Prokurator żąda czterech lat dla Ryby
Treść
Czterech lat więzienia dla Piotra Ryby i grzywny w ramach nadzwyczajnego złagodzenia kary dla Andrzeja K. zażądał dla oskarżonych w aferze gruntowej prokurator Andrzej Pasieczny. Wczoraj w warszawskim sądzie rejonowym odbyły się mowy końcowe w procesie dotyczącym osób, które powoływały się na wpływy w resorcie rolnictwa i możliwość podjęcia się załatwienia odrolnienia ziemi na Mazurach za łapówkę. Zdaniem Zbigniewa Ziobry, posła do Parlamentu Europejskiego i byłego ministra sprawiedliwości w rządzie PiS, ława oskarżonych w procesie jest "zbyt wąska". Dziś ma zapaść wyrok w tej sprawie.
Prokurator Andrzej Pasieczny zażądał przed sądem czterech lat więzienia dla Piotra Ryby i grzywny w ramach nadzwyczajnego złagodzenia kary dla Andrzeja K., oskarżonych w aferze gruntowej. - Wina oskarżonych nie budzi wątpliwości - ocenił prokurator. Jego zdaniem, Andrzej K., który opowiadał, że ma możliwości odrolnienia dowolnej działki w kraju - przez dojścia w resorcie rolnictwa, kontaktował się z agentem CBA i z Rybą, zasługuje jednak na złagodzenie kary. - Przyznał się, składał obszerne wyjaśnienia. Jego wyjaśnienia przyczyniły się do ujawnienia nieprawidłowości w firmie Dialog i postawienia zarzutów 14 osobom - uzasadniał. Andrzej K. przyznał się w sądzie do tego, że angażując się w sprawę odrolnienia ziemi na Mazurach, popełnił błąd. Prosi o łagodny wyrok.
O drugim oskarżonym Piotrze Rybie, którego obrońcy wnoszą o uniewinnienie, prokurator powiedział, że miał on stały kontakt z urzędnikami resortu rolnictwa i ówczesnym wicepremierem Andrzejem Lepperem. Wyjaśnienia Ryby, że działanie Andrzeja K. to "koleżeńska przysługa" dla niego, prokuratura uznała za niewiarygodne. - Społeczna szkodliwość czynu jest wysoka - zaznaczył oskarżyciel. Podkreślił przy tym "niebywały tupet i chęć zarobienia wielkich pieniędzy przez oskarżonych - co zaprowadziło ich przed oblicze sądu".
Afera gruntowa zaczęła się w lipcu 2007 roku, kiedy to premier Jarosław Kaczyński zdymisjonował wicepremiera Andrzeja Leppera za to, że znalazł się w kręgu podejrzeń sprawy o odrolnienie za łapówkę 39 ha ziemi na Mazurach. Akcja Centralnego Biura Antykorupcyjnego, które śledziło tę sprawę, została jednak utrudniona przez słynny przeciek, który według prokuratury powstrzymał głównych oskarżonych, Andrzeja K. i Piotra Rybę, od zaproponowania łapówki.
Tuż przed mowami stron adwokaci Ryby starali się o wyeliminowanie z procesu dokumentów CBA, które "udawały" akta z gminy Mrągowo. Wnosili o to, by sąd nie uznał ich za dowody w sprawie. Ten wniosek został oddalony.
Zbigniew Ziobro, były szef resortu sprawiedliwości w rządzie PiS, potwierdził swoje wcześniejsze stanowisko na temat tego procesu, że m.in. ława oskarżonych jest "zbyt wąska". - Jeśli chodzi o Andrzeja Leppera, to z relacji mediów i świadków wynika, że jego relacje z Piotrem Rybą były inne niż to, co opowiadał. Krył więc swoje relacje i zaangażowanie w tę sprawę - mówił w niedzielę Ziobro.
Wczoraj natomiast powiedział nam, że dostrzega różnicę między rządem PiS a poprzednimi rządami w prowadzeniu spraw, w które zamieszani są politycy. - Staraliśmy się, by nie było podziału na "równych i równiejszych", żeby politycy tak samo odpowiadali i byli ścigani za przestępstwa jak zwykli obywatele. Jestem przekonany, że gdyby nie ten przeciek, ława oskarżonych byłaby szersza - komentuje Zbigniew Ziobro.
Jacek Dytkowski
"Nasz Dziennik" 2009-08-18
Autor: wa