fieldorf został zrehabilitowany, druga - że miejsce pochówku dotąd nie jest znane, i trzecia: "Żadna z osób winnych śmierci generała nigdy nie została ukarana". I ten ostatni napis widz czyta wprost z niedowierzaniem. Jak to możliwe, wolną Polskę mamy już od dwudziestu lat?! Owszem, mamy, a film powstał dopiero teraz. Okazuje się, że poczucie bezkarności zbrodniarzy musiało mieć swoje silne zaplecze polityczne. Tak silne, że nawet film wcześniej nie mógł powstać.
W IPN znajduje się cała masa dokumentów. Nazwiska sędziów, prokuratorów winnych tego morderstwa, a także ubeków znane są przecież historykom nie od dziś. Część tych zbrodniarzy wprawdzie wyjechała z Polski, czy to do Izraela (Gustaw Auscaler, sędzia Sądu Najwyższego), czy Wielkiej Brytanii (sławetna Helena Wolińska, prokurator wojskowy, która wystawiła nakaz aresztowania, a którą w filmie pominięto), ale część pozostała tu, żyjąc dostatnio z wysokimi emeryturami, pozycjami zawodowymi, towarzyskimi, politycznymi. Nie można o tym nie wspomnieć po obejrzeniu filmu. Ryszard Bugajski ma już wprawę w robieniu tego typu obrazów. Wcześniej było "Przesłuchanie", potem "Śmierć rotmistrza Pileckiego" (w Teatrze Telewizji). Razem z "Generałem 'Nilem'" zrobiła się trylogia ubecka - jak powiada sam reżyser.
"Generał 'Nil'" swoją konstrukcją, takim trochę klaustrofobicznym klimatem (zwłaszcza w scenach przesłuchań) przypomina "Przesłuchanie". Film wyraźnie dzieli się na dwie części. Nie tylko w przekazie treściowym, ale i warstwie estetycznej oraz w poetyce obrazu. No i pod względem jakości artystycznej. Część pierwsza rozpoczyna się w pociągu, w bydlęcym wagonie, którym generał Fieldorf wraz z innymi Polakami wraca do Polski z zesłania syberyjskiego. Wplecione tu retrospekcje pokazują w dużym skrócie konspiracyjną działalność legendarnego dowódcy Kedywu Armii Krajowej w czasie okupacji, m.in. zamach na generała SS Franza Kutscherę.
Tuż po zakończeniu wojny i po wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski przypadkowo aresztowany pod fikcyjnym nazwiskiem za posiadanie dolarów i zesłany na Syberię, po powrocie do Polski w 1947 roku przyjmuje postawę racjonalisty. Ujawnia się. Uważa bowiem, że partyzantka przeciw Sowietom to droga donikąd. Sami tego molocha nie przewrócimy - powiada. Trzeciej wojny światowej nie będzie, alianci nam nie pomogą. Nie wierzy, by Zachód wspomógł naszą podziemną walkę z sowieckim okupantem. Przyjął postawę tzw. przeczekania. Próbuje normalnie żyć w tych ograniczonych warunkach. W pewnym sensie zaufał komunistom, sądząc, że jeśli się ujawnił, to już pozostawią go w spokoju. Ale dla komunistycznej władzy z sowieckiego nadania Fieldorf był niebezpieczny już sam w sobie, jako symbol pewnych wartości, patriotyzmu, niezłomności postawy.
Druga część filmu to aresztowanie, wymuszanie zeznań, tortury, proces. To tutaj padają znamienne słowa i nazwiska tych, którzy ponoszą winę za to sądowe morderstwo generała. Jedna ze scen pokazuje posiedzenie sędziów Sądu Najwyższego, gdy wpłynęło odwołanie od wyroku śmierci Fieldorfa. Aż trudno uwierzyć w tak "siermiężną" manipulację prawem przedstawicieli tegoż prawa. Na nazwanie Fieldorfa Niemcem przez sędziego Andrejewa (Adam Woronowicz), ze względu na obco brzmiące nazwisko generała, pani prokurator Paulina Kern (Dorota Landowska) odparowuje, że Andrejew też nie brzmi po polsku, i dodaje: "My tu wszyscy jesteśmy Polakami, choć większość pochodzenia żydowskiego".
Umieszczenie w jednej celi patriotów polskich: generała Fieldorfa i żołnierzy podziemia walczącego z sowiecką okupacją, z generałem SS, to celowy zabieg komunistów, by do końca upokorzyć honor polskiego żołnierza. Zresztą krótka rozmowa w celi esesmana i generała jest tu wielce wymowna. Także niezmiernie ważna jest rozmowa rabina (aresztowanego za handlowanie dolarami) z Fieldorfem. Kiedy rabin optymistycznie powiada, że dobro musi zwyciężyć: "Przecież wasz prorok mówił, że poniżeni będą wywyższeni, a wywyższeni poniżeni", generał odpowiada, że nie zawsze tak jest. Na pytanie rabina, czy Fieldorf jest wierzący, nie otrzymujemy odpowiedzi. Brakuje mi w tym filmie wiedzy dotyczącej formacji duchowej bohatera. Nie pokazuje on rodziny, z której się wywodzi generał, gdzie się formował, jak. Tutaj mamy tylko kilka ostatnich lat życia bohatera.
Rolę generała Fieldorfa gra znakomicie Olgierd Łukaszewicz. Ma twarz człowieka zdecydowanego na wszystko. Nie pozwala sobie na ujście emocji, jest typowym pragmatykiem, sytuację ocenia z realistycznego punktu widzenia. Kiedy ubecja proponuje mu współpracę, twierdząc, że w ten sposób generał ocali swoje życie, on nie tylko odrzuca propozycję, ale z wysoko podniesioną głową, godnie odchodzi do swojej celi, z której niedługo zostanie wyprowadzony na miejsce stracenia. Zginie przez powieszenie. To także haniebny rodzaj śmierci, "przynależny" zwykłym kryminalnym przestępcom.
Od strony aktorskiej film jest bez zarzutu, wszystkie role wyraziste, a tam, gdzie trzeba, jest też zagłębienie psychologiczne. Zwłaszcza w roli Olgierda Łukaszewicza.
Pierwsza część filmu ma niespieszną narrację, chwilami nawet akcja prowadzona jest zbyt "rozciągliwie". Druga część jest o wiele bardziej zwarta dramaturgicznie, znacznie ciekawsza formalnie i lepsza artystycznie. Dramaty poszczególnych postaci pokazane w skrócie, niejednokrotnie przy pomocy jednego, dwóch znaków - silnie oddziałują na widza. A sceny wyrywania paznokci, pastwienia się nad przesłuchiwanymi, bicia do ostateczności każą zastanowić się, gdzie jest granica, poza którą następuje odczłowieczenie.
Temida Stankiewicz-Podhorecka
"Generał 'Nil'", reż. Ryszard Bugajski, zdj. Piotr Śliskowski, scenariusz Ryszard Bugajski i Krzysztof Łukaszewicz.
"Nasz Dziennik" 2009-04-07
Autor: wa