Podium mimo upadku
Treść
Justyna Kowalczyk zajęła wczoraj w Drammen trzecie miejsce w finale sprintu techniką klasyczną zaliczanego do klasyfikacji Pucharu Świata w biegach narciarskich. Choć to jej najlepszy występ w tym mieście, nie wspominała go najlepiej, gdyż straciła kolejne cenne punkty do Marit Bjoergen. Norweżka przed własną publicznością była bezkonkurencyjna i przybliżyła się do Kryształowej Kuli.
Przed środowymi zmaganiami strata Polki do liderki pucharowych zmagań wynosiła 78 punktów. Sporo. Kowalczyk wiedziała, że marząc o czwartym z rzędu triumfie w klasyfikacji generalnej cyklu, nie może pozwolić sobie na niepowodzenie, błąd, wpadkę. Musiała uplasować się wysoko, najlepiej przed Bjoergen. Ale to Norweżka w powszechnej opinii uchodziła za faworytkę. Była w formie, świetnej formie, czuła się niezwykle mocna, a nasza zawodniczka wciąż odczuwała skutki feralnego upadku w Lahti. Oczywiście nie zamierzała się nad sobą użalać bądź usprawiedliwiać bólem. Kowalczyk, twarda osoba, chciała dać z siebie wszystko i jak zwykle powalczyć o najwyższe cele. Już kwalifikacje pokazały, że scenariusz wczorajszych zawodów nikogo nie zaskoczy. Najlepszy czas uzyskała w nich Bjoergen, Polka tylko minimalnie słabszy. W tym momencie stało się jasne, że jeśli nie wydarzy się nic nieplanowanego, zaskakującego, obie wielkie rywalki spotkają się ze sobą ponownie dopiero w finale. Tak też się stało. Kowalczyk i Bjoergen pewnie wygrywały swe ćwierćfinały i półfinały. Decydująca rozgrywka zapowiadała się fascynująco, tyle że na samym starcie liderka Pucharu Świata znalazła się w korzystniejszym położeniu. Mogła liczyć na pomoc rodaczki Astrid Jacobsen, a nasza reprezentantka, jak zwykle, została pozostawiona sama sobie. Finał rozpoczął się dość niespodziewanie, bo jako pierwsza, z niesamowitą siłą, do przodu wysunęła się Jacobsen. Szybko ustąpiła miejsca Bjoergen, ale Kowalczyk skutecznie zablokowała. Mistrzyni z Kasiny Wielkiej musiała zatem znaleźć jakiś sposób na koalicję niezwykle mocnych Norweżek, dopingowanych przez tysiące kibiców. Szukała sposobu, by najpierw wyprzedzić Jacobsen, a potem dobrać się do jej słynniejszej i bardziej utytułowanej koleżanki z kadry. Niestety, na jednym z zakrętów, podczas próby ataku, nieszczęśliwie upadła, tracąc w tym momencie szanse na sukces. Na chwilę straciła nawet trzecie miejsce, wyprzedziła ją Kanadyjka Chandra Crawford. Nie poddała się oczywiście, to nie w jej stylu, szybko się zebrała i ruszyła w pościg. Po kilkuset metrach minęła Crawford, ale strata do liderek była zbyt duża, by mogła marzyć o ich dogonieniu. Ostatecznie uplasowała się na trzeciej pozycji, a w pojedynku dwóch reprezentantek gospodarzy zaskoczenia nie było, bo być nie mogło. Wygrała ta, która wygrać miała, czyli Bjoergen, 1,7 s za nią metę minęła Jacobsen, a Kowalczyk po 7,5 sekundy. Wszystko to oznaczało, że różnica dzieląca Polkę i Bjoergen w klasyfikacji generalnej wzrosła do 118 punktów. To dużo, naprawdę dużo, ale nic jeszcze nie jest przesądzone. Do zakończenia cyklu pozostało pięć biegów, w tym ten najważniejszy, w niedzielę w Oslo. Zmagania na 30 km techniką klasyczną zapowiadają się niezwykle, a Kowalczyk spróbuje w "jaskini lwa", ukochanym miejscu norweskiej liderki Pucharu Świata, odnieść zwycięstwo. Po cichu, między wierszami, przyznaje nawet, że to jej główny cel na najbliższe kilkanaście dni. Przypomnijmy, że w tej właśnie konkurencji to Polka jest aktualną mistrzynią olimpijską.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik Czwartek, 8 marca 2012, Nr 57 (4292)
Autor: au