Pamiątkowe afrodyzjaki Sikorskiego
Treść
Radosław Sikorski, szef polskiego MSZ, wykorzystał jedną z dyplomatycznych wizyt w Chińskiej Republice Ludowej, by nabyć popularny wśród ludów Azji afrodyzjak przygotowany ze sproszkowanego rogu jelenia. Spreparowanie kosztownego specyfiku wiąże się z ogromnym cierpieniem zwierzęcia, któremu ścina się jeszcze młode, bardzo silnie unerwione poroże. Przeciwko takim działaniom protestują międzynarodowe organizacje ekologiczne zajmujące się ochroną ginących gatunków. Do poszukiwania afrodyzjaku Sikorski zaangażował personel polskiej placówki dyplomatycznej. MSZ potwierdza fakt nabycia przez Sikorskiego "specyfiku medycyny ludowej", stanowczo jednak dementuje krążące wśród polskich dyplomatów pogłoski, jakoby minister handlował porożem hodowanych przez siebie w posiadłości w Chobielinie danieli. O związkach Radosława Sikorskiego z "chińską medycyną ludową" wśród pracowników dyplomacji krążą już legendy. Pierwszy raz pojawiły się, krótko po wizycie Sikorskiego, wówczas wiceministra spraw zagranicznych w rządzie Jerzego Buzka, w Pekinie. Do zadań szefa polskiej dyplomacji należało wówczas utrzymywanie dobrych relacji z krajami Azji i Afryki. Dyplomatyczna wizyta Sikorskiego w Chinach oznaczała dobre kontakty z handlarzami na lokalnym targowisku. Czego szukał na straganach obecny szef polskiej dyplomacji? Sprawa musiała być najwyższej wagi, skoro - jak mówiło się wówczas - do biegania po targowisku zaangażowano nawet przedstawiciela polskiego Biura Radcy Handlowego w Pekinie. Poszukiwania miały dotyczyć chińskich odbiorców na sproszkowane poroże danieli, jakie Sikorski hoduje na swojej farmie przy chobielińskim dworze. Dla Azjatów taki specyfik to rarytas, uważany za silny środek pobudzający, na czarnym rynku przekraczający nawet 150 dolarów. - Ani minister Radosław Sikorski, ani żadne inne osoby nie prowadziły i nie prowadzą handlu porożem danieli lub sproszkowanym porożem danieli z farmy w Chobielinie. Nigdy taki handel nie był prowadzony, stąd oczywiście nie mógł być prowadzony z odbiorcami z Chin - zapewnia Piotr Paszkowski, rzecznik prasowy ministra spraw zagranicznych. - Minister Sikorski w trakcie wizyty w Chinach nie interesował się nawiązaniem kontaktu z chińskimi odbiorcami. Zainteresowanie sprowadzało się do kupna, w trakcie zwiedzania targowiska, jednego opakowania specyfiku - bodajże płatków poroża - medycyny ludowej - twierdzi Paszkowski. "Specyfik", który interesował ówczesnego wiceszefa polskiej dyplomacji, to popularne w Chinach "panty" - sproszkowane poroże jeleni, głównie marala lub Dybowskiego. W chińskiej medycynie ludowej uważany jest za silny afrodyzjak, a także środek wzmacniający. Pozyskiwanie tego specyfiku wiąże się z olbrzymimi cierpieniami dla samych zwierząt - nie czeka się bowiem aż jeleń sam zrzuci poroże, ale odcina się jeszcze młode, miękkie i bardzo silnie unerwione. Jako że sproszkowane poroże osiąga na chińskim rynku wysoką cenę, wiąże się to z działalnością kłusowników, którzy znacznie przyczynili się do zmniejszenia populacji jelenia marala. Na co Sikorskiemu potrzebny był afrodyzjak? - Opakowanie spoczywa gdzieś na dnie szuflady pospołu z innymi tego rodzaju egzotycznymi ciekawostkami, które często przywozimy z dalekich podróży - zapewnia rzecznik MSZ Piotr Paszkowski. Sprawdziliśmy w kilku biurach podróży: ciekawostki, jakie najczęściej przywożą turyści z Chin, to oprócz taniego w Azji sprzętu elektronicznego - od zegarków po komputery, najczęściej miniaturowe repliki fragmentów Muru Chińskiego, rzeźb kultury chińskiej, podrabiane "katany" figurki Buddy, wyroby chińskiej ceramiki. O pamiątkowych afrodyzjakach nikt nie słyszał. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-03-20
Autor: wa