Prokuratura rozpatrzy doniesienie Macierewicza
Treść
Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga zajmie się doniesieniem Antoniego Macierewicza, szefa parlamentarnego zespołu smoleńskiego, o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez premiera Donalda Tuska i podległych mu szefów resortów: obrony, spraw zagranicznych i spraw wewnętrznych
Poseł PiS złożył zawiadomienie do Prokuratury Generalnej w lipcu. - Zostało ono skierowane do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, która z kolei skierowała je do Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga - mówi rzecznik PG Mateusz Martyniuk. Prokuratura, do której wpływa zawiadomienie, podejmuje tzw. postępowanie sprawdzające, które kończy się po miesiącu decyzją o wszczęciu lub odmowie wszczęcia formalnego śledztwa. Podstawa prawna zawiadomieniu to art. 129 i 231 kodeksu karnego. Według pierwszego z nich "osoba upoważniona do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działająca na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10". Artykuł 231 mówi o tym, że "funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3". Donald Tusk, Radosław Sikorski, Bogdan Klich, Jerzy Miller i Tomasz Arabski mieli "świadomie i celowo popełnić szereg przestępstw na szkodę Rzeczypospolitej Polski oraz jej konstytucyjnych organów". W opinii Macierewicza, ich działania doprowadziły do katastrofy na Siewiernym. Skutkiem ich działań miało być m.in. "blokowanie konstytucyjnych prerogatyw" prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Chodzi o politykę rządu wobec kwestii reprezentowania państwa polskiego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego na arenie międzynarodowej. Autor zawiadomienia powołuje się na informacje byłego wiceszefa MSZ Witolda Waszczykowskiego, że w 2009 r. w resorcie zapadła pisemna decyzja, aby nie przekazywać prezydentowi clarisów i depesz kierowanych do prezydenta. - Od początku 2009 roku zapadła w MSZ decyzja na piśmie podjęta przez dyrektora generalnego, parafowana przez ministra Radosława Sikorskiego, aby nie rozszerzać depesz i clarisów, czyli płynących z placówek dyplomatycznych informacji, na prezydenta. W związku z tym informacje, jakie docierały do nas, były bardzo szczątkowe, wybiórcze. Musieliśmy w wielu przypadkach zdobywać je w inny sposób. Wielokrotnie po ważnych wizytach, rundach negocjacyjnych, które prowadził rząd, MSZ, jedynym źródłem zdobycia informacji, jakie było stanowisko polskiego rządu bądź obcych państw w rozmowach, były spotkania, które prowadziliśmy z ambasadorami lub zastępcami ambasadorów innych państw - mówi Witold Waszczykowski.
Działali na szkodę
Zdaniem Macierewicza, premier nie dopełnił obowiązków podczas przygotowania wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu w kwietniu 2010 r. oraz w trakcie badania przyczyn katastrofy. Poseł zarzuca Tuskowi, że od 8 grudnia 2009 r. wiedział o planowanej wizycie polskiej delegacji pod przewodnictwem prezydenta w Katyniu i realizował z góry założony plan, którego celem było wyeliminowanie Lecha Kaczyńskiego z udziału w uroczystościach. Realizację tego planu miał powierzyć ministrom: Jerzemu Millerowi, Radosławowi Sikorskiemu (MSZ), Tomaszowi Arabskiemu (KPRM) i Bogdanowi Klichowi (MON). Millerowi Macierewicz zarzuca m.in. brak właściwego nadzoru nad BOR, nieprzeprowadzenie rekonesansu lotniska, zaniżenie kategorii działań ochronnych wizyt, brak zabezpieczenia sanitarnego, pirotechnicznego, odpowiedniej łączności. Z kolei Sikorski nie realizował umowy z lutego 1994 r. między Polską a Rosją o grobach i miejscach pamięci ofiar wojen i represji poprzez zaakceptowanie wybudowania prawosławnej cerkwi przy wjeździe na teren Zespołu Memorialnego, którego częścią jest Polski Cmentarz Wojenny w Katyniu. Natomiast Arabski odpowiadał za organizację wizyty prezydenta w Katyniu oraz koordynację lotu zgodnie z instrukcją HEAD. Bogdan Klich był z kolei odpowiedzialny za nadzór nad 36. Specjalnym Pułkiem Lotnictwa Transportowego oraz realizację porozumienia z 1993 r. między Polską a Rosją w sprawie zasad wzajemnego ruchu lotniczego wojskowych statków powietrznych obu państw. Jak zaznacza Macierewicz, przedstawiciele rządu byli ukierunkowani na zorganizowanie wizyty premiera, marginalizując inicjatywę prezydenta. Zignorowali też notatkę Mariusza Handzlika, urzędnika Kancelarii Prezydenta, który ostrzegał, że Rosjanie próbują rozgrywać politycznie polskie władze.
Czego boi się Graś?
"To polityczny atak na rząd" - tak doniesienie Macierewicza nazwał rzecznik rządu Paweł Graś. - Prokuratura właśnie zakończyła śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej. Działalność pana Macierewicza to czysto polityczny atak na rząd, niemający nic wspólnego z ustaleniem prawdy o katastrofie. Przypomnę, że od czasów likwidacji WSI Macierewicz złożył kilkaset zawiadomień do prokuratury w różnych sprawach i warto sprawdzić, czym się te zawiadomienia skończyły - powiedział. - Byłoby lepiej, gdyby premier miał takiego rzecznika, który zamiast inwektywami zajmie się pilnowaniem swojej pracy, m.in. zaznajomi się z dokumentami dotyczącymi katastrofy smoleńskiej. Wtedy zrozumie, że nie ma to nic wspólnego ani z polityką, ani z atakiem, tylko ze sprawiedliwością. Ta ekipa przywykła do tego, że inwektywy pozwalają im unikać odpowiedzialności za to, co zrobili. Ale muszą mieć świadomość, że prędzej czy później taka sytuacja się skończy i sprawiedliwość zostanie im wymierzona - ripostuje Macierewicz.
Nasz Dzienni Piątek, 3 sierpnia 2012
Autor: au