Pół miliona podpisów
Treść
Z dr Urszulą Krupą, eurodeputowaną, inicjatorką projektu ogólnonarodowego referendum w sprawie ratyfikacji traktatu reformującego UE, rozmawia Wojciech Wybranowski Ile osób zaangażowało się w projekt: referendum w sprawie ewentualnej ratyfikacji traktatu reformującego UE? - W Komitecie Referendalnym jest obecnie około stu osób. Przygotowaliśmy taką grupę, która ma być zaangażowana w zbieranie podpisów pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum, natomiast w niedzielę na spotkaniu w Kaliszu było ponad trzy tysiące ludzi wyrażających chęć zbierania podpisów. Rozeszły się wszystkie listy, na których można zbierać podpisy pod wnioskiem o referendum, oczekujemy teraz na ich zwrot i dopiero wówczas będzie można powiedzieć, ile podpisów do tej pory udało nam się zebrać. Oczywiście nadal zbieramy podpisy, nasze biura są otwarte. Musimy zebrać co najmniej pięćset tysięcy podpisów popierających wniosek o przeprowadzenie referendum w sprawie ewentualnej ratyfikacji traktatu reformującego UE. Wszystko będzie zależało od tego, jak się ludzie zmobilizują, większość osób, które są w komitecie, zaoferowała pomoc. Nie wiem, w jakim stopniu włączą się europosłowie, ale przypuszczam, że zaangażują się w akcję. Niedzielne spotkanie w Kaliszu nie było pierwsze, wcześniej podobne przedsięwzięcie zorganizowano w Łodzi. Mają Państwo przygotowany już program takich spotkań w całej Polsce? - W Łodzi zorganizowaliśmy takie spotkanie przy okazji konferencji na temat służby zdrowia, zaprosiłam kilka osób i wtedy pojawił się pomysł tej "grupy referendalnej", spotkanie w Kaliszu to jakby ciąg dalszy. Przekazaliśmy wówczas ludziom naszą wiedzę o traktacie, mówiliśmy o niebezpieczeństwach, jakie z jego przyjęcia płyną dla Polski, i zainicjowaliśmy akcję zbierania podpisów. Planowane jest spotkanie w Krakowie. Kto oprócz Pani i europosła Witolda Tomczaka przystąpił do Komitetu Referendalnego? - Wiem, że znajdą się w nim: poseł Andrzej Zapałowski, poseł Bogdan Pęk, Bogusław Rogalski, posłanki Anna Sobecka i Gabriela Masłowska, oraz profesorowie, m.in. prof. Jerzy Robert Nowak, prof. Bogusław Wolniewicz, prof. Zbigniew Jacyna-Onyszkiewicz, dr Mieczysław Ryba i dr Stanisław Krajski. Ponadto w komitecie są również europoseł Sylwester Chruszcz oraz senatorowie Czesław Ryszka i Zdzisław Pupa, a także redaktor Wojciech Reszczyński. Takimi siłami dysponujemy i takimi siłami to robimy. Dlaczego opowiadacie się Państwo za przeprowadzeniem ewentualnej ratyfikacji traktatu reformującego na drodze referendum, a nie przez parlament? - W parlamencie jak na razie nie ma możliwości odrzucenia traktatu. Zarówno PiS, jak i Platforma opowiadały się za jego przyjęciem. Sytuacja zmieniłaby się, gdyby PiS zadeklarowało, że zawetuje ratyfikację traktatu reformującego, ale na to się nie zanosi. My, jako eurodeputowani, jesteśmy poza parlamentem polskim, nie ma żadnej innej grupy, która chciałaby zainicjować ogólnonarodową dyskusję na ten temat, prasa nie pisze o szczegółach traktatu. Właściwie tylko w "Naszym Dzienniku" pojawiają się artykuły, które są krytyczne. W innych mediach prawie się o tym nie mówi. A szkoda. My, pracując w Parlamencie Europejskim, widzimy, co się dzieje, gdy karze się tych eurodeputowanych, którzy sprzeciwiali się przyjęciu Karty Praw Podstawowych. Ci europosłowie, którzy na sali plenarnej protestowali przeciwko przyjęciu Karty, mają być teraz ukarani utratą dziesięciokrotności diety. Jesteśmy szykanowani. Teraz będzie debata na temat traktatu reformującego, właśnie uczestniczę w posiedzeniu grupy Niepodległość i Demokracja i są ostrzeżenia, żebyśmy przypadkiem nie zabierali głosu, bo nas po prostu wyrzucą z sali plenarnej. W Parlamencie Europejskim ogranicza się eurodeputowanym prawo do zabierania głosu, do zgłaszania krytycznych uwag? - Odbiera nam się prawo do protestu. Tak jak to było w 2005 r., kiedy to wręcz użyto siły wobec asystentek posłów, które próbowały rozwiesić baner z hasłem "Nie dla Konstytucji", tak w tej chwili tym kolegom, którzy nie zgadzali się z zapisami Karty Praw Podstawowych, grozi utrata dziesięciu dniówek. Tylko dlatego, że mówili, iż chcą referendum. Widzimy, co się tutaj dzieje, co się dzieje w Polsce. Obawiam się, że 90 proc. Polaków nie ma wiedzy o zagrożeniu, jakie będzie dla Polski, dla Polaków po przyjęciu traktatu reformującego. Jeżeli dziś w ten sposób UE postępuje w przypadku polskich rolników, rybaków, w sprawie Rospudy, z Wyższą Szkołą Kultury Społecznej i Medialnej, to co będzie, gdy traktat zostanie przyjęty? Przecież podstawową zasadą UE miała być demokracja i szeroko pojęta wolność, w tym przede wszystkim wolność słowa, wolność wypowiedzi. Pani mówi o ograniczaniu tych praw. - Pod wzniosłymi hasłami równouprawnienia, równych szans dla wszystkich, praw człowieka, nieprześladowania pod względem kulturalnym czy religijnym, postępuje się dokładnie odwrotnie: prześladuje, dyskryminuje się ludzi, którzy nie są poprawni politycznie, którzy mają inną wizję Europy. My opowiadamy się za Europą Ojczyzn, a przeciwko łączeniu krajów unijnych w jedno wielkie państwo. Nie chcemy nikogo dyskryminować, uważamy, że każde państwo, każdy naród powinien być wolny i współpracować w takich układach, jakie są najkorzystniejsze dla niego. Natomiast, patrząc na to z perspektywy prac w Parlamencie Europejskim, choćby głosowań, widać, że podporządkowane to jest wielkim państwom UE, zwłaszcza Niemcom, Francji czy Wielkiej Brytanii, a reszta krajów członkowskich się nie liczy. Rodzi się jakiś nowy totalitaryzm. Jakie, Pani zdaniem, zagrożenia dla Polski niesie przyjęcie traktatu? Marek Jurek niedawno występując w Radiu Maryja, zaznaczał, że na kartach traktatu "przemycono" zapisy, które Polska kwestionowała, a które zostały też wyszczególnione w Karcie Praw Podstawowych. - Karta Praw Podstawowych jest jednym z wielu zagrożeń, jest ich jednak znacznie więcej. UE zamienia się w superpaństwo, które będzie podporządkowane interesom wielkich krajów europejskich. Często powtarzam nawet wśród kolegów europosłów - przez 3,5 roku bytności w Parlamencie Europejskim nie wygraliśmy nic i to nie tylko jako Polacy, ale również z ważnych spraw dla całej Europy. W UE liczy się tylko siła pieniądza i władzy. Może polska reprezentacja w Parlamencie Europejskim jest zbyt słaba, skonfliktowana, by razem zabiegać o rozwiązania dobre dla Polski? - Na pewno jesteśmy podzieleni, w naszej grupie nie ma tej solidarności narodowej, jaka jest na przykład wśród Niemców. Przy jakichś ważnych dla Niemców sprawach socjalista Schulz głosuje razem z Poetteringiem i w tym głosowaniu nie ma między nimi różnic. Natomiast u nas oczywiście wartościami narodowymi, katolickimi kieruje się niewielka grupa osób. Ale wrócę do pana pytania o zagrożenia dla Polski związane z traktatem reformującym. Zagrożenia to nie tylko zapisy znane z Karty Praw Podstawowych. Przede wszystkim traktat umożliwi budowanie supermocarstwa unijnego, federacji, w której Polska nie będzie się liczyć. I to jest największe zagrożenie. Poza tym nie ma w nim odniesienia do wartości. Cała ideologia UE to ateizacja, zgodnie z nową lewicą - całkowite wyeliminowanie czynnika duchowego z życia ludzi. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-02-21
Autor: wa