Przecieki umorzone, zakaz fotokopii w mocy
Treść
- Nie ma w tym nic dziwnego - komentuje prokuratura okręgowa umorzenie kilku wątków w sprawie przecieków z akt śledztwa smoleńskiego. Chodzi m.in. o artykuł tygodnika "Wprost", w którym informowano, że redakcja ta posiada blisko 60 tomów akt z postępowania przygotowawczego. Dalszym przedłużeniem tej publikacji było wydanie przez dziennikarzy tygodnika książki opartej na tej dokumentacji, w której sami przyznawali, że za ujawnienie akt grozi im kara do dwóch lat więzienia.
- Prowadziliśmy w takim kierunku postępowanie i podjęliśmy taką decyzję, jaką podjęliśmy, i nie ma w tym nic dziwnego - mówi nam prokurator Monika Lewandowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. - Często dopiero po przeprowadzeniu postępowania zapada decyzja, czy zostało popełnione przestępstwo, czy nie zostało, od tego jest całe postępowanie przygotowawcze, żeby to sprawdzić zupełnie, to naturalna kolej rzeczy - dodaje.
Prokuratorzy, umarzając dwa wątki w sprawie przecieków, uznali, że m.in. publikacje "Wprost" nie wpłynęły w negatywny sposób na przebieg śledztwa wojskowej prokuratury. Prokuratura podkreśla, że Michał Krzymowski i Marcin Dzierżanowski kierowali się dążeniami do ujawnienia nieznanych elementów śledztwa i tej motywacji nie można potępiać.
- To jest niezrozumiała decyzja prokuratury - przyznaje mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik kilku rodzin smoleńskich. - To jest zadziwiające, że akurat tę sprawę tak szybko umorzono - wskazuje.
- Według prokuratury, ta publikacja nie miała negatywnych skutków dla śledztwa. Po pierwsze, jeszcze nie wiemy, czy miała, czy nie miała, bo nie wiemy, jakie będą dalsze efekty tych publikacji - zaznacza mecenas. Dodaje, że decyzja prokuratury stoi w sprzeczności z inną decyzją, która zabrania wykonywania fotokopii przez rodziny ofiar. - Skoro prokuratura umarza śledztwo w oparciu o zeznania prokuratora referenta, że nie ma tutaj szkody dla śledztwa, to dlaczego prokurator Karol Kopczyk nam zabronił robienia fotokopii z akt? - zastanawia się Kownacki. - A to jest dla nas ogromne utrudnienie, bo rodziny nie mają pełnego dostępu do akt - podkreśla.
- Powstaje pytanie, czy jedna prokuratura może się doszukiwać uszczerbku w śledztwie innej prokuratury - zastanawia się pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego mec. Piotr Pszczółkowski.
- Należy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy wobec tolerowania takich wycieków prokuratura nie powinna przedstawić opinii publicznej, jak naprawdę te 60 tomów akt wygląda, i je w ogóle ujawnić - mówi adwokat.
Efektem publikacji "Wprost" była książka "Smoleńsk. Zapis śmierci", w której autorzy przyznają, że prokuratorzy mają rację i "rzeczywiście dotarliśmy do 57 tomów akt śledztwa smoleńskiego i dokładnie je przestudiowaliśmy".
- W tym przypadku nie jest tak, że dziennikarz realizuje swoją misję i ujawnia fragment materiału czy pewną informację, ale jawnie przyznaje, że dotarł do materiału śledztwa i w sposób w pełni świadomy ujawnia całość tych materiałów - ocenia mec. Kownacki. Dodaje, że zawarte tam treści mogą naruszać dobra osobiste ofiar katastrofy, np. gen. Andrzeja Błasika.
Prokuratura informuje nas, że na razie posiada informację, że taka książka ukazała się na rynku wydawniczym. - Mamy informację od redakcji ["Naszego Dziennika" - red.], że taka książka została wydana - mówi prokurator Lewandowska.
Działania tygodnika "Wprost" spotkały się wówczas z ostrą reakcją prokuratury wojskowej. "Jak wskazuje materiał prasowy, dziennikarze tygodnika weszli bezprawnie w posiadanie kopii akt śledztwa, których fragmenty zacytowali w swoim artykule bez zgody prokuratora prowadzącego postępowanie" - stwierdzał w komunikacie płk Zbigniew Rzepa, rzecznik NPW. "Opublikowanie niezweryfikowanych jednoznacznie, wybranych ustaleń śledztwa, nie tylko w sposób negatywny rzutuje na jego bieg, czy też dezinformuje opinię publiczną, ale może być także rozpatrywane przez pryzmat naruszenia praw pokrzywdzonych - dóbr osobistych rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Zawarte w artykule niektóre stwierdzenia stanowią de facto wskazanie osób rzekomo winnych katastrofy, jeszcze przed zakończeniem pracy organów Państwa, ustawowo powołanych do zbadania sprawy" - podkreślał prokurator.
Wskazywał, że skierowane zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa ma "na względzie konieczność przeciwdziałania takim nieprawidłowościom oraz zapewnienia prawidłowego realizowania celów śledztwa".
Dzisiaj przedstawiciele prokuratury nie chcą komentować decyzji prokuratury cywilnej.
- Nie komentujemy decyzji procesowych - mówi nam kpt. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Zenon Baranowski
Nasz Dziennik 2011-04-27
Autor: jc