Operacja szmugiel broni
Treść
Lista patologii trapiących formację jest długa. Brak umowy z MON regulującej przewóz broni borowców w transportach wojskowych sprawia, że jest ona zwyczajnie szmuglowana. - Dla dobra sprawy wielokrotnie w transportach wojskowych przemycaliśmy amunicję i broń. Tylko po to, żeby móc wykonać zadanie. Robiliśmy to nielegalnie, by nagle nie zostać bez broni - mówi nasz rozmówca.
Po latach kupowania toyot szefostwo BOR w tym roku zakupiło na placówkę wojenną w Afganistanie opancerzone land-rovery. Auta mają źle wykonane luki strzelnicze, de facto pozbawione są luk ucieczkowych. To są jedyne land-rovery, które jeżdżą po Kabulu. - Generał Marian Janicki wie, że zdecydowana większość samochodów, które tam jeżdżą, to toyoty land cruiser i mercedesy gelenda. Wszyscy posiłkują się tymi samochodami, bo one najlepiej zachowują się w terenie, jest ich najwięcej i trudno je rozróżnić - tłumaczy oficer. - Zakup land-roverów można porównać do sytuacji, w której namaluję sobie czerwoną plamę na czole, wystawię się snajperowi i powiem: "wal" - obrazuje z sarkazmem.
Na placówkach wojennych BOR pozbawione jest grup wsparcia. - Były jakieś próby wskrzeszenia łączności w ambasadzie w Kabulu, ale się nie powiodły. Jest tam radiostacja, którą obsługuje żołnierz. Ale w momencie, gdy nasza kolumna jedzie w miejsce, gdzie nie ma z nim łączności, nikt się nie dowie, gdzie jesteśmy i co się stało. A nawet gdyby łączność była, nie ma kogo powiadomić, żeby nas ratował, bo nawet nie ma takiego planu. Systemy ewakuacji z ambasad wojennych nie istnieją. Generał Janicki od początku zna naszą sytuację i przez lata nie zrobił nic, żeby to zmienić - opowiada nasz informator.
I nieoczekiwanie dodaje: - Oszczędzamy na jedzeniu. W jaki sposób? - Powiem wprost: jak na siłę wepchamy się do bazy i zjemy, to zaoszczędzimy. Ale nie powinniśmy tam jeść, bo nikt nie podpisał w tej kwestii umowy z MON. Nikt nie pomyślał też, że nasze stałe codzienne wyjazdy po żywność dla kilkunastu osób powodują, że bardzo łatwo nas namierzyć, bo ileż można sobie wymyślać punktów, gdzie można coś kupić? Mówi się o naszej pracy przy zabezpieczeniu ambasady, ale nie myśli się o odpowiednim zabezpieczeniu nas. A przecież wszystkie ambasady zagraniczne posiadają taki system. Generał Janicki powinien wyprodukować w tej sprawie milion pism lub podać się do dymisji, jeżeli nie pozwala mu się zrobić z tym porządku - twierdzi pracownik BOR.
Współpraca z MON układa się po znajomościach. - Jeżeli kontyngent wyjeżdża na placówkę albo wraca z niej, lecimy na przyczepkę. Przez prośby, znajomości, butelkę - ujawnia.
Po patologiach w Bagdadzie i Kabulu przyszedł smutny finał w Smoleńsku. - Nieprawdą jest, że gen. Janicki nie ma sobie nic do zarzucenia w tej sprawie - podkreśla funkcjonariusz. - Wszyscy w BOR wiedzą, jak było. Nie wiem, dlaczego prokuratura nie zaproponowała, żeby wyrywkowo przepytać, co wiedzą na temat Smoleńska poszczególni funkcjonariusze z różnych oddziałów BOR. Myślę, że gdyby takie rozmowy przeprowadzono, wyszłoby wiele ciekawych rzeczy. Koledzy, którzy pracowali w wydziale odpowiedzialnym za przygotowania wizyt, byli w Smoleńsku po katastrofie. Ich relacje znane są bardzo dużej liczbie funkcjonariuszy. Jeżeli gen. Janicki próbuje zmieniać teraz ten stan rzeczy, wymyślać nagle nowe instrukcje działań ochronnych, opowiadać, że lotnisko było zabezpieczone, to mówię otwarcie: nie mam pojęcia, po co to robi - słyszymy.
Nasz rozmówca jest przekonany, że szef BOR dostał informację, iż lotnisko w Smoleńsku nie jest przygotowane, ale nic z nią nie zrobił. - A powinien na piśmie poinformować o tym ministra spraw wewnętrznych i premiera. Gdyby Janicki tak zrobił, to sądzę, że informacja do czasu lądowania dotarłaby do załogi - wskazuje.
Atmosfera w Biurze Ochrony Rządu zagęszcza się. - Funkcjonuje w tej chwili taki przekaz, że jeżeli prokuratura postawi zarzuty kierownictwu BOR, to Janicki odpowiedzialnym za Smoleńsk uczyni swego zastępcę gen. Pawła Bielawnego. Stawiamy nawet o to zakłady - puentuje oficer formacji odpowiedzialnej za zapewnienie bezpieczeństwa najważniejszym osobom w państwie.
Piotr Czartoryski-Sziler
Nasz Dziennik Piątek, 25 listopada 2011, Nr 274 (4205)
Autor: au