Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Platforma pozbędzie się Giertycha

Treść

Ze Sławomirem Siwkiem, zawieszonym członkiem Rady Nadzorczej Telewizji Polskiej, rozmawia Izabela Borańska

Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy wpisał w Krajowym Rejestrze Sądowym Piotra Farfała jako p.o. prezesa TVP SA, a Tomasza Rudomino jako delegowanego do zarządu.
- Zaskoczyła szybkość tej decyzji, ponieważ sprawa jest bardziej skomplikowana, niż się powierzchownie wydaje i sąd rejestrowy powinien to wziąć pod uwagę. Do szybkiego działania nawoływali politycy, głównie z rządu. Nie chcę sugerować, że rząd słucha poleceń ministra sprawiedliwości, ale złożone zostało w tym samym sądzie pismo procesowe figurującego w KRS zarządu o zwrot lub cofnięcie wniosku pana Piotra Farfała i zwykle sąd rejestrowy na to reagował, zwracając wniosek. No i jest pozew jednego z członków Rady Nadzorczej w wydziale gospodarczym sądu okręgowego o ustalenie nieważności jej uchwał z 19 grudnia 2008 roku, kiedy to dokonano znanych zmian we władzach TVP. Do KRS wpłynęło 23 grudnia pismo procesowe Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji o przystąpienie do postępowania w sprawie wniosku p. Farfała, a to oznacza, że do sprawy dołączył organ konstytucyjny i tym bardziej należało dochować należytej staranności w zbadaniu problemu.

Dokonując wpisu na posiedzeniu niejawnym w składzie jednoosobowym, sąd zarazem odmówił dopuszczenia do udziału w sprawie i Andrzejowi Urbańskiemu, i KRRiT.
- Nie dysponuję pisemnym uzasadnieniem. Trudno to zatem komentować. W każdym razie wszystko razem dziwnie wygląda i będzie miało dalszy ciąg. Na mój nieprawniczy nos mamy do czynienia ze zmianą systemową, może ustrojową - próbą określenia na nowo roli KRRiT w systemie kontrolowania ładu medialnego w Polsce. A to oznacza, że być może znaleźliśmy się u progu poważnych zmian w tej dziedzinie. Tu nasza rola się kończy. To jest problem do rozstrzygnięcia przez poważniejsze organa państwa niż zarząd telewizji. Czy to kolejny dowód na to, co nie tak dawno powiedziałem pani w wywiadzie, że pojawiają się kolejne sygnały o "kontrrewolucyjnych" działaniach PO sięgających źródeł państwa prawa z 1989 roku? Wszak PO uruchomiła już instrumenty państwa, chociażby w postaci policji skarbowej, aparatu Ministerstwa Finansów i aparatu Ministerstwa Sprawiedliwości, aby zakwestionować ustawę o likwidacji komunistycznego koncernu medialnego RSW i postanowień komisji likwidacyjnej RSW z początku lat 90. ubiegłego wieku. To są działania między innymi przeciwko powołanej przez śp. bp. Romana Andrzejewskiego Fundacji "Solidarna Wieś". Moim zdaniem, na czele tych działań stoi prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, minister skarbu Aleksander Grad, wiceminister finansów Andrzej Parafianowicz i minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski. Te działania odczuwają już także różne instytucje Kościoła. Atak medialny na działalność komisji zwracającej zagrabione przez komunistów mienie Kościoła jest kolejnym dowodem i sygnałem. Podobnie z politycznymi decyzjami Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska wobec Fundacji "Lux Veritatis".

Jakie widzi Pan warianty rozwoju sytuacji po trzymiesięcznym okresie zawieszenia?
- Myślę, że sytuacja wyjaśni się wcześniej. Platforma będzie chciała teraz jak najszybciej pozbyć się pana Romana Giertycha z mediów publicznych, uchwalą byle jaką ustawę medialną i jeżeli ją przeforsują - przystąpią do likwidacji i prywatyzacji mediów publicznych telewizji i radia. Obecny zarząd, mam nadzieję, pozostanie w pamięci jako ten, który uruchomił olbrzymi program inwestycyjny dla rozwoju TVP, jej 16 oddziałów, kanałów tematycznych i TV Polonia. Ten zarząd bronił istnienia mediów publicznych do końca - bo przecież nie o nasze stołki szła gra... Bardzo - oczywiście - chciałbym się mylić. Ale wówczas politycy - wszyscy, łącznie z opozycją i poważnymi instytucjami pozaparlamentarnymi - powinni usiąść do rozmów na temat przyszłości mediów publicznych i wspólnej ustawy. Czy stać ich na to? Sygnał powinien dać albo prezydent, albo premier.

Co teraz może się zmienić w TVP?
- Mam nadzieję, że panowie kierujący w tym okresie spółką są ludźmi odpowiedzialnymi i pilnować będą interesów firmy. To początek roku - trzeba skonstruować trudny budżet, w trudnej sytuacji gospodarczej, także w kraju. Co do działań personalnych - trzeba obserwować i wyciągać wnioski. Trudno dzisiaj to oceniać. W każdym razie pracownicy są zaniepokojeni, trudno im się dziwić. Ale telewizja musi funkcjonować, nadawać program. Będę ostatnią osobą, która by to utrudniała.

Podano Panom powody zawieszenia? Łukasz Moczydłowski, nowy szef Rady Nadzorczej TVP, twierdzi, że Panowie nie radzili sobie z zarządzaniem spółką.
- Wyłącznie słownie i tak mętnie, że niewiele z tego zrozumiałem. Na piśmie nic nie otrzymałem, żeby nas zawiesić, trzeba było cokolwiek wymyślić. I pewnie tak się stało.

Jak do tej pory od momentu zawieszenia 19 grudnia wyglądała praca w TVP? Kogo słuchali pracownicy?
- To był krótki czas. Telewizja funkcjonowała, sytuacja wewnętrzna nie była dostrzegana przez widzów. To dowodzi, że pracownicy są odpowiedzialni. Zresztą - zawsze będę powtarzał - kadra w telewizji ma statut, regulaminy funkcjonowania, zakresy obowiązków i powinna ich przestrzegać. Gdyby mieli wątpliwości, zawsze mogą poprosić o wydawane polecenie na piśmie. Bez wątpienia jedni mieli więcej, inni mniej sympatii do poszczególnych członków zarządu. Ale przeżyli tyle zmian władz telewizji, że wiedzą, iż na końcu liczy się dobrze wykonywana i wiarygodna praca. No i kultura osobista w okresie przełomu. Niewiele osób przestało mi się kłaniać, wielu życzy mi dalszej pracy w telewizji... Wokół telewizji trwa ostra walka polityczna, ideowa i gospodarcza. O tym ostatnim pamiętajmy. TVN i Polsat zacierają ręce. Jeżeli zniknie siła mediów publicznych, zostanie więcej do podziału z tortu reklamowego. Inna sprawa, że to zadowolenie ma krótkie nogi. Wymienione telewizje bez publicznej nie mają szans przeprowadzić państwowego programu cyfryzacji, a co do walki ideowej - wielu chciałoby telewizji pustej, bez wartości. Zarząd, który temu się sprzeciwia, jest dla nich wrogi, jest chłopcem do bicia i do odsunięcia. A przynajmniej niektórzy z zarządu.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-01-02

Autor: wa