Problem na gazoporcie się nie kończy
Treść
Z Januszem Piechocińskim, posłem Polskiego Stronnictwa Ludowego,
rozmawia Marcin Austyn
Czy, Pana zdaniem, doświadczenia ostatnich dni, w których byliśmy świadkami kryzysu gazowego, spowodują, że rząd zajmie się na poważnie sprawą bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju?
- Przede wszystkim te wydarzenia po raz kolejny potwierdziły, że polska polityka nie dojrzała do wyzwań, które są przed nami. Zarówno w życiu, jak i w polityce można wybrać dwa rozwiązania: można szukać winnego za wszelką cenę albo powiedzieć sobie jasno, że mamy problem. Wówczas trzeba zmobilizować wszystkie siły. Bitwa o gaz w Polsce pokazała bardzo wyraźnie, że polskim politykom ciężko jest mobilizować w sposób racjonalny i solidarny wszystkie siły. Mam nadzieję, że nie będzie dziś tak, jak to bywa z katastrofami autobusowymi, po których liczba konferencji, decyzji, sankcji, zmian w prawie wybucha, po czym po kwartale wszystko to powszednieje.
Jakich działań oczekuje więc Pan od rządu?
- Chciałbym, aby rząd przedstawił plan drogowy dla poprawy bezpieczeństwa energetycznego państwa, nie tylko gazowego. Oczekuję, że w debacie publicznej polscy urzędnicy, politycy nie będą mówić, że coś ma być "zamiast". Wszystkie działania, łącznie z rozważeniem uruchomienia energetyki jądrowej, mają iść obok siebie. Powinien być też poszerzany obszar wielkiego programu poszanowania energii: dla obywateli, przedsiębiorstw, gospodarki. Jeśli nie zredukujemy zapotrzebowania na energię w gospodarce, to będziemy mieli wysokie koszty produkcji, a to źle wpłynie na naszą konkurencyjność. Patrzmy na naszych zachodnich sąsiadów, którzy konsekwentnie wdrażają kolejne programy: wymiany silników, termomodernizacji... W każdym obszarze jest wiele do zrobienia, tym bardziej że obecnie w klasycznej energetyce, opartej w Polsce na węglu, liczba zainstalowanych mocy wcale nie rośnie. Pamiętajmy też o pakiecie klimatyczno-energetycznym. Nie można tylko głosić sukcesu z Brukseli, który merytorycznie patrząc, tak do końca nim nie jest.
Wspomniał Pan o energetyce atomowej. To przecież rozwiązanie na "za kilkanaście lat", a w dodatku uzależniające nas od dostaw uranu... zapewne znowu z Rosji.
- To prawda. Francuzom udało się wmówić Europie, że energia jądrowa jest tania i czysta, a za chwilę będą zamykać pierwsze elektrownie atomowe. Wówczas zobaczymy, ile będzie kosztowała utylizacja, nie odpadów, ale obszarów po tych elektrowniach. Trzeba też rozstrzygnąć, czy polskie społeczeństwo daje przyzwolenie na taką energetykę. Nie można pozwolić, by doszło do takiej sytuacji, że w wyniku awarii, wyborów nagle powstanie ruch społeczny, który zatrzyma taką inwestycję. Dziś takiego problemu nie widać, ale dobrze byłoby, aby te wątpliwości rozstrzygnąć np. w formie aktu referendalnego i by ten głos był wiążący na kolejne pokolenia.
Jakie, Pana zdaniem, działania są dziś najważniejsze?
- Konieczne jest poszerzenie programu wykorzystania źródeł krajowych w każdym segmencie, z uwzględnieniem zwiększenia krajowego wydobycia gazu. Trzeba z satysfakcją przyjąć zalecenia ekspertów, którzy wśród krajów unijnych w naszym regionie wskazali Rumunię i Polskę jako te, które z pomocą unijną powinny mieć przyspieszony proces zwiększania wydobycia gazu. Mamy zasoby. Rocznie wydobywamy tylko 4 mld m sześc. gazu, co odpowiada zapotrzebowaniu polskich gospodarstw domowych. Tę liczbę trzeba zwiększyć. Trzeba też podnieść wielkość naszych magazynów gazowych. Patrząc na zachodnią Europę, mamy duże opóźnienia. Tam zapasy w sytuacjach kryzysowych zabezpieczają dostawy nawet na 270 dni, w Polsce jest to kilkanaście tygodni...
Nie chciałbym też już słyszeć o tym, kto zawalił w sprawie gazoportów. W zamian raz na pół roku chętnie zobaczyłbym raport, na jakim etapie budowy jesteśmy i co dalej. Chciałbym też słyszeć, że na samym gazoporcie się nie kończy, że jest system redystrybucji skroplonego gazu w głąb kraju.
Ministrem gospodarki jest przecież człowiek PSL, więc są możliwości, by naciskać w tych sprawach na rząd...
- Bez względu na to, czyj to jest rząd, z punktu widzenia politycznego, twierdzę, że jest to mój problem. Chciałbym, by rząd uruchamiał procesy decyzyjne, by były one profesjonalnie przygotowane i byśmy byli nie na etapie dyskusji, że osiągnięciem ostatnich 20 lat jest wskazanie z dokładnością do 20 km, że gazoport będzie w okolicach Świnoujścia, tylko chciałbym już widzieć raport oddziaływania na środowisko, dokumenty projektowe, a równocześnie mieć studium ekonomiczne. Jak od słów przejdziemy do czynów, to będzie mniej miejsca na bełkot polityczny, a więcej na dyskusję ekspertów i profesjonalistów.
Jako poseł mam prawo kierować interpelacje i zapytania. Chciałbym, aby obywatele, którzy obserwują całą tę sytuację, mogli rozliczać polityków i urzędników państwowych z tego, co skutecznie robią dla rozwiązania problemu. Nie chciałbym, aby za dwa lata, kiedy np. Rosja zakręci kurek na gazociąg przez Białoruś albo dojdzie do jakiegoś zamachu terrorystycznego, znaczna część potrzebnego nam gazu znów nie mogła do nas dotrzeć. Skoro polskie rządy ogłosiły, że naszym celem jest 30 procent importu gazu z kierunku rosyjskiego, a reszta ma pochodzić ze źródeł krajowych i innych kierunków, to trzeba to zrobić. Trzeba tu jednak pamiętać, że bezpieczeństwo kosztuje, ale powtarzaniem wzajemnych oskarżeń nic tu nie zdziałamy.
Jeszcze inną sprawą jest rozwój górnictwa tradycyjnego, łącznie z wykorzystaniem węgla i przechodzenia na coraz mniej uciążliwe dla środowiska metody jego eksploatacji. Jest tu też kwestia energii odnawialnej. W przyjętym pakiecie klimatycznym mamy dojść do poziomu 14 proc. do 2020 roku, przy średniej unijnej 20 procent udziału odnawialnych źródeł energii. Od tego celu dzieli nas prawdziwa przepaść. Niestety, dziś nie tylko dyskusja wokół geotermii w Toruniu pokazuje, że ten proces dochodzenia do wyznaczonego nam celu może mieć też charakter politycznie kontrowersyjny.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-01-14
Autor: wa