Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Promujmy polską muzykę!

Treść

Z Tomaszem Kamieniakiem, jednym z najbardziej utalentowanych młodych polskich pianistów, rozmawia ks. Arkadiusz Jędrasik Jest Pan laureatem IV Konkursu na Projekt Nagraniowy "Zapomniana Muzyka Polska" wydawnictwa Acte Préalable. Kiedy zainteresował się Pan konkursem? - Dowiedziałem się o nim przypadkiem, czytając afisze w Akademii Muzyczej w Katowicach. Bardzo mnie to zaciekawiło. Pomyślałem sobie wówczas, czemu nie, grywam mało znaną muzykę, może dopisze mi szczęście... W dziesiejszych czasach bardzo trudno być dostrzeżonym, a nagranie płyty w jakiejś części może pomóc. Chociażby fakt, że zostaje ślad w postaci nagrania. Oczywiście trzeba też nad tym bardzo pracować, nie można liczyć na to, że płyta przyniesie sukces, to byłoby trywialne i na wskroś niewłaściwe podejście. Trzeba jeszcze samemu zadbać o promocję, stać się niejako własnym menedżerem, a w moim przypadku - menedżerem Józefa Wieniawskiego. Bardzo dobrze, że taki konkurs istnieje. Przez sam fakt jego corocznych edycji powoli wypełnia się luka w muzyce polskiej. Acte Préalable, jak widać, jako jedyna taka wytwórnia w Polsce działa prężnie, kładąc silny nacisk na muzykę polską: na muzykę, która czeka na odkrycie. Zmierzył się już Pan z twórczością Józefa Wieniawskiego. Dlaczego jego twórczość i wielu innych polskich kompozytorów popadła w zapomnienie? - Co do Józefa Wieniawskiego, to głównym problemem jest na pewno brak materiału nutowego, jak również trudności czysto techniczne. Wieniawski, jako uczeń Liszta i Alkana, w swojej twórczości niejako przejął niektóre chwyty fakturalne. Do tego dochodzi fakt, że w świadomości funkcjonują tylko nazwiska Chopina, Moniuszki, Szymanowskiego jako kompozytorów polskich. Wielu nawet nie wie, że istnieli inni. Tego też nie uczy się w szkole. Sam pamiętam, jak wiele czasu poświęcało się na muzykę Grecji, średniowiecza itp., a jak pobieżnie i po macoszemu nauczano o muzyce polskiej. Takiego Zarębskiego, Wieniawskiego, Tausiga, Stojowskiego, Pachulskiego, Fontanę i innych musiałem sam odkryć. Faktem też jest, że mało komu się chce trochę wysilić i poszperać w bibliotekach, nie mówiąc już o przeczytaniu utworu i nauczeniu się go. Popatrzmy, co robią Finowie z Sibeliusem, co robią Brytyjczycy ze swoimi kompozytorami i inni. Czy zbiera Pan płyty z muzyką i słucha nagrań, szczególnie innych pianistów? - Ależ naturalnie, że zbieram i kolekcjonuję płyty. Muzyka towarzyszy mi codziennie. Oczywiście, kiedy mam wykonać jakiś utwór, chętnie słucham, jak inni go grają, ale nie słucham namolnie innych pianistów, bardziej pociąga mnie poznawanie nowych utworów. Stąd nie mam bzika na punkcie kolekcjonowania wielu wykonań jednego utworu. Chętniej słucham muzyki orkiestrowej, chóralnej... W swoich recitalach promuje Pan muzykę mało znaną w Polsce, choćby Charles'a Alkana, Philipa Glassa... - Tak, to daje mi dużo radości. Zawsze staram się - i też to czynię - umieszczać w programach swoich recitali utwory również nieznane czy mało grywane. Dzięki temu dzielę się tym z publicznością i mam nadzieje, że publiczość jest mi za to wdzięczna i chyba również tego oczekuje. Szczególnie kładę nacisk na Alkana, którego całą dostępną twórczość już poznałem. W zeszłym roku w Katowicach prezentowałem miniatury takich kompozytorów jak m.in.: Satie, Tansman, Blanchet, Pärt, Glass, Alkan, Rossini, Rzewski. Jaka jest Pańska największa pasja, poza muzyką? - Muzyka to ta największa, później są już tylko te mniejsze, jak koleje górskie w Szwajcarii, kajakarstwo, obserwowanie przyrody i zwierząt, fotografia. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-11-20

Autor: wa