Polonia uciszyła Cichą
Treść
Piłkarze Polonii Warszawa wygrali w Chorzowie z Ruchem 1:0 w ostatnim meczu 12. kolejki piłkarskiej ekstraklasy. Przeszła ona do historii z powodu liczby widzów na trybunach, wszak osiem spotkań obejrzało łącznie ponad 112 tysięcy fanów. W poniedziałek z pracą w Zagłębiu Lubin pożegnał się Jan Urban, zastąpiony przez Pawła Hapala.
Polonia przyjechała na Cichą z mocnym postanowieniem przerwania kiepskiej passy (w tym sezonie na wyjeździe pozostawała bez zwycięstwa), z kolei Ruch, podbudowany wygraną w śląskich derbach z Górnikiem, chciał zapisać na koncie kolejne trzy punkty. Początek zapowiadał emocje, najpierw bliski szczęścia był Marek Zieńczuk, w odpowiedzi groźnie uderzali Pavel Sultes i Grzegorz Bonin. Bramka jednak nie padła, a potem na boisku więcej było twardej walki niż efektownych zagrań. Gospodarze domagali się rzutu karnego za - ich zdaniem - faul Marcina Baszczyńskiego (byłego zresztą zawodnika "Niebieskich") na Łukaszu Janoszce, sędzia Dawid Piasecki pozostał głuchy na ich żądania i miał rację. Po przerwie chorzowianie powinni prowadzić po akcji Arkadiusza Piecha. Szybki napastnik pognał na bramkę gości, nikt nie zdołał go zatrzymać, ale nie potrafił znaleźć sposobu na pokonanie Michała Gliwy. Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, w odpowiedzi celnie uderzył Sultes, zapewniając swej drużynie komplet punktów. Inna sprawa, że gol nie powinien zostać uznany, bo warszawianin był na spalonym. - Decydująca dla losów meczu okazała się sytuacja Piecha, mógł zrobić z piłką wszystko, a spudłował. W całym spotkaniu nie brakowało kontrowersyjnych sytuacji, chyba zbyt dużo jak na zawodowego sędziego - żalił się trener pokonanych Waldemar Fornalik. - Styl był nieważny, wrażenia artystyczne również, liczył się wynik - przyznał z kolei trener "Czarnych Koszul" Jacek Zieliński. Polonia dzięki zwycięstwu awansowała na siódme miejsce w tabeli, ma tyle samo punktów (19) co Ruch i piąta Korona Kielce oraz sześć straty do lidera, wrocławskiego Śląska.
Porażka 1:2 w Bełchatowie kosztowała posadę Jana Urbana. Jego dymisja była tylko kwestią czasu, przedostatnie miejsce w ligowej tabeli i gra dużo poniżej oczekiwań działaczy o tym przesądziły. - Drużyna potrzebuje nowego impulsu - przyznał prezes miedziowego klubu Marek Bestrzyński. Tym impulsem ma być Hapal, a więc człowiek znający doskonale m.in. realia Ligi Mistrzów. 42-letni Czech awansował do niej z MSK Żylina w sezonie 2009/2010 i choć nie odniósł w niej sukcesów (sześć meczów - sześć porażek, stosunek bramek 3:19), fakt ten stanowi wystarczająco dobrą wizytówkę. - W mojej filozofii futbolu najważniejsze są styl, zaangażowanie, dyscyplina i chęć pięcia się w górę. Zrobię wszystko, by Zagłębie wydostało się z dna tabeli. Mamy dobrą drużynę, jednak piłkarze muszą pewne rzeczy przemyśleć, a na pewno dać z siebie więcej - powiedział. Pierwszy test czeka go już w niedzielę, poważny, bo z liderem z Wrocławia. Hapal podpisał umowę do końca sezonu z opcją przedłużenia na kolejny rok.
12. kolejka nie była może wyjątkowa, nie dostarczyła specjalnych emocji, piłkarze strzelili w niej tylko 11 goli, ale cieszyła się rekordowym zainteresowaniem widzów. Osiem spotkań obejrzało łącznie ponad 112 tysięcy osób, lecz nie wszędzie kibice szturmowali kasy z taką samą pasją. We Wrocławiu pojedynek Śląska z Lechią Gdańsk obejrzało ponad 42 tysiące fanów, w Poznaniu (Lech - Legia Warszawa) było ich dokładnie 33 125, zaś w Bełchatowie na mecz GKS z Zagłębiem przyszło... 1500 widzów. Od piątku do poniedziałku sporą aktywnością wykazali się również sędziowie, którzy pokazali aż 38 żółtych i 5 czerwonych kartek. Rekordzista, Daniel Stefański, w pojedynku Widzewa Łódź z Cracovią odesłał przedwcześnie do szatni czterech zawodników, a Marcin Borski, prowadzący starcie Korony Kielce z ŁKS Łódź, żółty kartonik wyjmował z kieszonki dziesięciokrotnie.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik Środa, 2 listopada 2011, Nr 255 (4186)
Autor: au