Policjanci chwalą siebie
Treść
Policjanci prowadzili śledztwo bardzo dobrze, to prokuratorzy pracowali nie najlepiej - taki obraz prowadzenia dochodzenia w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika wyłania się z wczorajszych zeznań przed komisją śledczą Witolda Olszewskiego, byłego zastępcy komendanta wojewódzkiego policji w Radomiu. Pozytywna ocena pracy funkcjonariuszy bardzo zaskoczyła członków komisji, którzy z akt sprawy wiedzą, że od samego początku śledztwa było bardzo dużo nieprawidłowości w pracach policjantów.
Witold Olszewski, który od trzech lat jest na emeryturze, a który nadzorował pracę policjantów w pierwszych latach śledztwa, zeznał przed sejmową komisją śledczą badającą prawidłowości działań organów administracji rządowej w sprawie postępowań karnych związanych z uprowadzeniem i zabójstwem Krzysztofa Olewnika, że początkowo sprawa Olewnika była uważana za jedną z wielu spraw. Przypomniał, że policja miała wtedy trudności, na przykład limitowane paliwo, które było "wyjeżdżone w ciągu 10 dni", jednak po jego interwencji "paliwo zawsze się znalazło". Na pytanie o ustosunkowanie się do współpracy z prokuraturą odpowiedział, że policjanci "robili za siebie i nie za siebie". - Co ciekawe, później spotkałem się z opiniami negatywnymi, (...) policjanci byli negatywnie oceniani przez prokuratorów - mówił. Nie chciał jednak dokładnie omawiać pracy prokuratorów. - Nie chcę oceniać pracy prokuratorów - podkreślał, dodając, że niektórzy z nich nie mieli doświadczenia w prowadzeniu tego typu spraw. Miał jedynie zastrzeżenia co do pracy prokurator Elżbiety Gielo (z warszawskiej prokuratury okręgowej; prowadziła śledztwo od listopada 2002 r. do lutego 2003 roku), która nie darzyła zaufaniem policjantów.
Mówiąc o swoich wątpliwościach co do pracy innych prokuratorów, informował, że policjanci chcieli na pewnym etapie śledztwa postawić zarzuty i aresztować Sławomira Kościuka (jeden z zabójców Olewnika), ale prokuratura uznała, że jest za mało dowodów. - Szkoda, że zarzut wtedy nie został postawiony. Z tego, co wiem, 5 miesięcy później, po przejęciu sprawy przez CBŚ, na podstawie tych materiałów został osadzony - zeznał. Dodał, że miał sygnały, iż prokurator np. w sprawie anonimu "powinien coś zrobić, a nie zrobił" i nie dał wytycznych, jak postąpić.
Poseł Paweł Olszewski (PO) przypomniał świadkowi, że w pracy operacyjnej policjantów popełniono "szereg błędów i zaniechań", np. nie zabezpieczono pierwszych wykazów połączeń telefonicznych do rodziny Olewników po uprowadzeniu. - Tak szczegółowo sprawy nie znam - odpowiadał świadek. Poseł przypomniał także, że nie zabezpieczono odcisków palców na miejscu zdarzenia, nie sprawdzono ich w bazach danych, nie włączono w poczet dowodów kaset VHS z nagranym sprawcą uprowadzenia. Były policjant stwierdził, że tych czynności na początku sprawy nie nadzorował i nie może za nie odpowiadać.
Poseł Zbigniew Wassermann (PiS) dopytywał, dlaczego wobec osób, które okazały się sprawcami przestępstwa, a których nazwiska figurowały w dokumentach sprawy jeszcze przed ich zatrzymaniem, nie stosowano technik operacyjnych sprawdzających ich udział w uprowadzeniu. - W tej chwili nie pamiętam szczegółowo wszystkich czynności w sprawie - odpowiadał świadek.
Uprowadzenie Krzysztofa Olewnika nastąpiło w październiku 2001 r., a zamordowano go we wrześniu 2003 roku. Po uprowadzeniu śledczy zlekceważyli wiele śladów, które mogły uratować życie porwanego. W styczniu 2003 r. otrzymali anonim z imionami sprawców uprowadzenia i prawdopodobnym miejscem przetrzymywania ofiary, ale nie podjęli czynności operacyjnych.
Paweł Tunia
"Nasz Dziennik" 2009-09-04
Autor: wa