Nikt nie będzie wkopywać rury
Treść
Jak dowiedział się "Nasz Dziennik", w zezwoleniu wydanym przez Federalny Urząd Żeglugi i Hydrografii (BSH) w Hamburgu dotyczącym budowy gazociągu Nord Stream w niemieckiej strefie ekonomicznej nie ma klauzuli o konieczności wkopania rury w dno Bałtyku. A to oznacza, że wbrew temu, co mówił szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski, postulaty Warszawy mające zabezpieczyć drożność torów wodnych prowadzących do Szczecina i Świnoujścia, nie zostały uwzględnione.
Jak powiedział nam Christian Dahlke z BSH, Urząd Żeglugi i Hydrografii nie uzależnił wydania zgody na położenie rury na dnie Bałtyku od jej wkopania, nie zlecił też szukania innego toru dla gazociągu.
Dahlke przyznał, że owszem, problem ewentualnego utrudnienia w wyniku położonych na dnie morza rur gazociągu dla polskich portów Szczecin i Świnoujście został zgłoszony przez polską stronę i był przez Niemców omawiany. Jednak, zgodnie z wydanym zezwoleniem, koncern Nord Stream w niemieckiej strefie ekonomicznej ma zgodę (tak, jak było w planie pierwotnym) na instalację rur po prostu na dnie Bałtyku. Dotyczy to także miejsca, w którym gazociąg będzie krzyżował się z drogą morską do polskich portów w Szczecinie i Świnoujściu.
- Mogę zapewnić, że jak na razie wszystkie statki swobodnie wpływają i będą wpływały do obydwu portów bez najmniejszego problemu - powiedział nam Dahlke. Przyznał jednak, że w przyszłości, przy ewentualnej rozbudowie polskich portów, rury mogą stworzyć potencjalne zagrożenie.
- Na razie, gdy na dnie położone zostaną rury gazociągu, głębokość toru wodnego jest i będzie wystarczająca na potrzeby polskich portów. Być może w przyszłości, jeżeli większe statki miałyby wpływać do Świnoujścia, sytuacja ta się zmieni - przyznał Christian Dahlke.
- Problemem zajmiemy się dopiero wtedy, gdy zajdzie taka potrzeba, czyli jeżeli stwierdzimy, że faktycznie gazociąg na dnie Bałtyku położony przez Nord Stream przeszkadza wpływaniu do polskich portów, ale na razie nie stwierdzamy takiego problemu - podkreślił Dahlke. - Port w Świnoujściu potrzebuje głębokości 13,2 m i nawet po położeniu gazociągu będzie tyle miał, a więc nie ma problemu. Na pytanie, czy budowa portu gazowego w Świnoujściu nie zmieni tej sytuacji, a gazociąg nie utrudni statkom wejścia do portu, niemiecki urzędnik odpowiedział, że statki wpływające w przyszłości do świnoujskiego gazoportu będą potrzebowały tylko 12 m głębokości, a więc także w tym wypadku rura nie będzie przeszkadzać.
Jeszcze kilka tygodni temu wiceminister Skarbu Państwa Mikołaj Budzanowski twierdził, że Polska kategorycznie domaga się od strony niemieckiej wkopania gazociągu Nord Stream w dno morskie w strefie, gdzie będzie on przecinać szlak morski prowadzący do zespołu portów Szczecin-Świnoujście. Polska strona uważa, że położenie gazociągu na dnie morza, a nie pod nim, może w przyszłości ograniczać swobodę żeglugi, a w konsekwencji rozwój portów w Szczecinie i Świnoujściu. Podobnego zdania był także dyrektor Urzędu Morskiego w Szczecinie Andrzej Borowiec, który tłumaczył wtedy, że jedynym ograniczeniem dostępności portów polskich dla żeglugi powinny być parametry statków, które mogą przejść przez Cieśniny Duńskie, czyli o maksymalnym zanurzeniu 17,5 m. W tej chwili wodny tor podejściowy do Świnoujścia jest głęboki na 14,5 m. Rura na jego dnie zablokuje ewentualne jego pogłębienie w przyszłości.
Rzecznik prasowy Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście SA Wojciech Sobecki w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" stwierdził wczoraj, że sprawę złego wpływu gazociągu na rozwój polskich portów rozdmuchała polska prasa. Na czym opiera swoje przekonanie? Nie wiadomo.
Ewa Wieczorek, rzecznik prasowy Urzędu Morskiego w Szczecinie, przyznała, że o problemie gazociągu i jego ewentualnym niekorzystnym wpływie na polskie porty należy już teraz rozmawiać w warszawskich ministerstwach. Niestety, zarówno w resorcie spraw zagranicznych, ministerstwie skarbu, jak i Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska nikt wczoraj nie chciał się wypowiadać.
Rzecznik Ministerstwa Infrastruktury Mikołaj Karpiński powiedział IAR, że położenie rur bezpośrednio na dnie Bałtyku nie zagrozi żegludze w polskich portach. W ministerstwie skarbu - wręcz przeciwnie. Jak ocenił wiceminister Mikołaj Budzanowski, wkopanie rury będzie wymagane na długości 4 kilometrów. Średnica gazociągu to 1,5 m.
Niemieckie urzędy szybko wydały wszelkie potrzebne zezwolenia na jego budowę. Rząd w Berlinie udzielił konsorcjum wsparcia poprzez gwarancje kredytowe na łączną kwotę 2,6 mld euro. - Mamy zgodę na rządowe gwarancje kredytowe, które są podzielone na dwie transze, to znaczy niemiecki rząd udzielił nam gwarancji na 1,6 mld euro na kredyt z banku Hermes i druga transza to 1 mld na tak zwane niezwiązane kredyty finansowe - poinformował nas Steffen Ebert, rzecznik Nord Stream.
Gazociąg Północny mają tworzyć dwie nitki położone na dnie Bałtyku o długości 1220 km i przepustowości po 27,5 mld m sześc. gazu rocznie. Rury mają się zaczynać w okolicy rosyjskiego Wyborga, a kończyć w okolicach niemieckiego Greiswaldu. Według planów, pierwsza nitka powinna być oddana do eksploatacji w końcu 2011 roku, a druga - w 2012 roku. Koszt projektu jest szacowany na prawie 7,5 mld euro. Akcjonariuszami budującego rurę konsorcjum Nord Stream są: rosyjski Gazprom (51 proc.), niemieckie E.ON-Ruhrgas i BASF-Wintershall (po 20 proc.) oraz holenderski Gasunie (9 proc.).
Waldemar Maszewski, Hamburg
Nasz Dziennik 2010-01-06
Autor: jc