Pracownik IPN dziennikarzem "Gazety Polskiej"?
Treść
Nazwisko znanego historyka dr. Jana Żaryna wymieniane jest na łamach "Gazety Polskiej", w tzw. stopce redakcyjnej, jako członka redakcji tego tygodnika. Żaryn to na co dzień dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN, posiada szeroki dostęp do dokumentów archiwalnych. Co więcej - specjalizuje się w historii Kościoła w okresie PRL; to właśnie on szeroko komentował dokumenty dotyczące sprawy ks. abp. Stanisława Wielgusa, dokumenty, które jako pierwsza ujawniła... "Gazeta Polska". Przypadek? Sam Żaryn umieszczenie go w stopce redakcyjnej nazywa nadużyciem, jednak nie wyjaśnia to sprawy, zwłaszcza że wyjaśnienia pracownika IPN i Tomasza Sakiewicza, naczelnego "Gazety Polskiej", są ze sobą sprzeczne. - Jestem współpracownikiem "Gazety Polskiej", czasami publikuję tam swoje artykuły. Ale nie czuję się redaktorem czynnie zaangażowanym - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" dr Jan Żaryn, który twierdzi, że o tym, iż na łamach "Gazety Polskiej" wymieniony został w składzie redakcji jako dziennikarz działu "Historia" dowiedział się dopiero od nas. Okazuje zaskoczenie, gdyż - jak zapewnia - "nie czyta stopek redakcyjnych". Żaryn to bez wątpienia dzisiaj jeden z najwybitniejszych historyków młodego pokolenia, specjalizujących się w tematyce dotyczącej stosunków Kościół - Państwo w okresie PRL, prześladowania duchownych przez komunistyczną bezpiekę i oficjalnych relacji księży z władzą. W 2004 roku wydał "Dzieje Kościoła katolickiego w Polsce w latach 1944-1989" będące najbardziej kompleksowym opracowaniem tego tematu, jakie pojawiło się w Polsce. Dla każdej gazety poruszającej w swoich publikacjach tematykę historyczną Żaryn byłby "łakomym kąskiem". Problem w tym, że od grudnia 2000 roku jest również pracownikiem Biura Edukacji Publicznej IPN, a 11 stycznia 2006 roku powołany został na stanowisko dyrektora BEP. Z tego tytułu ma szeroki dostęp do materiałów zgromadzonych w archiwach IPN. Część z nich wykorzystywana jest w opracowaniach i publikacjach umieszczanych w wydawanym przez IPN "Biuletynie". Czy rzeczywiście jednak trafiają tylko tam? Wątpliwości jest wiele Umieszczenie bowiem w stopce redakcyjnej nazwiska dr. Żaryna i przedstawianie go jako dziennikarza "Gazety Polskiej" nie może nie budzić wątpliwości. Zwłaszcza w kontekście "ujawnienia" przez nią niektórych, niedostępnych dla dziennikarzy "esbeckich teczek", m.in. dokumentów dotyczących sprawy ks. abp. Stanisława Wielgusa. Przypomnijmy - "Gazeta Polska" jako pierwsza informowała o rzekomej współpracy duchownego z komunistyczną służbą bezpieczeństwa. Na dowód przedstawiano jednak jedynie sygnaturę akt, które miały dotyczyć ks. abp. Wielgusa. W kolejnych publikacjach powoływano się już na konkretne dokumenty ze zbiorów IPN. Czy Jan Żaryn specjalizujący się właśnie w historii Kościoła miał do nich dostęp? Trudno przypuszczać, by tak wysoko postawiona osoba w Instytucie Pamięci Narodowej specjalizująca się właśnie w "tematyce kościelnej", autor szeregu publikacji dotyczących Kościoła i bezpieki, dyrektor Biura Edukacji Publicznej nie znał dokumentów, które "przeciekły" do "Gazety Polskiej". A to pozwala na zadanie pytania o zależność Żaryna - historyka, i Żaryna - dziennikarza "GP". - Rzeczywiście może to budzić pewne skojarzenia, ale są one nieprawdziwe. Nie jestem dziennikarzem "Gazety Polskiej", nie jestem zatrudniony w niej na etacie, nie pobieram za swoje publikacje żadnego wynagrodzenia - zapewnia Żaryn. Warto jednak przypomnieć, że to właśnie on w mediach jako przedstawiciel IPN komentował, omawiał i oceniał dokumenty dotyczące sprawy arcybiskupa. Przekonywał, że cząstkowe materiały, na jakie powoływały się media, wystarczą do uznania arcybiskupa za konfidenta bezpieki. Również te ujawnione przez "Gazetę Polską", w której redakcyjnym składzie jest do dzisiaj wymieniany. - Jeżeli jestem rzeczywiście umieszczony w stopce redakcyjnej "Gazety Polskiej", zainterweniuję. To spore nadużycie. Nie jestem członkiem redakcji tej gazety - ucina Żaryn. Żaryn i Sakiewicz - sprzeczne wyjaśnienia Redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz, którego poprosiliśmy o rozmowę w tej sprawie, jest zdania, że to wyolbrzymiony problem, i przekonuje, iż umieszczenie nazwiska pracownika IPN to... "pozostałość z dawnych czasów". Jak twierdzi Sakiewicz, Żaryn był dziennikarzem "Gazety Polskiej" jeszcze przed powstaniem Instytutu Pamięci Narodowej, a więc jeszcze przed 2000 rokiem. Jednak zapewnienia Sakiewicza i Żaryna są częściowo sprzeczne. - Nazwisko pozostało od dawna, ale dr Żaryn już dla nas nie pisuje - przekonywał w rozmowie z nami redaktor Sakiewicz. - Jestem współpracownikiem. Od czasu do czasu coś napiszę. Ale bardzo rzadko - mówił chwilę wcześniej dr Jan Żaryn. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2007-06-20
Autor: wa