Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Prawo i Sprawiedliwość zapowiada konsekwentne podwyższanie płacy minimalnej

Treść

Według zapowiedzi partii rządzącej w 2023 roku płaca minimalna ma wynosić 4 tys. zł brutto. Opozycja twierdzi, że to 40 mld zł wyjętych z kieszeni pracodawców. Rząd tłumaczy, że ma ofertę dla przedsiębiorców. I chce uzależnić ZUS od dochodów.

Pierwsza propozycja resortu rodziny, pracy i polityki społecznej zakładała, że płaca minimalna w kolejnym roku wzrośnie do 2450 zł. Teraz jednak Prawo i Sprawiedliwość chce pójść dalej.

– 1 stycznia 2020 roku płaca minimalna wzrośnie do 2600 zł – mówił w sobotę premier Mateusz Morawiecki.

W roku 2023 ma już wynieść 4 tys. zł.

– To, co stoi za ideą podwyżki płacy minimalnej, to chęć zerwania  z paradygmatem Polski jako mogącej zaoferować światowej gospodarce jedynie tanią siłę roboczą – tłumaczy zastępca rzecznika PiS-u Radosław Fogiel.

Sławomir Neumann z Platformy Obywatelskiej twierdzi, że za wszystko zapłacą pracodawcy.

– To jest ok. 40 mld zł wyciągnięte z kieszeni pracodawców – wskazuje.

Ale Platforma, która chętnie liczy wydatki na program PiS-u, sama ma problem, by określić, ile będzie kosztował jej program.

– Nie da się tego policzyć w jednym roku, bo wszystko nie będzie wprowadzane pierwszego dnia po wyborach – mówi Sławomir Neumann.

Z drugiej strony PiS odbija piłeczkę i przekonuje, że koszty podwyższenia płacy minimalnej weźmie na siebie państwo.

Partia rządząca ma swoją ofertę dla przedsiębiorców.

– Idziemy w kierunku liczenia ZUS-u od dochodu. I takiego zagwarantowania, żeby było łatwiej tym, którzy mają niższe dochody – akcentował na konwencji PiS premier RP.

Do tego dochodzi jeszcze zwiększenie kwoty, do której można rozliczać się ryczałtowo. Jeszcze wtedy, gdy padła sugestia, że płaca minimalna może być w przyszłym roku wyższa niż 2450 zł, swoje obawy wyrażał Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców Adam Abramowicz.

– Bardzo trzeba uważać, żeby ta płaca minimalna nie spowodowała odpływu stanowisk pracy – mówił.

I te obawy podzielał wtedy Maciej Witucki z Konfederacji Lewiatan.

– Ta najniższa pensja jest często w firmach, które tworzą najniższą wartość stosowaną, i jeśli my ją będziemy bardzo szybko podnosić możemy spotkać się z tym, że będziemy mieli co prawda pracowników, którzy mają obiecane wyższe pensje, ale nie będą mieli pracy, bo firmy, które ich zatrudniają, upadną – wskazywał prezydent Konfederacji Lewiatan.

Wtedy jednak na stole nie było jeszcze propozycji liczenia ZUS-u od dochodu. Premier już wczoraj uspokajał.

– Będziemy robić wszystko, żeby też mali i średni przedsiębiorcy jak najlepiej mogli sobie poradzić w Polsce, bo ci duzi zawsze sobie łatwiej poradzą – mówił Mateusz Morawiecki.

Lewica podkreśla, by wszystko uzgadniać tutaj z pracodawcami. I sama ma taki plan.

– Zawrzemy 10-letni pakt dochodzenia do tej pensji z pracodawcami. Tak, aby nie rozwalić z jednej strony gospodarki, a z drugiej strony odpowiedzieć na aspiracje Polek i Polaków, jeśli chodzi o płace – akcentuje Krzysztof Śmiszek z Wiosny.

Ale rząd odpowiada, że nie zrobi nic, co miałoby zaszkodzić kondycji przedsiębiorców. Więcej, wskazuje, że wszystkie obietnice są już policzone.

– Na pewno mają swoje uzasadnienia w budżecie i te możliwości finansowe na pewno będą mogły być zrealizowane w przyszłości – wskazuje Paweł Sałek, doradca prezydenta RP ds. klimatu.

ZUS od dochodu – jako odpowiedź na płacę minimalną – może przekonać przedsiębiorców – mówi socjolog prof. Arkadiusz Jabłoński.

– Bardzo wyraźnie wybrzmiało, że to nie będzie kosztem pracodawców – akcentuje.

Rosnąca płaca minimalna – to obok trzynastej i czternastej emerytury oraz wyrównania dopłat dla rolników – element tzw. hattricku Kaczyńskiego.

TV Trwam News

Źródło: radiomaryja.pl,

Autor: mj