Powodzianie głosowali na Kaczyńskiego
Treść
Wśród Polaków, którzy mogli współdecydować o tym, kto zostanie prezydentem na najbliższych pięć lat, byli też powodzianie. W pierwszej turze nie zawsze mogli głosować w jeszcze zalanych bądź zniszczonych przez powódź lokalach wyborczych. Teraz nieco chętniej wybierali się do urn.
Niektórzy z powodzian w pierwszej turze, aby dotrzeć do urn, musieli płynąć łódką. Również nie wszyscy, rozgoryczeni brakiem pomocy rządowej w najtrudniejszych chwilach, zdecydowali się na udział w wyborach. Między innymi dlatego w woj. podkarpackim i świętokrzyskim, które najbardziej ucierpiały w wyniku powodzi, w pierwszej turze frekwencja była nieco niższa niż średnia w kraju. 20 czerwca na Podkarpaciu do urn poszło niespełna 54 proc. mieszkańców uprawionych do głosowania. Teraz ludzie, których zapytaliśmy, na ogół odpowiadali, że pójdą oddać swój głos. - Zawsze biorę udział w wyborach, to już tradycja, obowiązek i przywilej demokracji, z którego mogę skorzystać - mówi jeden z wyborców w Tarnobrzegu. Podobnie jest w pobliskim Sandomierzu. Jak powiedział nam Andrzej Składowski, przewodniczący Obwodowej Komisji Wyborczej nr 2 w Sandomierzu, przeniesionej z zalanej szkoły do Przedszkola Samorządowego przy ul. Portowej, do południa spośród 1470 osób uprawnionych do głosowania do urn poszło ok. 12 proc. wyborców. - W pierwszej turze frekwencja wyniosła 30,4 proc., ale teraz powinno być lepiej - uważa przewodniczący Składowski. W pierwszej turze wygrał tam nieznacznie Jarosław Kaczyński. Dość niska frekwencja na tym terenie wynikała m.in. z faktu rozgoryczenia spowodowanego brakiem pomocy rządowej. Ludzie są wciąż niedoinformowani co do możliwości otrzymywania zapomóg, m.in. dlatego nie są przychylni dla obecnie sprawujących władzę. Zbigniew Rusak, przedsiębiorca z Sandomierza, którego zakład gastronomiczny - jedyne źródło dochodu rodziny - poważnie ucierpiał w wyniku powodzi, poszedł na wczorajsze wybory, bo uważa to za swój obowiązek, jednak nie chciał zdradzić, na kogo oddał swój głos. - W pierwszej turze głosowałem na całkiem innego kandydata niż obecnie. Teraz też musiałem dokonać wyboru - podkreśla. Jego zdaniem, ludzie raczej idą na wybory, choćby mieli skreślić jednego i drugiego kandydata.
Wotum nieufności dla rządu Są jednak tacy, którzy myślą inaczej.
- Zasadniczo w tych miejscach, gdzie przyszła powódź, ludzie są oburzeni brakiem pomocy. W sobotę robiłem dokumentację zdjęciową i muszę powiedzieć, że w wielu miejscach wciąż jest tragedia. Szare otoczenie. Domy i płoty wyglądają wciąż jak po wojnie. W tym klimacie rozgoryczenia ludzie nawet nie myślą o wyborach, ale o tym, jak w ciągu najbliższych miesięcy, nawet przed zimą, usunąć zniszczenia - dodaje Zbigniew Rusak, który jest inicjatorem uzyskania na drodze sądowej odszkodowań od rządu za szkody powodziowe. W tych regionach już tradycyjnie ludzie szli do urn po nabożeństwach. - Uważam, że każdy dorosły powinien pójść głosować. Czuję się odpowiedzialny za to, co może się stać w Polsce. Tylko oddając swój głos, możemy potem krytykować. Tymczasem niektórzy siedzą w domu, a potem narzekają. Dzisiaj wybieramy najważniejszą osobę w państwie i to od nas zależy, kto to będzie. Ja oddałem swój głos na Jarosława Kaczyńskiego - powiedział nam Henryk Mądry, pracownik huty w Sandomierzu. - Każdy obywatel powinien głosować i ja to robię. To także element patriotyzmu - mówi Edward Jaworski, emerytowany nauczyciel, prezes Akcji Katolickiej w Sandomierzu Nadbrzeziu. W Jaśle, gdzie w wyniku powodzi ucierpiało ponad 10 tysięcy mieszkańców, większość uporała się już ze sprzątaniem swoich domów. Zdaniem Marii Kurowskiej, burmistrz Jasła, fakt powodzi nie powinien przełożyć się na frekwencję, bardziej natomiast na wynik wyborczy kandydata PO, co pokazała już pierwsza tura. - Ludzie zostali zalani przez powódź i zdają sobie sprawę z tego, że pewne inwestycje przeciwpowodziowe rozpoczęte przez rząd PiS zostały wstrzymane przez PO i to może ująć głosów Bronisławowi Komorowskiemu - powiedziała nam burmistrz Jasła. W pierwszej turze w Jaśle zdecydowanie zwyciężył Jarosław Kaczyński, otrzymując 47 proc. głosów, a jego polityczny konkurent 34. - W ciągu ostatnich dwóch tygodni politycy PO przypuścili prawdziwy szturm na Jasło. Było tu wielu ministrów z obietnicami, ale nie sądzę, by to coś dało - przyznaje Kurowska. Rozgoryczeni są także mieszkańcy rolniczych gmin na Śląsku. W wielu miejscach ich uprawy zalała woda, która na polach gdzieniegdzie jeszcze stoi. Rolnikom, hodowcom brakuje paszy dla zwierząt, ale nikt się specjalnie o to nie troszczy. Mogą egzystować tylko dzięki solidarnej pomocy innych hodowców z terenów, które powódź ominęła, a którzy ofiarnie przekazują siano i paszę poszkodowanym. W tej sytuacji rolnicy nie ukrywają, że w ogóle nie chcą głosować, a już na pewno nie na kandydata partii rządzącej, która nic bądź niewiele zrobiła dla powodzian.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2010-07-05
Autor: jc