Opozycja: Donald, zejdź z boiska
Treść
Rząd pręży muskuły i przed kamerami walczy ze stadionowym chuligaństwem. Wiceszef MSWiA tłumaczy, że akcja policji w Bydgoszczy była niezadowalająca, i obarcza winą organizatorów. Policja na razie aresztowała 30 osób. Poseł PiS Marek Suski zapytał wprost, czy za zamieszkami w Bydgoszczy nie stali prowokatorzy.
- Patrząc na to, co dzieje się na polskich arenach, szczególnie na stadionach, nie jesteśmy usatysfakcjonowani poziomem bezpieczeństwa, dlatego też podejmujemy kompleksowe działania zmierzające do poprawy tego bezpieczeństwa - zapowiada wiceminister spraw wewnętrznych Adam Rapacki. Oczywiście tego tematu nie było przez ostatnie 3,5 roku, ale nadchodzą wybory. Wydarzeniem, wokół którego zrodził się temat pt. "Walka z bandytyzmem na stadionach", są oczywiście burdy, które wybuchły na stadionie w Bydgoszczy po zakończeniu finałowego meczu o Puchar Polski pomiędzy Legią Warszawa a Lechem Poznań. - Państwo jesteście najlepsi w apelowaniu, a tak naprawdę jesteście beznadziejni. Przemoc występuje również w szkołach. Idąc tą drogą, jeśli w szkole będzie miało miejsce zdarzenie, w którym zostanie użyta przemoc, to rozumiem, że Donald Tusk będzie zamykał tę szkołę - ironizowała Jadwiga Wiśniewska z PiS. - Ja rozumiem, że was boli, że ludzie na stadionach wywieszają transparenty "Cukier po 5 zł, rząd po 5 zł", a prawda o waszym rządzie jest taka, że Donald Tusk gra w piłkę, kiedy w Sejmie jest debata o emeryturach. Dlatego przyszedł najwyższy czas, by się spakować i zejść z boiska - dodała. Najboleśniej polityków Platformy trafił jednak Marek Suski. - Premier straszy, Platforma straszy, zawsze gdy chce zwalić na kogoś winę za własną nieudolność, ale poseł Raś jednocześnie przyznał, że to, co się stało, to wynik zaniedbań. Platforma rządzi od ponad trzech lat i zgadzamy się - to wynik waszych zaniedbań - mówił poseł PiS. Sugerował też, że awantury bydgoskie mogą być dziełem prowokatorów i pytał, czy wśród awanturujących się nie było funkcjonariuszy policji lub innych służb czy ludzi z nimi powiązanych. Polityczny kontekst rządowej akcji zasugerował też jeden z posłów Lewicy Romuald Ajchler, który przypomniał, że jeszcze niedawno zamknięte w pokazowy sposób stadiony Lecha i Legii były uznawane oficjalnie za najbezpieczniejsze w Polsce. - W tym kontekście decyzja o ich zamknięciu była po prostu jednorazowa, na zamówienie Donalda Tuska - podkreślił. Co ciekawe, niemal każda wypowiedź posłów Platformy sugerowała winę organizatorów i PZPN. Posłowie PO biadolili nad zjawiskiem stadionowej chuliganerii oraz - co najważniejsze - stawiali polityków PiS w jednym szeregu z bandytami.
Wczoraj w Sejmie wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Adam Rapacki przyznał, że analiza zajść w Bydgoszczy wskazuje, że decyzje o wprowadzeniu sił policyjnych czy działania stadionowej ochrony pozostawiają wiele do życzenia. - Na pewno można było myśleć o odpowiednio wczesnym przerwaniu meczu, o wprowadzeniu wcześniejszym sił porządkowych czy o oddzieleniu kibiców - mówił Rapacki, przedstawiając w Sejmie informację na temat bezpieczeństwa na stadionach. Zaznaczył również, że to organizator podejmuje decyzję o ewentualnym przerwaniu meczu. - Policja wkracza wtedy, kiedy organizator imprezy nie radzi sobie z zapewnieniem bezpieczeństwa i prosi policję o wsparcie. To jednak dziwne, ponieważ podczas tego meczu, który włącznie z dogrywką trwał ponad dwie godziny, nie miały miejsca żądne zajścia ani awantury, oprócz manifestacyjnego wyjścia kibiców z trybun w ramach antyrządowego protestu. Co więcej, na drugi dzień po meczu finałowym rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji Mariusz Sokołowski tłumaczył dziennikarzom, że policja dlatego nie dokonywała zatrzymań chuliganów podczas awantur, ponieważ to jest najlepszy sposób na jej ograniczenie i opanowanie sytuacji. Policja miała filmować chuliganów wyrywających krzesełka i rzucających różnymi przedmiotami w policję, a po przeprowadzeniu identyfikacji dokonywać zatrzymań. Jak widać, ta metoda została zakwestionowana przez byłego szefa policji. Jak zaznaczył Rapacki, organizatorom zwracano uwagę, że może dojść do konfrontacji pomiędzy zwaśnionymi kibicami. Według niego, mecz finałowy można było rozegrać na innym stadionie. - Rozmawiał o tym z PZPN zarówno komendant główny policji, jak i ja osobiście - dodał.
Zauważali to podczas wczorajszej debaty w Sejmie posłowie, którzy zasypali ministra gradem pytań odnośnie do tej sprawy. Rapacki, który kieruje również pracami Komitetu ds. Bezpieczeństwa Euro 2012, odpowiadał na pytania posłów dotyczące bezpieczeństwa na stadionach. - Na stadionie nikogo nie zatrzymano, a dziś musimy urządzać jakieś pokazówki, by ich wyłapać - podnosili posłowie.
- Pan, panie ministrze, wręczał po meczu pucharowym medale jak gdyby nigdy nic, nic panu nie przeszkadzało? Bo teraz okazuje się, że było inaczej - zwracał się do ministra sportu Adama Giersza Tadeusz Iwiński z SLD.
Pytania posłów dotyczyły także tego, jak wygląda egzekwowanie obowiązującego i wiele razy zaostrzanego prawa, które miało dać wymiarowi sprawiedliwości, organizatorom meczów oraz policji narzędzia do utrzymania spokoju na trybunach.
- Skoro premier powiedział, że od teraz będzie przestrzegany zakaz stadionowy, to dlaczego był on w takim razie nieprzestrzegany. A jest to grupa 1700 osób, które - jak rozumiem - podczas meczów mają być zatrzymywane - dociekał poseł Grzegorz Janik.
W sumie po burdach w Bydgoszczy policja zatrzymała na razie 32 osoby. Jak jeszcze we wtorek informował szef policji Andrzej Matejuk, obecnie zidentyfikowanych jest ponad 70 chuliganów.
Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik 2011-05-13
Autor: jc