Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prokuratura oczyściła Marczuka

Treść

Były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Witold Marczuk nie popełnił przestępstwa urzędniczego w związku z akcją ABW w domu Barbary Blidy - uznała łódzka prokuratura apelacyjna, umarzając śledztwo przeciwko niemu. Umorzono także kilka innych wątków, m.in. dotyczący sprawdzenia przez funkcjonariuszy, czy była posłanka SLD miała broń. To ostatnie wątki prowadzone w tej sprawie przez śledczych.
Prokuratura zarzucała Marczukowi wydanie w 2006 r. polecenia filmowania akcji ABW i przekazywania tych materiałów mediom, co miało naruszać prywatność zatrzymywanych osób. W oparciu o nie funkcjonariusze filmowali także akcję próby zatrzymania Barbary Blidy. - Zdaniem prokuratury nie ma podstaw do stwierdzenia, że Witold M. chciał, aby realizujący jego polecenie funkcjonariusze ABW działali na szkodę interesu publicznego lub prywatnego - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury apelacyjnej Jarosław Szubert. Dodał, że według prokuratury intencją ówczesnego szefa ABW było "kształtowanie pozytywnego wizerunku ABW w mediach". - Udostępniane mediom i umieszczane na stronie internetowej ABW materiały filmowe przedstawiały w konsekwencji krótkie ujęcia, nieujawniające wizerunków osób zatrzymywanych ani funkcjonariuszy - zaznaczył Szubert. Prokurator ponadto podkreślił, że takie materiały były przetwarzane tak, aby uniemożliwić lub utrudnić identyfikację osób i miejsc. Natomiast decyzje, czy i w jakim zakresie zostaną upublicznione, zapadały na szczeblu kierownictwa ABW.
Jednak zdaniem prokuratury, wydanie tego polecenia nastąpiło bez podstawy prawnej. - Jednakże sam fakt jego wydania - zgodnie z obowiązującym kodeksem karnym - nie jest wystarczający do uznania, że zostało popełnione przestępstwo z art. 231 kk - powiedział rzecznik. Dlatego że jest konieczne stwierdzenie "umyślnego działania na szkodę interesu publicznego lub interesu prywatnego, a w postaci nieumyślnej - wyrządzenia istotnej szkody". W ocenie prokuratury, Marczuka można pociągnąć jedynie do odpowiedzialności dyscyplinarnej. - W wyniku przeprowadzonego postępowania prokurator uznał, iż ustalony w śledztwie fakt wydania przez byłego szefa ABW polecenia bez wystarczającej podstawy prawnej może stanowić jedynie przedmiot odpowiedzialności dyscyplinarnej, ale nie może być przedmiotem odpowiedzialności karnej - poinformowała prokuratura.
Marczuk w śledztwie nie przyznał się do zarzucanego mu czynu, a przed sejmową komisją śledczą badającą okoliczności śmierci Blidy mówił, że nie pamięta szczegółów wydania polecenia dotyczącego filmowania zatrzymań dokonywanych przez Agencję. Dzisiaj nie chce komentować decyzji prokuratury.
Jego następca na stanowisku szefa ABW Bogdan Święczkowski jest zadowolony z takiego postanowienia śledczych. - Od początku mówiłem, że decyzje ówczesnego szefa ABW Witolda Marczuka nie były sprzeczne z prawem. Nie rozumiałem, z jakich powodów prokuratura przedstawiła mu zarzut - skomentował Święczkowski.
Bogdan Święczkowski nie zgadza się jednak ze stwierdzeniem prokuratury, że polecenie filmowania zatrzymań zostało wydane bez podstawy prawnej. - Tutaj się kłania niestety nieznajomość przepisów ustawy o ABW przez prokuratorów, co nie jest takie dziwne, ponieważ dopóki byłem tylko prokuratorem, także nie rozróżniałem uprawnień szefa służb specjalnych od innych uprawnień - zaznacza. - W tym względzie prokuratura się myli. Oczywiście to polecenie gen. Marczuka było oparte na przepisach prawa, na ustawie o ABW. Szef ABW ma prawo wydawać tego rodzaju polecenie - podkreśla Święczkowski. Dodaje, że "polecenie gen. Marczuka dotyczyło przekazywania do jego gabinetu zarejestrowanych wydarzeń, natomiast nie oznaczało w żadnym wypadku rozpowszechniania czy upowszechniania tych informacji". - Myślę, że w prokuraturze źle zrozumieli treść tego polecenia. Gdyby przeprowadzili dokładną analizę jego treści, doszliby do takich wniosków, o których wspomniałem. W mediach pisano w ten sposób, że Marczuk polecał przesyłać te materiały do biura prasowego celem upublicznienia. To jest całkowita nieprawda. Jeżeli się dokładnie przeczyta to polecenie Marczuka, to tam o tym nie ma ani słowa - stwierdza były szef ABW.
Łódzka prokuratura umorzyła także inne wątki związane z działaniami ABW w domu Blidy tego feralnego dnia. Chodzi o niesprawdzenie przez ABW w 2007 r. przed wkroczeniem do domu Blidów, czy była posłanka posiada broń palną. Prokuratorzy podkreślają, że brak w tym względzie konkretnych przepisów nakładających na funkcjonariuszy ABW nakaz wcześniejszego sprawdzania, czy dana osoba, którą planowano zatrzymać, ma prawo do posiadania broni palnej. Inny umorzony wątek dotyczy ewentualnego wywierania wpływu przez funkcjonariuszy ABW na zeznania Barbary K., zwanej śląską Alexis. - Umorzenie wyniknęło z braku jakichkolwiek dowodów świadczących o tym, że funkcjonariusze Agencji złożyli jej propozycję "pomocy" w uchyleniu aresztu, a tym bardziej, że podjęli w tym zakresie jakiekolwiek działania - wyjaśnił rzecznik prokuratury. Dodał, że zaprzeczyli temu świadkowie i sama Barbara K.
- Dla mnie decyzja o umorzeniu tych postępowań jest oczywista. Znam ten materiał dowodowy zgromadzony w prokuratorze katowickiej, w prokuraturze łódzkiej, również pewne dodatkowe informacje związane z pracą w komisji śledczej - podkreśla poseł Wojciech Szarama (PiS), członek komisji śledczej ds. zbadania okoliczności śmierci Blidy. - Nie było żadnych podstaw, żeby stawiać zarzuty złego prowadzenia postępowania prokuraturze i ABW - dodaje poseł. Zdaniem Szaramy, prokuratura wydała "obiektywną decyzję, która opiera się na realnych podstawach i pewnych źródłach i wnioskach dowodowych". W ocenie innego członka komisji, posła Marka Wójcika (PO), ABW jednak naruszyło przepisy, filmując akcję i przekazując nagrania do mediów.
To już ostatnie wątki umorzone przez łódzką prokuraturę w tym postępowaniu. Decyzja na razie jest nieprawomocna. Może zostać zaskarżona przez pełnomocników rodziny Blidy.
Na rozpatrzenie w Sejmie czeka raport komisji, który jest krytykowany przez posłów opozycji. - Jest to raport całkowicie polityczny, związany z wyborami, z tym, że pan Kalisz walczył i walczy nadal o pierwsze miejsce na liście SLD w Warszawie - ocenia Szarama.
Zenon Baranowski
Nasz Dziennik 2011-07-05

Autor: jc