Parasol Kiszczaka
Treść
Grzegorz Piotrowski, funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, naczelnik grupy "D" IV Departamentu MSW, zajmującego się walką z Kościołem, kierujący grupą oprawców, która w bestialski sposób zamordowała ks. Jerzego Popiełuszkę, powinien odpowiadać przed sądem nie za jedno, a dwa zabójstwa. Nieco ponad rok przed zabójstwem kapłana Piotrowski na jednej z ulic Warszawy zabił kobietę. Z materiałów, do których dotarliśmy, wynika, że cała sprawa została zatuszowana. Zapewne na polecenie MSW, którym wówczas kierował Czesław Kiszczak. Spreparowano akta nigdy nieprowadzonego prokuratorskiego postępowania, na podstawie którego fałszywie uznano, że sprawa "potrącenia ze skutkiem śmiertelnym" nie ma cech przestępstwa. Dokumenty wskazują jednak, że sprawie ostatecznie "ukręcono łeb" dopiero kilka miesięcy po zamordowaniu ks. Jerzego Popiełuszki. Niewykluczone, że była to nagroda za zabójstwo kapłana. Dokumenty i informacje, do których dotarliśmy, wskazują na całkowitą bezkarność wysokich rangą funkcjonariuszy SB, zwłaszcza tych uważanych za zaufanych współpracowników ówczesnego szefa MSW Czesława Kiszczaka. Ale także na fakt, że na kilka miesięcy przed zamordowaniem ks. Jerzego Popiełuszki w rękach kierownictwa MSW znalazły się dokumenty, które mogły nie tylko zrujnować świetnie zapowiadającą się karierę Piotrowskiego w SB, ale też posłać go na kilka lat za kraty. Czy Piotrowskiemu zagwarantowano bezkarność w zamian za zabójstwo kapłana? A może wykorzystano kwity, by zapewnić sobie jego całkowite posłuszeństwo mocodawcom z resortu? - Można przyjąć taką hipotezę, że sprawa nigdy nie trafiła do prokuratury, bo była takim straszakiem, środkiem nacisku na Piotrowskiego. Z drugiej strony mogło to świadczyć, że Piotrowski był tak cenny dla MSW, iż był chroniony, włos mu z głowy nie mógł spaść - mówi nasz informator związany z Instytutem Pamięci Narodowej. Jak udało się nam ustalić, do zdarzenia doszło 4 sierpnia 1983 roku w Warszawie. Pędzący z zawrotną prędkością jedną z ulic warszawskiej dzielnicy Marymont samochód prowadzony przez Grzegorza Piotrowskiego potrąca przechodzącą przez jezdnię Mariannę Kosińską. Kobieta ginie na miejscu. Nie wiadomo, czy Piotrowski, który według nieoficjalnych informacji wracał z narady SB, był wówczas trzeźwy. Dokumentacja całej sprawy o numerze RSD-1344/83, przechowywana dotąd w archiwach Komendy Stołecznej Policji w Warszawie, została wybrakowana w 2004 roku. Nadzór nad MSW sprawowali wówczas politycy SLD. W Wydziale Ochrony Informacji Niejawnych i Archiwum Komendy Stołecznej Policji zachował się tylko lakoniczny protokół brakowania nr 68. Więcej światła na całą sprawę rzuca Rejestr Śledztw i Dochodzeń Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej MO z 1983 roku. Z zapisów wynika, że dopiero dzień później, 5 sierpnia 1983 r., o wypadku, w którym Marianna Kosińska poniosła śmierć, zawiadomiono milicję. W Rejestrze Śledztw i Dochodzeń Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej MO znalazła się informacja, jakoby dochodzenie w sprawie "wypadku ze skutkiem śmiertelnym" z udziałem Grzegorza Piotrowskiego wszczęto trzy dni później - 8 sierpnia 1983 roku. Jak wynika z naszych informacji, żadnego śledztwa nie było, a trzy dni zwłoki od chwili wypadku wystarczyły Ministerstwu Spraw Wewnętrznych, którym kierował wówczas Czesław Kiszczak, do roztoczenia parasola ochronnego nad kapitanem SB Grzegorzem Piotrowskim. Na trop fałszerstwa udało nam się wpaść dzięki rzekomej decyzji prokuratury z 30 listopada 1983 roku, która miała ponoć "umorzyć postępowanie z powodu braku cech przestępstwa". Sygnatura sprawy, w której miała być rzekomo wydana korzystna dla Piotrowskiego decyzja prokuratury, to 2DS. 2458/83. Tymczasem, jak ustaliliśmy w Prokuraturze Rejonowej Warszawa Mokotów, właściwej dla prowadzenia postępowania ze względu na miejsce zdarzenia, nigdy sprawy o takiej sygnaturze nie prowadzono. To można stwierdzić bez cienia wątpliwości. Repetytorium dla 2DS. w 1983 roku w tej prokuraturze kończyło się na pozycji 2123/83. - Sprawa jest bardziej zagmatwana. Sygnatura prokuratorska jest fałszywa, Prokuratura Mokotów o niczym nie wie. Taka sprawa nigdy nie była tam prowadzona - przyznaje jeden z naszych informatorów związany z wymiarem sprawiedliwości. Zapis o rzekomym śledztwie i decyzja prokuratury prawdopodobnie zostały sfałszowane jeszcze w komendzie stołecznej policji, niewykluczone, że na polecenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Piotrowski wówczas był już szefem specjalnej grupy zajmującej się zwalczaniem Kościoła katolickiego, uważany był też za jednego z najbardziej zaufanych ludzi Kiszczaka. - Sprawa wymaga wnikliwego zbadania, może się bowiem okazać, że władza trzymała Piotrkowskiego materiałami obciążającymi w szachu i zawarła z nim układ. Bardzo możliwe, że w związku z materiałem, który go obciążał, był gotowy wykonać każde zadanie i zlecenie. Jest to całkiem prawdopodobne i trzeba się zastanowić, kto miał wówczas możliwość w MSW podjęcia takiej decyzji i ustalić, czy taka ewentualność była badana w śledztwie dotyczącym zlecenia zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki - uważa Zbigniew Ziobro, były minister sprawiedliwości. Zatuszowanie zabójstwa kobiety było o tyle łatwe, że Marianna Kosińska, mieszkająca przy ul. Stępińskiej w Warszawie, była kobietą samotną, jedyną jej bliższą rodzinę stanowiła odwiedzająca ją sporadycznie kuzynka. Dziś nikt z rodziny Kosińskich na Stępińskiej już nie mieszka, w miejscu, gdzie kiedyś zameldowana była pani Marianna, znajdują się lokale wynajmowane przez prywatne instytucje. Czy sprawie ukręcono łeb, by chronić Piotrkowskiego, szefa grupy "D" IV Departamentu MSW, czy też wykorzystano pretekst, by zapewnić sobie całkowite posłuszeństwo kapitana SB? Według naszych informatorów, obie ewentualności są możliwe. Zdaniem Antoniego Macierewicza, w latach 1991-1992 szefa MSW, takie działania mogą wskazywać na parasol ochronny roztoczony nad Piotrowskim przez kierownictwo resortu. - Nie jest to przecież jedyna bezboleśnie zakończona dla niego sprawa. Przypominam, że była jeszcze kwestia kont zagranicznych tego esbeka - mówi Macierewicz. W archiwach przy sfingowanej informacji o umorzeniu postępowania w tej sprawie w związku z "brakiem cech przestępstwa" widnieje data 30 listopada 1983 roku. Niecały rok później Piotrowski wraz z Waldemarem Chmielewskim i Leszkiem Pękalą uprowadzają, torturują, a następnie mordują ks. Jerzego Popiełuszkę, kapelana "Solidarności". Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-12-05
Autor: wa