Protest pieczątkowy
Treść
"Refundacja do decyzji NFZ" - takie pieczątki na receptach od Nowego Roku będą stawiać lekarze zrzeszeni w Ogólnopolskim Związku Zawodowym Lekarzy i Federacji Porozumienie Zielonogórskie. To wyraz protestu wobec tzw. ustawy refundacyjnej, która zobowiązuje lekarzy do weryfikacji statusu ubezpieczenia pacjentów.
Jak zaznacza Jacek Krajewski, prezes PZ, protest "pieczątkowy" będzie bardziej dostrzegalny dopiero od dzisiaj, bo 1 stycznia, to jest w dniu, w którym zaczęły obowiązywać zapisy znowelizowanej ustawy refundacyjnej, pracują tylko lekarze przyjmujący pacjentów w ramach świątecznej opieki medycznej i szpitalnej. Lekarze uspokajają, że pieczątka, którą będą teraz stawiać, nie powoduje nieważności recept - będą one refundowane na ogólnych zasadach. Prezes NFZ Jacek Paszkiewicz zaznaczył jednak ostatnio, że jeżeli na recepcie nie będzie określony poziom refundacji, "aptekarz wyda lek za najwyższą odpłatnością". Oznacza to, iż w takiej sytuacji, nawet jeśli pacjentowi przysługuje uprawnienie np. do opłaty ryczałtowej 3,20 zł za konkretny specyfik, de facto zapłaci on znacznie więcej. Decyzję o nieokreślaniu stopnia refundacji leków i stawianiu pieczątki "Refundacja do decyzji NFZ" w połowie grudnia 2011 r. zawiesiła natomiast Naczelna Rada Lekarska, mimo że pierwotnie wsparła ten pomysł. 13 stycznia Rada ma się zebrać na nadzwyczajnym posiedzeniu dotyczącym wejścia w życie nowych przepisów o refundacji leków. NRL nie wyklucza, że może zalecić lekarzom zaostrzenie formy protestu. Decyzja w tej sprawie zostanie podjęta po wysłuchaniu sprawozdania i rekomendacji zespołu ds. współpracy z Ministerstwem Zdrowia, który ma wypracować zmiany ustawy refundacyjnej. Zespół ma spotkać się z przedstawicielami MZ już 4 stycznia. Lekarze protestują przeciwko przepisom przewidującym, że lekarze błędnie wypisujący recepty będą zobowiązani do zwrotu kwoty nienależnej refundacji wraz z odsetkami. Ma być tak w przypadku wypisania recepty np. nieuzasadnionej względami medycznymi lub niezgodnej z listą leków refundowanych. Lekarz będzie też ponosił odpowiedzialność finansową w przypadku, gdy na recepcie napisze niewłaściwy poziom refundacji leku. Lekarze sprzeciwiają się także rozporządzeniu Ministerstwa Zdrowia określającemu sposób i tryb wystawiania recept oraz nakładającemu na nich obowiązek określania na recepcie poziomów odpłatności leków: B - bezpłatne, R - ryczałt, 30 proc., 50 proc., 100 procent. Środowiska lekarskie krytykują też wymóg wpisywania na recepcie kodów uprawnień pacjenta do refundacji leków. W sprawie niekorzystnych rozwiązań, które wprowadza ustawa, Federacja Porozumienie Zielonogórskie skierowała do premiera Donalda Tuska list otwarty. "Lekarze oraz świadczeniodawcy nie mają możliwości wiarygodnego sprawdzenia statusu ubezpieczenia pacjenta, dopóki nie posiada on karty ubezpieczenia zdrowotnego. Od kilkunastu lat taki dokument nie powstał. W tej sytuacji obciążanie lekarzy odpowiedzialnością finansową (...) doprowadzi do poważnych zakłóceń w funkcjonowaniu placówek leczniczych" - czytamy w liście. W ocenie medyków, jeśli lekarz osobiście będzie sprawdzał, czy pacjent, któremu wypisuje receptę, jest w danej chwili ubezpieczony, to albo będzie musiał skrócić czas, który powinien poświęcić na badanie, albo też ograniczyć liczbę pacjentów przyjmowanych w godzinach pracy. "To niebywałe, aby lekarzy, którzy i bez tego wykonują ogromnie odpowiedzialny zawód, obciążać odpowiedzialnością finansową, jakiej nie ponosi bodaj w Polsce nikt inny, łącznie z politykami i urzędnikami administracji państwowej (z NFZ włącznie)" - czytamy w liście do premiera. Tusk skrytykował jednak postulaty medyków. - Lekarze, którzy będą zachowywali się niegodnie, którzy będą utrudniali pacjentom życie, będą podlegali konsekwencjom. Pracujemy nad takimi konsekwencjami. Stanowisko OZZL i Porozumienia Zielonogórskiego jest dla mnie nie do zaakceptowania. Lekarze, jeśli chcą korzystać z pieniędzy publicznych, muszą pracować tak, żeby pacjent na tym nie stracił - podkreślił niedawno premier. - Pan premier, zamiast reagować na ten list tak, by rozpoznać problem, to grozi nam. Zamiast załatwić sprawę i posprzątać problem, który został stworzony jeszcze za czasów pani minister Kopacz, usiłuje teraz doktrynalnie stać na takiej pozycji, że "niezależnie od tego, czy mam rację, i nieważne, kto co mówi, ja rację mam zawsze". Nieprawda, pan premier i pan minister nie mają racji. Nie dają lekarzom narzędzi do tego, by mogli normalnie pracować i zajmować się pacjentami - ripostuje Krajewski.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik Poniedziałek, 2 stycznia 2012, Nr 1 (4236)
Autor: au