Prokuratura sprawdza historię usterek Tu-154M
Treść
Dokumentacja samolotu Tu-154M sporządzona w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego jest przedmiotem badań Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Analiza dokumentów powinna udzielić odpowiedzi, w jaki sposób usuwano problemy techniczne znajdującego się jeszcze na gwarancji tupolewa, a także czy stwierdzone uchybienia i sposób ich eliminacji mogły wpływać na bezpieczeństwo kolejnych lotów.
Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy rządowego tupolewa na lotnisku Smoleńsk Siewiernyj dysponuje dokumentacją techniczną samolotu Tu-154M sporządzoną w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Jak udało się ustalić "Naszemu Dziennikowi", kwestia "techniczna" jest przedmiotem badań prokuratury. Informacje, które otrzymali śledczy, powinny wystarczyć do uzupełnienia luki po zniszczonej w katastrofie tzw. książce pokładowej. Analiza dokumentów powinna przynieść też odpowiedź na temat tego, co działo się z tupolewem po remoncie w Samarze i w jaki sposób wykryte usterki były eliminowane z objętej gwarancją maszyny.
- WPO w Warszawie skompletowała już dokumentację techniczną samolotu Tu-154M. Jej część została przekazana Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego na jej prośbę. Dokumentacja w toku śledztwa zostanie przekazana biegłym w celu wypracowania przez nich stosownej opinii - poinformował nas płk Zbigniew Rzepa, rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Jak potwierdził, biegli odniosą się m.in. do kwestii związanych z występującymi po remoncie Tu-154M usterek samolotu, sposobu ich naprawy, a także tego, w jaki sposób owe defekty były eliminowane i jak mogły wpływać na dalszą pracę maszyny. Śledczy zbadają również, kto i w jaki sposób wykonywał oraz odbierał owe prace.
- W pułku lotniczym dzień przed lotem wykonywane są wszystkie przeglądy samolotu i ewentualne drobne naprawy. Wszystko jest sprawdzane i zapisywane w odpowiedniej dokumentacji - wyjaśnił nam gen. bryg. rez. Jan Baraniecki, były zastępca dowódcy Wojsk Lotniczych Obrony Powietrznej. W książce pokładowej odnotowywane są prace "wyższych rzędów". Ponadto każdy samolot ma plan pracy, który znajduje się pod opieką technika sprawującego pieczę nad daną maszyną. - Każdy samolot ma swojego technika-gospodarza. W planie pracy mechanik rozpisuje wszystkie czynności wykonane w czasie przygotowania do lotu, m.in. to, jakie wystąpiły usterki, co zostało zrobione - podkreślił. Jeśli z samolotem nie było żadnych kłopotów, także jest to odnotowywane. Zapisuje się, że samolot był sprawdzony, i jeśli był np. myty, czyszczony, również jest to zapisane. Taki raport potwierdza przełożony, który odpowiada za sprawdzenie przeprowadzonych czynności. - W dzień lotu wykonuje się jeszcze przegląd startowy i jeśli wszystko jest w porządku, samolot jest przygotowywany do startu - dodał gen. Baraniecki. Jak zauważył, przygotowanie samolotu do lotu w pułku lotniczym jest nieco inne niż w "specpułku", jednak zawsze maszyna przed startem musi być w pełni sprawna, a załoga zapoznana ze szczegółami misji (komunikat meteorologiczny, tzw. karta startu). - W lotnictwie nie ma takiej możliwości, by samolot z jakąś niesprawnością poleciał. Usterka chociażby niezagrażająca bezpieczeństwu lotu nie może być lekceważona. Choć w pierwszej chwili wydaje się niegroźna, to jednak w czasie lotu może okazać się inaczej. Dlatego maszyna z usterką nie może latać - dodał. Są jednak wyjątki. Dotyczą one zazwyczaj drobnych usterek stwierdzonych na lotniskach w obcym kraju. Wówczas personel lotniczy ocenia, czy maszyną ze stwierdzoną usterką można bezpiecznie polecieć. Jeśli tak, pilot musi wyrazić zgodę na lot. Wówczas powiadamiane są wszystkie służby lotnicze. - Może to być np. kwestia przepalonej lampki jakiegoś sygnalizatora. Pilot ma wówczas świadomość, że jest pozbawiony tej formy informowania - podkreśla gen. Baraniecki. Przy lotach takich jak w "specpułku", w przypadku awarii, zwykle wysyłany jest kurier, który dostarcza niezbędne części i samolot jest naprawiany przed wylotem.
W przypadku Tu-154M, który uległ katastrofie 10 kwietnia br., takich usterek stwierdzonych już po remoncie w zakładach w Samarze było kilkanaście w ciągu ok. 3 miesięcy. - Jest to dużo, ale to jeszcze nie znaczy, że w samolocie działo się coś złego. Na ogół z wytworami techniki tak bywa, że kiedy są eksploatowane, to występuje w nich mało usterek. Ten samolot był remontowany, stał, miał wymieniane różne podzespoły. Właśnie w takich sytuacjach później "wychodzą" różne usterki, bo to czegoś się nie dokręci, czegoś nie skontroluje po wymianie - ocenia gen. Baraniecki. Jednak liczne usterki i słabe zaplecze maszynowe "specpułku" stawiały tę jednostkę w trudnej sytuacji. Nietrudno było o sytuację, że planowany lot z powodów technicznych nie mógł być zrealizowany. Jeszcze przed tragiczną śmiercią w Smoleńsku inżynier pokładowy Tu-154M Andrzej Michalak niejednokrotnie relacjonował, że "specpułk" nie ma na tyle samolotów i w razie awarii tupolewa nie byłoby czym przewozić VIP-ów (drugi z samolotów Tu-154M wciąż przechodzi remont w Samarze). Także Bogdan Klich, minister obrony narodowej w swojej decyzji z lutego br. stwierdzał, że sytuacja tej jednostki sprawiała, że "nie ma możliwości zapewnienia na wymaganym poziomie przewozów i bezpieczeństwa realizacji zadań przez konstytucyjne organa państwowe".
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2010-08-04
Autor: jc