Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Powrót lekarzy do szkół

Treść

Zaledwie o 3 procentach dzieci w wieku szkolnym można powiedzieć, że są całkowicie zdrowe. Wśród uczniów nagminnie występują wady postawy, zgryzu, próchnica, kłopoty ze wzrokiem, słuchem, nierozpoznane alergie. Wiele dzieci nie miało podstawowych szczepień ochronnych - alarmuje Polskie Towarzystwo Pediatryczne. Lekarze chcą, by Ministerstwo Zdrowia utworzyło w szkołach i sfinansowało pediatryczne punkty konsultacyjne. Resort obiecuje wyasygnowanie specjalnych środków, nie określa jednak ich wysokości ani terminu powstania punktów.
Aby lekarz mógł zobaczyć zdrowe dziecko, muszą się z nim zgłosić rodzice. Niestety, wielu z nich idzie do lekarza dopiero wtedy, gdy dziecko jest chore. Dlatego wielu małych pacjentów w ogóle nie jest objętych badaniami profilaktycznymi, a problemy odkrywamy wtedy, kiedy są już naprawdę poważne - mówi prof. Alicja Chybicka, prezes Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego. - Kiedyś, gdy w pierwszych latach życia dziecka rozpoznano schorzenie, np. zaburzenia metaboliczne, wadę serca, alergię, następował przydział do odpowiedniej grupy dyspanseryjnej, a książeczka zdrowia wydawana była w innym kolorze. Oznaczało to częstsze kontrole u pediatry i większą uwagę lekarza szkolnego. Obecnie żaden ślad po tej dobrej praktyce nie został - tłumaczy. Profesor Chybicka zaznacza przy tym, że każde dziecko musi być w ciągu roku przebadane, a uczniowie, których zdrowie wymaga szczególnej troski, powinni znajdować się pod stałą opieką lekarską. Stąd apel PTP o utworzenie pediatrycznych punktów konsultacyjnych. Byłyby to punkty finansowane przez Ministerstwo Zdrowia i miałby się znajdować na terenie szkół podstawowych lub poza nimi, tj. na przykład w szpitalu czy ośrodku zdrowia. Rodzice mogliby w nich szukać porady pediatry lub lekarza rodzinnego. PTP zakłada, że opieką takiego punktu miałyby zostać objęte szkoły w całej Polsce; jeden punkt przypadałby na kilka szkół. - Rodzice na pewno będą z tego zadowoleni. W tej chwili ludzie są zapracowani, nie mają czasu na skontrolowanie stanu zdrowia dziecka, a przecież wiadomo, że im wcześniej rozpozna się chorobę czy nawet drobne defekty, tym lepiej. Lekarz miałby obowiązek przebadania każdego dziecka przynajmniej raz w roku, co zminimalizowałoby liczbę poważnych chorób u dzieci. Tu musi być działanie rządowe - przekonuje prezes PTP. Zauważa, że przyniosłoby to również wymierne korzyści w przyszłości. Zdrowe dzieci to przecież za parę czy paręnaście lat zdrowi pracownicy.
Jak zapewnia resort zdrowia, w Departamencie Matki i Dziecka w Ministerstwie Zdrowia trwają już prace nad propozycjami pediatrów w zakresie opieki zdrowotnej nad dziećmi w wieku szkolnym. Nie udało się nam niestety dowiedzieć, na jakim są etapie, ani ile środków ministerstwo może wyasygnować na utworzenie punktów konsultacyjnych. Resort nie określa też terminu ich przekazania. Pediatryczne punkty konsultacyjne powstały już we Wrocławiu. Program finansuje tamtejszy urząd miejski. Jak poinformowało "Nasz Dziennik" biuro prasowe urzędu, przyczyniły się do tego zatrważające wyniki badań uczniów przeprowadzonych na Dolnym Śląsku. W ubiegłym roku po przebadaniu przez lekarzy z Kliniki Transplantacji Szpiku, Hematologii i Onkologii Dziecięcej Akademii Medycznej we Wrocławiu 30 tys. tamtejszych uczniów okazało się, że na sto przebadanych dzieci tylko troje jest zupełnie zdrowych. Wiele z nich ma liczne alergie, wady postawy, zgryzu, próchnicę, kłopoty ze wzrokiem i słuchem. Sporo dzieci nie zostało poddanych szczepieniom.
3,20 zł za ucznia
Opieka medyczna w placówkach oświatowych to dziś głównie gabinety stomatologiczne i pielęgniarki szkolne. Obsadę w gabinetach zapewniają zakłady opieki zdrowotnej w ramach kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia. W ramach świadczeń finansowanych przez NFZ uczniowie mogą liczyć na przeprowadzane raz w roku badanie z instruktażem higieny jamy ustnej, trzy razy w roku na badania kontrolne oraz na jednokrotne lakowanie do ukończenia 7. rż., a później - raz na kwartał lakierowanie wszystkich zębów stałych. Leczenie jest więc ograniczone kontraktami z NFZ, ponadto gabinety stomatologiczne są najczęściej wyposażone w przestarzały sprzęt. W szkołach brakuje też pielęgniarek. W niektórych są one tylko przez dwa, trzy dni w tygodniu.
- W mojej placówce pielęgniarka była tylko trzy razy w tygodniu. To za mało, zważywszy, że w mojej szkole jest ponad 640 uczniów. Poza tym osoba ta dorabia w innej placówce. Lekarz przyjeżdża tylko na szczepienia, na co dzień go nie ma - informuje Bogusława Kornaszewska, dyrektor XLII LO im. Marii Konopnickiej w Warszawie.
Pielęgniarka szkolna zajmuje się m.in. prowadzeniem testów przesiewowych, przygotowaniem do profilaktycznych badań lekarskich, przekazywaniem informacji o kwalifikacji lekarskiej do wychowania fizycznego, prowadzeniem edukacji zdrowotnej i udzielaniem pomocy w nagłych wypadkach.
Jak zaznacza Małgorzata Wojciechowska, prezes Krajowego Stowarzyszenia Pielęgniarek Medycyny Szkolnej, deficyt białego personelu w szkołach wynika ze zbyt niskich stawek, jakie otrzymują z NFZ. Pielęgniarki opłaca zakład opieki zdrowotnej z puli pieniędzy, które otrzymuje w ramach kontraktu z NFZ. Stawka, według której rozlicza się pracę pielęgniarki, pozostaje od trzech lat niezmienna. To 3,20 zł na ucznia miesięcznie. Przy liczbie dwustu uczniów miesięczne wynagrodzenie pielęgniarki szkolnej to nieco ponad 600 złotych. NFZ tłumaczy, że wszystko rozbija się pieniądze. - Na to, aby w każdej szkole pielęgniarki były przez cały tydzień, oprócz posiadanych środków fundusz potrzebowałby dodatkowo kilkuset tysięcy złotych. A tego brak - tłumaczy NFZ. W szkołach brakuje też lekarzy pediatrów.
Obecnie umowę z NFZ za pediatrę podpisuje albo dyrektor przychodni, albo lekarz rodzinny (w przypadku wiejskich ośrodków zdrowia występuje on często w randze dyrektora placówki). Powodem braku pediatrów jest też i to, że NFZ nie chce płacić za wizyty domowe i patronażowe (przeprowadzane po urodzeniu dziecka), które dotąd przeprowadzał pediatra w ramach umowy z przychodnią. Obecnie fundusz wstrzymał na to środki i w efekcie lekarze wolą przechodzić na własną działalność, niż zawierać z nim kontrakty.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik 2010-04-06

Autor: jc