Prokuratura ustala plan z Kremlem
Treść
Czy prokuratura wojskowa ma już opracowany plan badania wraku Tu-154M? Pod jakim kątem biegli przeprowadzą te badania i po co, skoro wykluczono hipotezę udziału w katastrofie osób trzecich?
Te pytania "Nasz Dziennik" skierował wczoraj do Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Śledczy odpowiadają, że ta kwestia znajduje się obecnie na etapie uzgodnień ze stroną rosyjską. - Mając to na uwadze, Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie w tej chwili nie wypowiada się w sposób szczegółowy w tej sprawie - informuje rzecznik prasowy NPW płk Zbigniew Rzepa. Deklaracje związane z badaniem wraku tupolewa 3 sierpnia br. złożył podczas wystąpienia w Senacie naczelny prokurator wojskowy. Generał Krzysztof Parulski zapowiedział wówczas, że prokuratura zwróciła się do strony rosyjskiej o możliwość przebadania we wrześniu przez polskich ekspertów wraku samolotu spoczywającego na płycie lotniska w Smoleńsku. Strona polska chce dokonać oględzin wraku oraz urządzeń samolotowych będących w dyspozycji rosyjskiego komitetu śledczego. - Nie było to możliwe przed uzyskaniem raportu komisji Millera oraz ekspertyzy firmy ATM dotyczącej polskiej czarnej skrzynki - podkreślił naczelny prokurator wojskowy. Dlaczego czekano na te opinie? Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego wykonywała swoje czynności dotyczące badania wraku samolotu Tu-154M nr 101 na miejscu katastrofy bezpośrednio po jej zaistnieniu i ustalenia komisji w tym zakresie, które oczywiście nie są wiążące dla Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, nie są obojętne dla powołanych przez prokuraturę biegłych - odpowiadają śledczy. - Nie rozumiem takiego stanowiska prokuratury. Biorąc pod uwagę, w jakich warunkach ten wrak się znajdował, to takie dowody, które ulegają zniszczeniu, bada się jak najszybciej - mówi mec. Bartosz Kownacki. - Rozumiem, że prokuratura mogłaby czekać na raport komisji Millera, gdyby wrak tupolewa był w Polsce i był świetnie zabezpieczony. Natomiast nie w sytuacji, gdy wrak niszczeje, gdy z każdym dniem jakiś dowód może zostać bezpowrotnie utracony. Na pewno ekspertyzy z ATM wskazują, na co zwrócić uwagę, co należy sprawdzić, ale dzieje się tak w sytuacji, gdy nic nie zostało zniszczone, tymczasem, niestety, wrak tupolewa to zbiór szczątków - zaznacza pełnomocnik rodzin ofiar, m.in. żony gen. Andrzeja Błasika, dowódcy Sił Powietrznych.
Mecenasi chcą być obecni przy badaniu
Wniosek do premiera o dopuszczenie do wszystkich faz badania wraku złożył mec. Stefan Hambura, pełnomocnik rodzin Anny Walentynowicz i Stefana Melaka. Wystosowania takiego wniosku nie wyklucza też mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego. Decyzję uzależnia od tego, czy wniosek Hambury zostanie rozpatrzony pozytywnie. - Jeżeli wrak przyjedzie do Polski, nie wyobrażam sobie, bym takiego wniosku nie złożył. I nie widzę jakichkolwiek przesłanek, dla których pełnomocnicy do jego badania nie mogliby być dopuszczeni. Oględziny wraku to czynność procesowo-kryminalistyczna, której celem podstawowym jest naoczne zapoznanie się z badanym przedmiotem i naoczne zapoznanie się z cechami tego przedmiotu, które to czynności będą udokumentowane - tłumaczy prawnik. Jak zaznacza, prawdopodobieństwo ustalenia przyczyn katastrofy po zbadaniu wraku przeszło rok po tragedii jest niewielkie. - Biorąc pod uwagę defragmentację wraku samolotu i warunki, w jakich on przebywał - zaznacza mec. Rogalski. Jego zdaniem, badanie powinno rozpocząć się od oględzin wraku, kolejnym krokiem powinny być bardzo dokładnie przeprowadzone ekspertyzy pod kątem m.in. obecności materiałów pirotechnicznych. - Po tak dużym upływie czasu prawdopodobieństwo wykrycia tego jest bardzo małe. Z pewnością badanie to byłoby wykonane bardzo wszechstronnie, gdyby polscy prokuratorzy mieli dostęp do wraku - zaznacza Rogalski. W jego ocenie, powoływanie się prokuratury na wyniki prac Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego jest bezzasadne z uwagi na to, że dostęp polskich ekspertów do wraku samolotu był "pozorny" i przez bardzo krótki czas. - To były tylko wstępne oględziny tego wraku pod kątem analizy, czy pewne urządzenia działały prawidłowo, czy nie. Nie było czasu na dokładne przebadanie całego wraku, tylko na badanie pewnych jego fragmentów - mówi prawnik. Jak czytamy w raporcie komisji Jerzego Millera, określanie położenia części samolotu przeprowadzono w dniach 11-13 kwietnia 2010 r., po wstępnych oględzinach miejsca wypadku. Ponadto komisja na podstawie szczątków samolotu przeprowadziła ekspertyzy stanu zespołu napędowego, układu sterowania, wskazań przyrządów pokładowych oraz najważniejszych systemów samolotu Tu-154M. - Jednak podczas spotkania z rodzinami, które odbyło się po prezentacji raportu, członkowie komisji deklarowali tylko przeprowadzenie badań pewnych układów w samolocie, stwierdzili też, że mieli sprzęt niewystarczający do przeprowadzenia badań bardziej szczegółowych. Dlatego odnoszę nieodparte wrażenie, że badanie wraku było powierzchowne - ocenia Rogalski. Jak zaznaczają pełnomocnicy rodzin ofiar, gruntowne zbadanie wraku tupolewa nie było możliwe, bo nie pozwalała na to strona rosyjska, a rząd Donalda Tuska wcale o to nie zabiegał.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik 2011-08-10
Autor: jc