Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Profesor Wilczur i kultura wyższa

Treść

Przeczytałem właśnie, zresztą po raz pierwszy, "Znachora" i "Profesora Wilczura", dwie słynne, stanowiące wspólnie zamkniętą całość, powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, które tak w okresie międzywojennym, jak i przez wiele następnych dziesiątków lat cieszyły się olbrzymią popularnością wśród polskich czytelników. To typowe, wydawałoby się, powieścidło-romansidło ze wszystkimi właściwymi dla tego gatunku cechami i wadami.

Tak więc roi się w tym dziele od sytuacji zupełnie nieprawdopodobnych, wiele postaci jest przerysowanych, realia kuleją, krew i łzy leją się gęsto, co chwila wybucha jakaś wielka i nieszczęśliwa miłość. Nie jest to jednak, wbrew pozorom, zwykła opera mydlana. Autor potrafi się jednak ustrzec przed szmirą i złym smakiem, ale przede wszystkim potrafi przemycić wiele wartości. Opowieść ta bowiem jest przy okazji opowieścią o tym, jak ważna jest w naszym życiu wierność i odpowiedzialność za drugiego człowieka, szczególnie wtedy, gdy w grę wchodzą poważne uczucia, gdy w grę wchodzi miłość, jak bardzo wtedy trzeba uważać z każdym słowem, gestem, czynem, jak ważne są deklaracje, jak poważne zobowiązania. Jest to również opowieść o społecznej misji, o społecznych obowiązkach, jakie ciążą nieustannie na każdym z nas, o tym jak realizacja przykazania miłości bliźniego powinna się przekładać na codzienną praktykę. Jest to wreszcie opowieść o obowiązkach i powołaniu lekarza oraz każdego pracownika służby zdrowia, o ich etosie, etyce zawodowej, różnych obowiązkach moralnych, które towarzyszą wykonywaniu tej służby. "Znachor" i "Profesor Wilczur" to typowa literatura popularna i rozrywkowa, ale jakoś uszlachetniona, zaopatrzona w wychowawczy klucz, w przesłanie, które przedstawione w takim kontekście ma szansę dotrzeć do wielu, również do tych, którzy nie sięgną do bardziej poważnej literatury. Dziś, gdy księgarnie zapełniają głównie różnego typu rozrywkowe czytadła, warto przypominać utwory Dołęgi-Mostowicza jako pewien wzorzec, do którego czytelnicy, jak i autorzy powinni się odwoływać.
Stanisław Krajski
"Nasz Dziennik" 2009-08-27

Autor: wa