Prokuratura działa asekuracyjnie
Treść
Z mecenasem Bartoszem Kownackim, pełnomocnikiem rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej: Bożeny Mamontowicz-Łojek, Grażyny Gęsickiej, Sławomira Skrzypka, Tomasza Merty i Wojciecha Seweryna, rozmawia Anna Ambroziak Niebawem minie dziewięć miesięcy od katastrofy na Siewiernym. Jak podsumowałby Pan dotychczasowy tok śledztwa?
- Prokuratura w pewnym sensie uczy się współpracy z rodzinami smoleńskimi i ich pełnomocnikami. W relacjach tych widać poprawę stosunków w porównaniu z tym, co było w czerwcu czy też lipcu. Prokuratura stara się przynajmniej w części odpowiadać na nasze oczekiwania.
Śledczy zrobili wszystko, co było można?
- W mojej ocenie, prowadzone śledztwo dopiero nabiera rozmachu, jest jeszcze wiele szczególnie istotnych czynności, które powinna podjąć prokuratura. Chciałbym, aby w tym nadchodzącym nowym roku spełniły się oczekiwania nasze i rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej nie tylko odnośnie do samych relacji z prokuraturą, ale też - co przecież najważniejsze - w kwestii oczekiwań wobec toczącego się śledztwa. Liczę na to, że ze strony polskiej jedną z podstawowych rzeczy, jaka będzie zrealizowana, to rzeczywisty udział polskiego prokuratora w czynnościach śledztwa rosyjskiego. Mamy świadomość tego, że bez udziału Rosjan śledztwa nie uda się przeprowadzić, ale udział polskich prokuratorów tam na miejscu, w Moskwie i Smoleńsku, powinien być większy. Liczę również, że w przyszłym roku uda się wreszcie uzyskać część najistotniejszych dowodów rzeczowych, czyli przynajmniej te elementy wraku samolotu, które powinny być poddane pilnemu badaniu, jak silniki maszyny. Powinny zostać przeprowadzone stosowne ekspertyzy, które ustaliłyby, czy przyczyny tej katastrofy nie leżą po stronie działań samolotu. Jednocześnie trzeba tu mieć na względzie, że wziąwszy pod uwagę warunki, w jakich do tej pory ten wrak przebywał, ta ekspertyza może nie być do końca jednoznaczna, a tym samym wiarygodna. Pewne elementy uległy zniszczeniu, trudno będzie teraz ocenić, czy stało się tak na skutek działań warunków atmosferycznych, czy też stało się tak na skutek wcześniejszego uszkodzenia. Inne szczególnie ważne czynności do przeprowadzenia w najbliższych miesiącach to chociażby pełne odczytanie zapisów rozmów w kokpicie, co przecież miało nastąpić jesienią, a następnie całościowa analiza przebiegu lotu, w tym ostatnich jego sekund. Przydatna w tym zakresie mogłaby być stosowna wizualizacja.
Mówi Pan o czynnościach, które powinny być podjęte dużo wcześniej...
- Oczywiście, że większość z przywołanych czynności powinna być już wykonywana. Polscy prokuratorzy przekonywali opinię publiczną, że uczestniczyli w śledztwie rosyjskim - ale było to w przeważającej mierze jedynie zapoznawanie się z materiałami śledztwa rosyjskiego. To trwało do czerwca. Potem zdecydowano, że nie ma to sensu, co w moim przekonaniu było błędem. Co więcej - sposób ułożenia tej współpracy z Rosjanami od początku nie był korzystny. Polscy śledczy de facto tylko zapoznawali się z materiałami śledztwa, ale nie uczestniczyli w konkretnych czynnościach procesowych, na przykład w przesłuchaniach podstawowych świadków. Co prawda było kilka takich czynności jak uczestniczenie w sekcji zwłok pana prezydenta czy udział polskich śledczych w przesłuchaniach kontrolerów ze Smoleńska. W mojej ocenie, to za mało. Polska prokuratura bezpośrednio po katastrofie smoleńskiej powinna wysłać duży zespół prokuratorów, którzy uczestniczyliby w czynnościach śledczych prowadzonych przez Rosjan. To, że się tak nie stało, oceniam jako podstawowy błąd prokuratury w prowadzonym od blisko dziewięciu miesięcy śledztwie. Polska prokuratura powinna też przeprowadzić własne oględziny miejsca katastrofy Tu-154M. Prokuratorzy bronią się, że uczestniczyli w większej ilości czynności śledczych, ale do dziś nie są w stanie odpowiedzieć nam na pytanie, o które dokładnie czynności - poza tymi wymienionym przeze mnie wcześniej - chodzi. A przecież - co podkreślała też prokuratura - byliśmy do nich dopuszczani przez Rosjan. Nie było więc przeszkód, by nasi biegli od 10 kwietnia uczestniczyli w tych czynnościach. Jeśli była taka potrzeba, to państwo polskie miało obowiązek wysłać taką liczbę prokuratorów, która zabezpieczyłaby miejsce zdarzenia i zapewniła należyte prowadzenie śledztwa. Zdaję sobie sprawę z tego, że skoro naszych śledczych było tylko kilku, to nie mogli uczestniczyć we wszystkich czynnościach, np. jednocześnie przesłuchiwać kontrolerów i dokonać oględzin miejsca zdarzenia.
To kiepskie tłumaczenie... Można było wysłać liczny zespół prokuratorski...
- Oczywiście. Powinna być duża grupa śledczych oddelegowana do Smoleńska.
Liczy Pan na zwrot stronie polskiej materiałów dowodowych w postaci czarnych skrzynek czy wraku samolotu.
- Wyraziłem taką nadzieję, ale przyznaję, że jestem w tej kwestii mimo wszystko sceptyczny. Obawiam się, że tych dowodów szybko nie otrzymamy. Mój sceptycyzm wynika z dotychczasowej współpracy ze stroną rosyjską. Nadal brakuje na przykład podstawowej dokumentacji, jak chociażby w zakresie sekcji zwłok, a przecież przekazanie tych dokumentów to sprawa podstawowa i najprostsza do wykonania. Jeżeli po ośmiu miesiącach od katastrofy brakuje tego materiału, to co dopiero można mówić o dowodach fundamentalnych dla śledztwa? W ciągu najbliższego roku możemy ich nie uzyskać.
W dalszym ciągu więc jesteśmy w ogromnym stopniu uzależnieni od Rosjan...
- Zdecydowanie tak. W dodatku na obecnym etapie, wziąwszy pod uwagę przepisy, jakie zastosowano, niewiele da się już zmienić. W mojej ocenie, można było jednak zawrzeć innego rodzaju umowę, ad hoc, ustną, na mocy której powołano by wspólny zespół śledczy.
Takie deklaracje padały ze strony rosyjskiej tuż po katastrofie, ale strona polska ich nie wykorzystała.
- Rzeczywiście, takie deklaracje padły. Były to deklaracje ustne, ale nic nie stało na przeszkodzie, by sformułować je na piśmie lub oficjalnie poinformować, że jedna ze stron z tych ustaleń się wycofała. Do niczego takiego nie doszło. Tu warto ponownie wrócić do kwestii udziału polskich śledczych w czynnościach procesowych wykonywanych przez Rosjan. Gdyby Polacy byli bardziej aktywni, gdyby bardziej zaznaczali swoją rolę i mieli większe wsparcie polskich władz, to ta współpraca byłaby lepsza. Gdyby natomiast stronie polskiej praktycznie utrudniano możliwość udziału w tych czynnościach, mielibyśmy oczywisty dowód na to, że Rosjanie nie chcą współpracować ze stroną polską.
Premier Donald Tusk zapewnia jednak wciąż, że działania rządu w sprawie smoleńskiej są zdecydowane i przynoszą oczekiwane efekty.
- Nie będę komentował tego, co mówi pan premier. Raz słyszymy, że współpraca z Rosją jest bardzo dobra, a za chwilę słychać, że raport MAK jest nie do zaakceptowania. Trudno mi ocenić, co tak naprawdę myśli rząd i dlaczego tak często zmienia zdanie. Uważam, że ta współpraca ze stroną rosyjską nie jest zadowalająca i że ta aktywność naszych władz mogłaby być większa.
Rodziny skarżą się na uciążliwe przesłuchania w sprawie wycieku z akt śledztwa.
- W mojej ocenie, prokuratura powinna działać w sposób bardzo wyważony, wszczynając kolejne śledztwa dotyczące tzw. przecieków, gdyż bardzo często choćby pośrednio uderzają one w rodziny, które są nękane kolejnymi przesłuchaniami. Od samego początku stałem na stanowisku, że ze względu na charakter katastrofy śledztwo powinno być możliwie jawne. Oczywiście z wyłączeniem tych elementów, które dotyczą sfery prywatnej poszczególnych ofiar i ich rodzin. Wydaje mi się, że to błędna polityka informacyjna prokuratury powoduje, iż co chwila mamy do czynienia z przeciekami ze śledztwa. W mojej ocenie, większość postępowań, które toczą się w chwili obecnej, nie powinno się odbywać i zbędnie odciągać prokuratorów od ich rzeczywistych obowiązków. W żadnym z przypadków nie doszło bowiem do naruszenia interesu śledztwa bądź interesu pokrzywdzonych. Odrębny przypadek stanowi natomiast udostępnienie całości ponad 50 tomów wówczas dostępnych akt i budowanie na podstawie tego materiału wybiórczych i nieuzasadnionych tez, które w szczególności uderzały w najbliższych gen. Andrzeja Błasika. W tym przypadku prokuratura powinna zareagować z całą stanowczością, być może warto byłoby rozważyć również podjęcie działań zmierzających do ochrony dóbr osobistych tych osób, które w wyniku tego upublicznienia doznały największych krzywd.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2010-12-29
Autor: jc