Po 9 października budżet trafi do kosza
Treść
Rząd przyjął projekt budżetu państwa na 2012 rok. Zgodnie z Konstytucją, Rada Ministrów musiała skierować jego projekt do Sejmu do końca września. Premier Donald Tusk poinformował, że w stosunku do tego, co rząd w sprawie budżetu przyjął jeszcze w maju, zmiany są minimalne. Rząd wyraźnie postanowił poczekać z przygotowaniem budżetu, który rzeczywiście będzie obowiązywał w przyszłym roku, do ogłoszenia wyników wyborów.
Gdy rządowi Donalda Tuska nie udało się przeprowadzić akcji szybkiego uchwalenia budżetu państwa jeszcze przed wakacjami, aby nie wzniecać niekorzystnej dla rządzących dyskusji o budżecie w najgorętszym okresie kampanii wyborczej, postanowiono nie wykonywać w sprawie budżetu państwa widocznych ruchów. Całkowicie jednak z problemem układania planu dochodów i wydatków uciec się nie dało. Projekt budżetu powinien bowiem znaleźć się w Sejmie - zgodnie z Konstytucją - do końca września. Jednakże od maja, kiedy projekt na 2012 rok rząd wstępnie przyjął, zmian - mimo iż przez kilka miesięcy doszły kolejne informacje na temat sytuacji zarówno w polskiej, jak i światowej gospodarce - w planowanym budżecie dokonano niewiele. Minister finansów Jacek Rostowski asekurował się, że choć - w jego ocenie - nie ma ku temu przesłanek, to nowy rząd będzie mógł zweryfikować założenia do budżetu, gdyż i tak projekt ustawy budżetowej będzie musiał przyjąć od nowa. - Będziemy oczywiście śledzili to, co się dzieje, i jeżeli nastąpi potrzeba, to będziemy gotowi. Jeżeli oczywiście to będzie ten rząd, ale jestem pewny, że następny rząd, jakikolwiek by nie był, musi przyjąć na nowo projekt budżetu. I gdyby w międzyczasie nastąpiły jakieś zmiany, które by powodowały, że te projekcje, które dzisiaj uważamy za realistyczne, byłyby nierealistyczne, to wtedy je dostosujemy - tłumaczył Rostowski. Premier Donald Tusk stwierdził, że najbardziej kluczową dla niego zmianą w projekcie jest zagwarantowanie pieniędzy budżetowych na rozpoczęcie projektu budowy w całej Polsce świetlików, które miałyby być centrami centrów kultury i edukacji. Chodzi o kwotę 150 milionów złotych. Minister finansów poinformował również o zmianie prognoz dochodów z akcyzy na węgiel, co w ocenie Rostowskiego jest najistotniejszą zmianą w projekcie budżetu. Minister Rostowski zapowiedział, iż w obliczu trudnej sytuacji gospodarczej rząd zdecydował o zastosowaniu maksymalnie możliwych zwolnień i wyłączeń z tego podatku. To jednak ma obniżyć prognozę dochodów budżetowych aż o 2 miliardy złotych. Aby zrównoważyć tę kwotę, rząd zapisał wyższe przychody z dywidend pobieranych przez Skarb Państwa ze spółek z jego udziałem. - Finansujemy ten ubytek wyższymi dochodami z udziałów Skarbu Państwa w spółkach różnego rodzaju, także w tych, w których Skarb Państwa ma udział większościowy, jak i w tych, w których ma udział zdecydowanie mniejszościowy. Te zyski mogą być wypłacane w formie dywidendy w przyszłym roku na podstawie zysków tegorocznych. Wiemy już, że zyski w tym roku będą "zdrowe" - można tak powiedzieć - w całym sektorze spółek nie tylko Skarbu Państwa i wobec tego sięgnęliśmy do głębokich kieszeni - dodał Rostowski. Na spółkach z udziałem Skarbu Państwa rząd chce też zarobić, sprzedając je. W budżecie na 2012 rok założono przychody z prywatyzacji w wysokości 10 miliardów złotych. Przyjęty jeszcze w maju projekt budżetu na 2012 rok zakładał 35-miliardowy deficyt budżetowy, przy wydatkach budżetu w wysokości 327,8 miliarda złotych i dochodach na poziomie 292,8 miliarda. Bardzo optymistyczna, a nie - jak przystało na budżet państwa - konserwatywna prognoza wzrostu gospodarczego zakłada, iż w przyszłym roku produkt krajowy brutto Polski wzrośnie o 4 procent. Inflacja ma wynieść 2,8 procent. Minister Rostowski, jak przystało na członka partii rządzącej ubiegającej się o reelekcję, zachowywał jednak wczoraj urzędowy optymizm, przekonując, że dochody budżetu i deficyt zagrożone nie są oraz że nawet mniejszy od założonego wzrost PKB nie przełoży się na nie niekorzystnie. - Najbardziej pesymistyczna prognoza, jaką ja znam, to jest prognoza Citibanku, że wzrost gospodarczy w przyszłym roku byłby 2,9 procent. Jest kilka prognoz, że będzie 4 proc., tak jak my przewidujemy - mówił Rostowski, zapewniając, iż nawet przy 3-procentowym wzroście gospodarczym dochody budżetu nie są zagrożone. Minister finansów zapewniał również, że nie grozi nam przekroczenie 55-procentowego progu ostrożnościowego, jeśli chodzi o zadłużenie. A pomóc ma w tym kolejna zmiana - dokonana wczoraj przez rząd korekta prognozy kursu złotego do euro zapisana w strategii zarządzania długiem. - Założyliśmy inny kurs niż w pierwotnej strategii, na poziomie 4,35 złotego za euro na 31 grudnia i na poziomie 4 zł za euro na 31 grudnia 2012 roku. Skutek tego jest, że przewidujemy relację długu do PKB na poziomie 53,8 proc. na koniec tego roku i 53 proc. na koniec przyszłego roku, czyli lekki spadek - poinformował Rostowski. Problemem pozostaje jednak to, czy kurs euro będzie się chciał dostosować do prognoz ministra, tak abyśmy zmieścili się pod progiem ostrożnościowym. Z dużą dozą nieufności do zapowiedzi budżetowych rządu podchodzili wczoraj liderzy partii opozycyjnych, którzy po 9 października chcieliby uczestniczyć we władzy. Według lidera SLD Grzegorza Napieralskiego, rząd "oszukuje na budżecie". - Jak ja dzisiaj słyszę optymistyczne założenia co do inflacji, co do wzrostu PKB, to wiem, że to jest dzisiaj bajka. To jest bujda, to jest nieprawda, to jest pod wybory - stwierdził Napieralski. Ostrożniej wypowiadał się z kolei prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. - Założenia są rzeczywiście bardzo optymistyczne. Ja oczywiście bardzo bym chciał, żeby to się udało. Czy to się może udać? Mam nadzieję, że po wyborach sytuacja się zmieni i lepsi specjaliści niż obecny minister finansów przyjrzą się sytuacji polskich finansów publicznych, i zobaczymy, czy to jest realne - powiedział prezes PiS. Obawy co do realności przyszłorocznego budżetu państwa są jednak jak najbardziej uzasadnione. Rząd Donalda Tuska pokazał bowiem w przeszłości, iż na potrzeby politycznej rozgrywki oszczędnie gospodaruje prawdą o budżecie, w okresie kampanii wyborczej ukrywając przed Polakami prawdziwy jego obraz, tak aby dopiero po wyborach mocno dokręcić Polakom śrubę. Tak było w 2009 roku, gdy czekano z nowelizacją nierealnego budżetu państwa do połowy roku, aż zakończą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Wtedy podjęto decyzje o cięciach wydatków na kilkanaście miliardów złotych. Podobny manewr wykonano w roku ubiegłym, kiedy dopiero po zakończonych wyborach prezydenckich "nagle" się okazało, iż trzeba podnieść stawki podatku VAT, gdyż budżet może się zawalić. Tym razem obecny rząd - jeśli zostanie ponownie wybrany - może mieć jeszcze łatwiej, gdyż z góry przewidział, że może być potrzebna kolejna podwyżka stawek VAT. Ta podwyżka już została uchwalona w ustawie, a czy wejdzie w życie, zależeć będzie od decyzji ministra finansów. Przyszły rok będzie też kolejnym, w którym nie przewidziano podwyżek dla pracowników sfery budżetowej.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik Środa, 28 września 2011, Nr 226 (4157)
Autor: au