Pojedynek u postkomunistów
Treść
Andrzej Lepper wyciągnął rękę do byłego lidera SLD Leszka Millera i pomoże mu w budowaniu nowego ugrupowania - Polskiej Lewicy. Lepper z Millerem na wspólnej konferencji ogłosili wczoraj, że były premier eseldowskiego rządu stanie na czele listy wyborczej Samoobrony w Łodzi. Leszek Miller ani nie wstąpił jednak do Samoobrony, ani też nie deklarował, że w przypadku dostania się do Sejmu będzie należał do jej klubu. Wręcz przeciwnie - w dniu ogłoszenia jego startu z list partii Andrzeja Leppera zapowiedział, że będzie tworzył nowe ugrupowanie - Polską Lewicę. - Polska Lewica rodzi się spontanicznie z odruchu rozumu i potrzeby serca. Ma to być partia, która nie będzie wiecznie przepraszać i szukać usprawiedliwienia dla swego istnienia - tłumaczył Leszek Miller. Były premier zapowiadał, że tworzone przez niego ugrupowanie będzie otwarte na tych działaczy lewicy, którym nie spodobał się mariaż SLD ze środowiskiem Partii Demokratycznej, i stanie się ofertą dla tych wszystkich, którzy "nie chcą niesamodzielnej i wystraszonej lewicy". Inicjatywę Millera zdążył już pochwalić stary znajomy byłego premiera Marek Dyduch. Andrzej Lepper liczy na to, że Miller pociągnie listę Samoobrony w Łodzi. Chce też pomóc byłemu premierowi odbudować lewicę. - Leszek Miller nie miał wyjścia. Sojusz Lewicy Demokratycznej upadł. Jeśli na czele LiD jest liberał Aleksander Kwaśniewski albo Marek Borowski, to co tam zostało z lewicy - mówił przewodniczący Samoobrony. Lepper zaznaczył, że pogodził się z tym, iż po dostaniu się do Sejmu Miller oraz Zygmunt Wrzodak, który również miałby startować z list Samoobrony, pójdą w swoją stronę, organizując własne koła poselskie. Chce przesłuchać Ziobrę Tym jednak, co przede wszystkim połączyło Leppera z Millerem, jest chęć rozprawienia się z Prawem i Sprawiedliwością. Obaj podkreślali, że trzeba postawić tamę "totalitarnemu państwu Kaczyńskich". Już wcześniej Andrzej Lepper ujawniał, że chciałby, żeby Leszek Miller dostał się do Sejmu, aby jako członek komisji śledczej mógł przesłuchać Zbigniewa Ziobrę. Miller deklarował natomiast, że będzie chciał, żeby komisja śledcza wyjaśniła okoliczności śmierci Barbary Blidy. Start Millera w Łodzi mógł przyprawić o ból głowy lidera Lewicy i Demokratów Wojciecha Olejniczaka. Przez ostatnie tygodnie Leszek Miller nie mógł się doprosić o start z list Lewicy i Demokratów i ostatecznie został z listy wycięty przez "ojca chrzestnego" LiD Aleksandra Kwaśniewskiego. To właśnie miejsce Millera na łódzkiej liście zajął Wojciech Olejniczak. Przewodniczący SLD, oceniając posunięcie starego szefa, pod kamienną twarzą krył jednak niepokój. - Leszek Miller wybrał tę drogę, której nie powinien wybrać były premier. To jest rozmienianie się na drobne - oceniał Olejniczak, zapowiadając jednak, że "wygra wybory w Łodzi". Startujący tradycyjnie z Łodzi Miller ma tam jednak, w przeciwieństwie do Olejniczaka, swój żelazny elektorat. A dla przewodniczącego SLD przegrana z dawnym szefem byłaby bardzo bolesna ze względów ambicjonalnych. Zdaniem Olejniczaka, Leszek Miller zachował się cynicznie, gdy ogłaszając swój start w wyborach z listy Samoobrony, przywołał śmierć Barbary Blidy. - Barbara Blida zginęła między innymi dlatego, że Lepper był w rządzie i na to wszystko pozwolił. Jeżeli jeszcze raz usłyszę, że Miller będzie "grał Barbarą Blidą", będzie to oznaczało, że jest potrójnym cynikiem - mówił Olejniczak. Lider PO Donald Tusk, komentując czekające nas starcie Millera z Olejniczakiem, stwierdził, że Leszek Miller wywinął numer swoim kolegom z lewicy. - Z zainteresowaniem będziemy oglądać ten pojedynek - dodał Tusk. Inny znajomy byłego lidera SLD, Henryk Długosz, który wczoraj został przedterminowo zwolniony z zakładu karnego, gdzie przebywał za udział w tzw. przecieku starachowickim, nie ma jednak wątpliwości, że z tego starcia zwycięsko wyjdzie Miller. Leszek Miller, kreując się na skrzywdzonego przez dawnych kolegów, bez wątpienia liczy na poparcie wyborców z krótką pamięcią, którzy mogli już zapomnieć jego rządy zakończone klęską SLD. Tym, którzy wieszczyli mu już kilka końców, przywołując przy tym użyte kiedyś przez byłego premiera powiedzenie, że "prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, lecz jak kończy", jasno jednak odpowiedział: - Oświadczam, że ja jeszcze nie skończyłem. Artur Kowalski "Nasz Dziennik" 2007-09-21
Autor: wa