Polska rewelacją mistrzostw Europy
Treść
26 lat czekaliśmy na medal polskich siatkarzy w mistrzostwach Europy. Doczekaliśmy się teraz, za sprawą fantastycznej drużyny prowadzonej przez Argentyńczyka Daniela Castellaniego, choć jeszcze tuż przed rozpoczęciem turnieju wydawało się to zadaniem może nie niewykonalnym, ale szalenie trudnym. Tymczasem Biało-Czerwoni w kapitalnym stylu wykorzystali swą szansę i potwierdzili, jak wielki drzemie w nich potencjał.
Pokaz siły
Przed sobotnim półfinałem Bułgarzy starali się podważać siłę i możliwości naszego zespołu. Powtarzali, że Polacy mieli łatwą drogę do najlepszej czwórki, że uniknęli rywalizacji z najgroźniejszymi rywalami, wysoko sklasyfikowanymi w światowym rankingu. Czyli krótko mówiąc, byli szczęściarzami. Biało-Czerwoni na te zaczepki zareagowali w sposób najlepszy z możliwych - sportową złością i arcymotywacją. W pierwszym secie wyrównana walka trwała do stanu 11:11. Potem nasi zdobyli cztery punkty z rzędu, na przerwę techniczną, po bloku Marcina Możdżonka, drużyny zeszły przy stanie 16:12. Do końca partii już nic się nie zmieniło. Kolejna odsłona rozgrzała kibiców do czerwoności. Twarda, nieustępliwa walka trwała od pierwszej do ostatniej piłki, długo prowadzili Bułgarzy, nasi wyrównali, w końcówce jedni i drudzy mieli piłki setowe, kropkę nad i postawili nasi. Zapamiętaliśmy fantastyczny, kluczowy pojedynczy blok Bartosza Kurka i decydujący atak Piotra Gruszki. Czyli młodość i doświadczenie, które powiodło do sukcesu biało-czerwoną drużynę. W trzecim secie rozpędzeni Polacy nie dali już sobie odebrać zwycięstwa. Grali świetnie, niemal perfekcyjnie, co zauważył m.in. prowadzący rywali Włoch Silvano Prandi. A nasi świętowali. - Od chwili, w której dostaliśmy się do czwórki, marzyłem o finale - mówił Piotr Gacek. - Było świetnie, ale jestem pewien, że możemy zagrać jeszcze lepiej - dodawał Paweł Zagumny.
Drugi półfinał odebrał wszelkie argumenty tym, którzy podważali naszą drogę do najlepszej czwórki. Francja, która rozpoczynała turniej w "polskiej" grupie, okazała się lepsza od mającej mocarstwowe aspiracje Rosji.
Złoto jest nasze!
Zanim rozpoczął się wielki finał, mecz o brązowy medal rozegrały Bułgaria z Rosją. Spodziewaliśmy się wyrównanej walki, emocji, tymczasem poza drugim i fragmentami trzeciego seta wyraźnie dominowali nasi rywale z soboty, wygrywając 3:0. Niespodzianka? Na pewno, Rosjanie wyglądali na rozbitych po porażce z Trójkolorowymi. Wreszcie jednak o 19.30 rozpoczął się pojedynek, na który czekaliśmy... 26 lat. Polacy byli faworytami. Pokonali Francuzów podczas sierpniowych kwalifikacji do mistrzostw świata, pokonali i na inaugurację mistrzostw Europy. Ale już pierwsze piłki wczorajszego meczu pokazały, że łatwo nie będzie. Trójkolorowi wyszli na boisko bojowo nastawieni, uskrzydleni zwycięstwem nad Rosją. I choć nasi zaczęli od prowadzenia 3:1 i 4:2, kolejne cztery punkty zdobyli rywale. Kiedy po asie serwisowym Romaina Vadeleux Francuzi wygrywali 10:7, Castellani poprosił o czas. Poskutkowało. Kapitalna obrona Piotra Gacka, skuteczne ataki Michała Bąkiewicza i Piotra Gruszki pozwoliły naszym wyrównać. Za chwilę znów trafił niezawodny Gruszka i prowadziliśmy! Końcówka seta rozgrzała kibiców. Przy stanie 20:19 dwoma asami popisał się Daniel Pliński i wydawało się, że jest po wszystkim. Nic z tego! Przeciwnicy wyrównali, potem mieli piłkę setową. Obroniliśmy, potem kolejną. Wreszcie jednak dwa razy z rzędu fantastycznie zaatakował Kurek i wygraliśmy!
Drugi set zaczął się źle. Francuzi prowadzili 9:6, potem 11:8. Na szczęście nasi szybko odrobili straty, a po drugiej przerwie technicznej stało się jasne, że partia padnie łupem Biało-Czerwonych. Fantastycznego asa zaserwisował Michał Ruciak, zdenerwowali rywale obijali siatkę i taśmę. Polacy wygrali pewnie, a kropkę nad i postawił rewelacyjny Gruszka.
W tym momencie nasi znaleźli się w świetnej sytuacji, krok od złotego medalu. Czy to jakaś dekoncentracja, czy chwila słabości, ale w trzecim secie obraz gry diametralnie się zmienił. Francuzi błyskawicznie uzyskali sporą przewagę (8:4, 10:5), a Polacy nie potrafili znaleźć recepty. Atakowali w blok lub poza końcowe linie, Trójkolorowi trafiali regularnie. Efekt: błyskawicznie przegrana partia, niemal bez walki.
Stało się jasne, że tytuł trzeba będzie wydrzeć, wymęczyć po strasznej walce. Na szczęście nasi nie podłamali się słabym trzecim setem, w kolejnym znów rzucając na szalę wszystkie swe umiejętności i wielkie serce. Chwilami było pięknie, chwilami nerwowo i dramatycznie. Prowadziliśmy 6:4, potem 8:5 i 10:8. Świetnie i skutecznie atakował Kurek, blok rywala obijał Gruszka. Ale Trójkolorowi wyrównali. Przy wyniku 15:15 Michał Bąkiewicz fantastycznie zablokował Antonina Rouziera i znów wygrywaliśmy. Za chwilę Rouzier zaatakował w aut i zdobyliśmy dwa punkty przewagi. Końcówka była widowiskiem tylko dla wyjątkowo odpornych na stres i nerwy. Nasi wygrywali 22:20, Francuzi wyrównali. Kolejny punkt zdobył Gruszka, za chwilę był remis. Emocje sięgały zenitu. Po ataku Plińskiego mieliśmy piłkę meczową, później kolejną. I wreszcie Gruszka zadał cios decydujący, na wagę zwycięstwa, na wagę mistrzostwa Europy. - Kiedy zaczynałem pracę w Polsce, nie przypuszczałem, że tak szybko uda nam się wejść na szczyt, osiągnąć tak wysoki poziom. Przed mistrzostwami marzyłem o czwórce i już taki wynik uznałbym za sukces. Tymczasem zdobyliśmy złoto. Przyszło mi pracować z fantastycznymi zawodnikami, którzy uwierzyli mojej filozofii i pracowali niezwykle ciężko, by osiągnąć niesamowity sukces - powiedział Castellani.
Piotr Skrobisz
Wyniki:
Półfinały: Polska - Bułgaria 3:0 (25:19, 30:28, 25:20), Francja - Rosja 3:2 (25:18, 25:22, 25:27, 15:25, 17:15). Finał: Polska - Francja 3:1 (29:27, 25:21, 16:25, 26:24). Mecz o trzecie miejsce: Bułgaria - Rosja 3:0 (25:18, 26:24, 25:21).
Złota polska drużyna
Zbigniew Bartman, Michał Bąkiewicz, Piotr Gacek, Piotr Gruszka, Jakub Jarosz, Bartosz Kurek, Marcin Możdżonek, Piotr Nowakowski, Daniel Pliński, Michał Ruciak, Paweł Woicki, Paweł Zagumny.
Autor: wa