Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Premierowi puszczają nerwy

Treść

Premier Donald Tusk wraz z marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim wyszli tuż przed zakończeniem spotkania u prezydenta w sprawie tzw. afery hazardowej. - Była okazja, aby porozmawiać szczerze, szkoda, że opuścili to spotkanie - komentuje ich zachowanie Władysław Stasiak, szef Kancelarii Prezydenta. - Wydaje się, że premier nie wytrzymał ciśnienia tego spotkania - ocenia jeden z jego uczestników, wicemarszałek Sejmu Jerzy Szmajdziński (SLD). Stasiak podkreślił, że w przypadku niewyjaśnienia tej sprawy grozi nam kryzys polityczny. Lewica już zapowiedziała złożenie wniosku o komisję śledczą, przed którą broni się jednak PO. Szef CBA Mariusz Kamiński zdecydował o zniesieniu klauzuli tajności dokumentów przesłanych do prezydenta, premiera, Sejmu i Senatu zawierających informacje o ewentualnych nieprawidłowościach w toku przygotowywania projektu ustawy o grach i zakładach wzajemnych.
Klub poselski PiS złożył wczoraj do prokuratury wniosek o zbadanie, czy nie doszło do ujawnienia tajemnicy państwowej w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Ministerstwie Sportu i Turystyki, w tym przez Donalda Tuska i Mirosława Drzewieckiego.
- Byłem zdumiony poziomem zdenerwowania, szczególnie ze strony premiera Tuska, przerywał panu prezydentowi, wchodził w słowo - relacjonuje wicemarszałek Sejmu Krzysztof Putra (PiS). Dodał, że był zdumiony, iż nie mógł zapytać o nic premiera. - Zapytałem, czy mogę zadać pytanie - mówił Putra. - A w jakim trybie? - miał odpowiedzieć Donald Tusk.
- Widać było, że premierowi puszczały nerwy - ocenił Szmajdziński. - Panowie w nerwowej atmosferze, nerwowo reagując, opuścili to spotkanie, które kilka minut później się skończyło - dodał.
Szef rządu uważa jednak, że emocje leżały po drugiej stronie. - Poziom zaangażowania i emocji pana prezydenta w czasie tego spotkania wskazuje na ponadstandardowe zainteresowanie, mimo pełnych wyjaśnień, jakie pan prezydent ma do dyspozycji - mówił Tusk po spotkaniu. Powtarzał także formułowane już wcześniej zarzuty o "polityczne" wykorzystywanie tej sprawy. - To, co jest moim zdaniem bulwersujące, to taka próba zrobienia z tej sprawy kwestii politycznego pojedynku - powiedział premier, dodając, że uważa je za niedopuszczalny wstęp do kampanii prezydenckiej. Bronisław Komorowski podkreśla, że "nie może być tak, iż tajne służby [czyli CBA - przyp. red.] piszą w Polsce scenariusze polityczne". - Nie można tego zamiatać pod dywan, wyciszać takich spraw, powołując się na hasła polityczne, zawsze są jakieś wydarzenia polityczne - odpowiadał na zarzuty Tuska Władysław Stasiak.
Politycy koalicji uważają jednak, że spotkanie u prezydenta nie było potrzebne. - Nie wiem, po co to spotkanie - oświadczył po wyjściu z Belwederu Tusk. - Dlatego prezydent zaprosił ludzi, którzy decydują o jakości życia publicznego w Polsce, na rozmowę o tym, jak radzić sobie z tym problemem, jak nie zamiatać pod dywan, tylko wyjaśniać. Jak rozwikływać najtrudniejsze afery dotyczące bezpieczeństwa ekonomicznego państwa, finansów publicznych, dotykające życia politycznego w Polsce - tłumaczył cel spotkania Stasiak.
Jednak te argumenty zdają się nie trafiać do Donalda Tuska. - Biorąc pod uwagę ten materiał, który jest do dyspozycji, niczego nagannego, jeśli chodzi o jego działania w procesie legislacji, nie stwierdziłem - powiedział o Chlebowskim premier. Dodał, że działania byłego szefa klubu PO i ministra sportu Mirosława Drzewieckiego nie wskazują na przekroczenie uprawnień.
Władysław Stasiak argumentował, że konieczne jest w tej sprawie powołanie komisji śledczej, ponieważ jeśli wszystkie siły polityczne nie przystąpią do wyjaśnienia, "z całą pewnością" dojdzie do kryzysu politycznego. - Jeśli nie zostanie powołana komisja śledcza, jeżeli opinia publiczna nie zostanie rzetelnie poinformowana co do istoty tej sprawy, wtedy myślę, że tak [się stanie - przyp. red.]. Ale bardzo liczę na to, że odpowiedzialność polityczna zwycięży - mówił po spotkaniu.
SLD chce komisji śledczej
Złożenie wniosku o powołanie komisji śledczej w sprawie afery hazardowej zapowiedziała wczoraj Lewica. Szef SLD Grzegorz Napieralski mówił, że jej powołanie jest ważne, zwłaszcza po wypowiedziach szefa resortu sprawiedliwości Andrzeja Czumy, który przesądzał o niewinności Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego. Dodał, że liczy na to, iż pierwsza pod wnioskiem podpisze się PO. - To PO mówiła wiele razy, że potrzebne są standardy - powiedział. Jeżeli tak się nie stanie, to będzie oznaczało, że Platforma ma coś do ukrycia. Z wypowiedzi posłów PO wynika, że nie chcą oni powstania komisji. - Komisja powstałaby tylko i wyłącznie na użytek bieżącej polityki. Nie miałaby ona nic wspólnego z wyświetleniem prawdy i okoliczności sprawy - ocenił Grzegorz Dolniak, p.o. szef Klubu Parlamentarnego PO.
- Jeżeli nie w takiej sprawie, to pytam, w jakiej sprawie, bez żartów, to gdzie my jesteśmy? - zastanawiał się Stasiak. - Niech to rzetelnie zbada prokuratura, niech to rzetelnie zbada komisja śledcza, niech sprawę pozna społeczeństwo - dodał.
CBA odtajnienia
To ostatnie może zostać znacznie ułatwione, ponieważ wczoraj szef CBA Mariusz Kamiński zdecydował o zniesieniu klauzuli tajności dokumentów przesłanych do prezydenta, premiera, Sejmu i Senatu, zawierających informacje o ewentualnych nieprawidłowościach w toku przygotowywania projektu ustawy o grach i zakładach wzajemnych. Rzecznik CBA Temistokles Brodowski oświadczył, że decyzja ta ma związek z wnioskiem prezydenta i apelem premiera. Kamiński wniósł także do prokuratora generalnego o wyrażenie zgody na upublicznienie tych dokumentów.
Posłowie PiS zastanawiają się, skąd nastąpił przeciek o prowadzonej akcji CBA. Zbigniew Wassermann zwraca uwagę, że w tej sprawie zachodzi "zbieg nieprzypadkowych okoliczności". Dodaje, że wszystko wskazuje na to, iż "doszło do poinformowania osób będących w kręgu podejrzewanych, że są podsłuchiwani". Tym samym mieliśmy do czynienia z "bardzo poważnym przeciekiem, ujawnianiem tajemnicy państwowej i utrudnianiem lub udaremnianiem postępowania karnego".
Według "Dziennika Gazety Prawnej", za tym przeciekiem ma stać albo sam minister sportu, który miał poinformować o akcji Biura jednego z biznesmenów Ryszarda Sobiesiaka, albo szef jego gabinetu politycznego Marcin Rosół, który dzień wcześniej spotkał się z córką Sobiesiaka.
Media informują też o niejasnościach przy stawianiu zarzutów Kamińskiemu. Według "Rzeczpospolitej", rzeszowscy prokuratorzy sugerują, że szefowi CBA postawiono zarzuty na polityczne zlecenie. "W sprawie afery gruntowej i szefa CBA zaczęły się dziać dziwne rzeczy" - opowiada gazecie prokurator. Dodaje, że sprawa, która jego zdaniem nadawała się do umorzenia, nagle "dostała przyspieszenia".
Drzewiecki z dymisją?
Z informacji przekazanych przez Centrum Informacyjne Rządu wynika, że premier Donald Tusk rozmawiał wczoraj wieczorem z ministrem sportu i turystyki Mirosławem Drzewieckim o doniesieniach "Rzeczpospolitej" na temat przebiegu prac nad zmianami w tzw. ustawie hazardowej. Jednak nie wiadomo, jaki jest efekt tej rozmowy. Premier zapowiadał przed spotkaniem, że będzie "oczekiwał bardziej szczegółowych wyjaśnień" od ministra sportu. Po nim miał podjąć decyzję, czy Drzewiecki może dalej pełnić swoją funkcję w rządzie. Także władze Platformy mają ocenić, na ile może dalej pełnić funkcję w partii. Dopytywany, czy pozostawi Drzewieckiego na stanowisku, premier nie chciał udzielić jednoznacznej odpowiedzi. CIR poinformowało jedynie, że dzisiaj odbędzie się konferencja ministra Mirosława Drzewieckiego.
Jednak na tym nie skończyły się problemy PO z aferą hazardową. Klub Parlamentarny PiS złożył w prokuraturze wniosek o wszczęcie postępowania wyjaśniającego w tej sprawie. Zdaniem PiS, zachodzi uzasadnione podejrzenie, że zostało popełnione przestępstwo przez wysokich urzędników Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Ministerstwa Sportu i Turystyki, w tym premiera i ministra sportu. Posłowie argumentują - powołując się na doniesienia medialne - że Tusk mógł poinformować Drzewieckiego o prowadzonej przez CBA akcji, a ten mógł następnie przekazać tę wiedzę zainteresowanym.
Zenon Baranowski
Współpraca Paweł Tunia

"Nasz Dziennik" 2009-10-03

Autor: wa