Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polskość w ujęciu Korzeniowskiego

Treść

Joseph Conrad - jeden z największych pisarzy w historii literatury - kim był? Dziś wielu powtarza, że to Anglik pochodzenia polskiego. Gdy ukazała się jego pierwsza powieść - "Szaleństwo Almayera" jej pierwszy recenzent napisał: "Ten Polak jest geniuszem". W 1924 r. premier Wielkiej Brytanii ofiarowuje Conradowi w imieniu króla tytuł szlachecki za zasługi na polu literatury. Conrad odmawia przyjęcia tej godności. Nakazuje swojemu najmłodszemu synowi odrysować herb rodowy Korzeniowskich - "Nałęcz" i umieszcza go na wszystkich nowych wydaniach swoich książek. Do końca życia pozostaje Korzeniowskim. Conrad - to był tylko jego pseudonim literacki. Przeczytałem ostatnio jego autobiograficzne dzieło pt. "Ze wspomnień". Bardzo dużo w nim o Polsce. Ojciec Conrada za walkę o niepodległość Polski zostaje zesłany w głąb Rosji. Jego matka decyduje się jechać z mężem i zabrać ośmioletniego syna. Rosjanie mówią jej: "Warunek jest jeden - będziesz traktowana jak zesłanka". Ciężko chora dostaje trzymiesięczny urlop, który spędza w Polsce. Gdy powraca na zesłanie jest umierająca. Kilka lat później osamotniony ojciec decyduje się wysłać syna do Polski. Conrad już jako słynny pisarz krótko charakteryzuje życie swojej matki: "wcieliła wspaniale ideał polskiej kobiety". We wspomnianej książce Conrad pisze, że polskość to "tradycja wolności", że to "rycerski pogląd na moralne wędzidła". Pisarz stwierdza też, że to, co dla nas najbardziej charakterystyczne, to: "Bezstronny pogląd na ludzkość we wszystkich jej fazach wspaniałości i nędzy, a przy tym szczególny szacunek dla praw tych, co na tej ziemi pozbawieni są przywilejów, szacunek nie wypływający z pobudek mistycznych, lecz oparty na gruncie prostego koleżeństwa i szlachetnych wzajemnych usług". Całe życie towarzyszył mu pewien niepokój sumienia, niepokój, który wtedy i dziś mogłoby podzielać setki tysięcy Polaków. Pod koniec życia ujął go krótko, opisując dzieje swojego dziada, który walcząc o Polskę, umierał z głodu i pewnego dnia zabił i zjadł wiejskiego psa: "Zjadł go oczywiście, by zaspokoić głód, ale także by nasycić nieugaszone patriotyczne pragnienie, podżegane potężną wiarą, która żyje po dziś dzień (...) I oglądane w tym świetle moje własne pożywienie - de la vache enragée [pożywienie niedostatku - dop. S.K.] - wydaje mi się niedorzecznym i dziwacznym sposobem dogadzania sobie samemu; bo dlaczegóż ja - syn kraju, który ludzie tacy jak mój dziad i jego koledzy orali pługami i zraszali swą krwią - puściłem się na szerokie morza w pogoni za fantastycznymi potrawami z solonego mięsa i twardych sucharów? Przy najżyczliwszym rozpatrywaniu tej kwestii wydaje mi się ona nierozwiązywalna. Niestety! Jestem przekonany, że istnieją ludzie o nieskazitelnej prawości, którzy gotowi są wyszeptać z pogardą słowo: dezercja". Stanisław Krajski "Nasz Dziennik" 2007-03-01

Autor: wa