Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Oczyszczanie prokuratury będzie kontynuowane

Treść

Z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą rozmawia Wojciech Wybranowski Panie Ministrze, został Pan w sobotę oskarżony przez Andrzeja Leppera, że to właśnie Pan rzekomo miał być źródłem przecieku w sprawie "afery gruntowej" w resorcie rolnictwa. - No cóż, Andrzej Lepper zdążył nas już przyzwyczaić do tego, że często mija się z prawdą, że zmienia zdanie. Szczerość, prawdomówność to nie są jego cechy charakteru, więc można było się spodziewać, że powie wszystko. Jego zachowanie jest najlepszym potwierdzeniem tezy "tonący chwyta się brzytwy". Mówi to, co wyobraźnia mu podpowie. Metody pana Leppera są obrzydliwe, ale cóż zrobić - taki jest los organów ścigania, że ludzie, którzy dążą do ujawnienia przestępstwa i postawienia sprawców przed sądem, są przez tych, którzy chcieliby coś ukryć, bezwzględnie napadani i oczerniani. Ja podchodzę do swoich zadań z pokorą, ponieważ wiem, że to śledztwo jest prowadzone w sposób rzetelny i uczciwy, i wiem, jakie są w nim fakty. Niedługo zostaną one ujawnione opinii publicznej. Oczekuje Pan rzetelnego przedstawienia faktów na łamach tych samych mediów, które - jak np. "Gazeta Wyborcza" - jeszcze niedawno potępiały Leppera, nazywały go przestępcą, krytykowały premiera Kaczyńskiego, że bierze do rządu osobę karaną za przestępstwa, by teraz stawiać go na piedestale, jako "ofiarę totalitaryzmu IV RP"? - To, na co zwrócił pan teraz uwagę, to niestety smutna prawda. To bardzo charakterystyczne i pokazuje prawdziwe intencje, jakimi kieruje się część mediów. Ta część, której nie chodzi o prawdę, ale o to, żeby podłożyć nogę zmianom, jakie zaczęliśmy przeprowadzać choćby w prokuraturze i wymiarze sprawiedliwości. Czasami tak to jest w życiu, że diabeł zamacha ogonem i wiele ważnych spraw zaczyna się nagle walić. Ale nie pierwszy raz wielkie, ważne dzieła napotykają olbrzymie trudności. Tyle że to nie powinno być powodem do załamywania rąk, ale jeszcze większej konsekwencji i wytrwałości. Mam czyste sumienie i postępuję uczciwie. Choć to, co się dzieje obecnie, jest również dla mnie bardzo trudne i ciężkie w sensie osobistym. Deklarował Pan gotowość zeznawania przed komisją śledczą ds. działań CBA, o ile ona powstanie. Podtrzymuje Pan swoją obietnicę? - Nie obawiam się zeznań przed komisją śledczą, choć uważam, że komisja powinna być powołana w momencie, kiedy nie będzie to ze szkodą dla prowadzonego śledztwa. To postępowanie z natury rzeczy, według mojej wiedzy, nie będzie trwać długo. Ja osobiście nie mam żadnych oporów, by stanąć przed jakąkolwiek komisją i zeznawać, ale to, czy taka komisja powstanie, czy też nie, oczywiście nie zależy ode mnie. Dla wielu osób, również w tym wymiarze sprawiedliwości, sytuacja konfliktu pomiędzy Panem a Januszem Kaczmarkiem jest wręcz idealna. Mówię tutaj np. o skompromitowanych, nieuczciwych prokuratorach choćby we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku, których dotknęły sankcje przez Panów wprowadzone. - Jeśli chodzi o sprawę pana Janusza Kaczmarka, mojego byłego bliskiego współpracownika, to mogę powiedzieć, że jest mi bardzo przykro, że taka sytuacja zaszła. Nie mam wpływu na ustalenia śledztwa, również na to, że z tych ustaleń wypłynęła taka, a nie inna wiedza. Kiedy informacje o związkach pana Kaczmarka z całą sprawą dotarły do mojej wiadomości była to dla mnie sytuacja szokującą. Naprawdę. Ale mimo że pan Janusz Kaczmarek należał do grona moich najbliższych współpracowników, nie mogłem postąpić inaczej, pełniąc funkcję prokuratora generalnego. Gdyby Janusz Kaczmarek był na tym stanowisku, to również, chcąc być zgodny z wymogami prawa, musiałby postąpić w taki sposób jak ja. To naprawdę nie jest łatwa sytuacja i mówiąc o tym, że wolałbym, żeby nigdy taka konieczność nie zaszła, mówiłem szczerze. Rozmawiałem chwilę wcześniej z panem Januszem Kaczmarkiem. Okazało się, że gdy cała sytuacja "wybuchła", Panowie nie kontaktowaliście się ze sobą, żaden nie wykonał do drugiego telefonu, by spotkać się i porozmawiać... - Chciałbym, żeby to, co dzieje się obecnie, okazało się najczarniejszym snem, z którego można się obudzić i który okazałby się tylko fikcją. Natomiast przede wszystkim muszę być wierny zasadom, o których mówiłem wielokrotnie wcześniej, swoim przekonaniom, uczciwości i przyzwoitości. I te zasady każą mi postąpić zgodnie z wymogami prawa. Nie mogę postąpić inaczej wtedy, gdy dotyczy to osoby z mojego środowiska. Mówiłem o tym wielokrotnie choćby w wywiadach na łamach "Naszego Dziennika" czy Radia Maryja. Powtarzam jeszcze raz: ludzie władzy nie mogą stać ponad prawem. Gdyby w tym przypadku, mając tę wiedzę, którą mam - powtarzam, że nie przesądzam o roli Janusza Kaczmarka - postąpił inaczej, niż postąpiłem, to sprzeniewierzyłbym się temu wszystkiemu, co mówiłem. Nie przesądzam wyniku tego śledztwa, ale fakty są zimne, bezduszne i mówią to, co mówią: Janusz Kaczmarek rozminął się z prawdą, a ja nie mogę na to przymykać oczu. Czy teraz to oczyszczanie prokuratury nie zostanie zatrzymane? Wiele osób, często niesłusznie - jak wskazują dziennikarskie informacje - podejrzewanych, zatrzymywanych przez terenowych prokuratorów liczyło na Pana i pana Kaczmarka jako pewnego rodzaju "ostatni bastion nadziei", że nie pozwolicie na naginanie prawa, na koleżeńskie układy prokuratorów - biznesmenów-polityków. Teraz przeciwnicy zmian w prokuraturze szermują słowami Janusza Kaczmarka, że "prokuratura jest ręcznie sterowana". - Z całą pewnością póki będę prokuratorem, prace nad oczyszczaniem prokuratury będą kontynuowane. Jest mi bardzo przykro, że tego rodzaju zarzuty stawia człowiek, któremu bardzo ufałem, mój współpracownik Janusz Kaczmarek, który mówi o tym, że prokuratura jest totalitarna. Co ciekawe, o 180 stopni zmienił zdanie, kiedy przestał być ministrem tego rządu, bowiem jeszcze kilka dni wcześniej w wywiadach prasowych twierdził coś zupełnie innego. Mówił mianowicie, że "wymiar sprawiedliwości po raz pierwszy działa w sposób praworządny". To też daje do myślenia na temat być może emocji, które kierują panem Kaczmarkiem. Rozumiem, że jest to dla niego sytuacja bardzo trudna, ja zwyczajnie, po ludzku mu współczuje, ale jeszcze raz podkreślam: jeżeli mam być uczciwy i postępować zgodnie z moim sumieniem, musiałem zrobić tak, jak zrobiłem. Gdybym postąpił inaczej, oszukałbym ludzi, a na to sobie nigdy nie pozwolę, niezależnie od kosztów politycznych, jakie się z tym wiążą. Polska wymaga uczciwości i stanowczości, co być może na krótką metę politycznie się nie opłaca, ale na dłuższym etapie na pewno przyniesie to, na co Polacy tak liczą: uczciwość i transparentność w życiu publicznym. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2007-08-13

Autor: wa