Niemcy chcą odebrać dzieci polskiej rodzinie
Treść
Dziś Sąd Rejonowy w Bytomiu ma ogłosić decyzję w sprawie wydania niemieckiemu urzędowi ds. dzieci i młodzieży (tzw. Jugendamtowi) dwojga polskich dzieci. Dwuletni Dawid i pięcioletni Daniel mają trafić do niemieckiej rodziny zastępczej. Pełnomocnik rodziców mecenas Markus Matuschczyk twierdzi jednak, że zostali oni podczas pobytu w Niemczech bezpodstawnie pozbawieni praw rodzicielskich.
Dariusz i Wioletta Grychtołowie z Bytomia w 2007 r. wyjechali do Niemiec, by poprawić swoją sytuację materialną. Osiedlili się najpierw w Gütersloh, a potem w Hanowerze, stolicy kraju związkowego Dolna Saksonia. Dariusz Grychtoł w Polsce pracował m.in. jako górnik. W Niemczech przyjmował każdą pracę, na budowach i przy zbieraniu warzyw i owoców, by wyżywić rodzinę. W tym czasie na świat przyszli najpierw Daniel, a potem Dawid. Rodzinie nie było łatwo. Państwo Grychtołowie nie są ludźmi wykształconymi, z trudem uczyli się języka niemieckiego. Mieli kłopoty z załatwieniem najprostszych spraw w urzędach. Zwrócili się więc do niemieckiego urzędu ds. dzieci i młodzieży (tzw. Jugendamtu) o pomoc w organizacji życia rodzinnego i wychowaniu dzieci. To okazało się wielkim błędem, którego żałują do dziś.
- Jugendamt podesłał rodzinie w 2010 r. pracownicę społeczną z Akcji Diakonów, organizacji charytatywnej Kościoła ewangelickiego. Na początku wszystko wyglądało dobrze. Kobieta pomagała Grychtołom. Potem zaczęła się jednak wtrącać do ich intymnych spraw - opowiada w rozmowie z „Codzienną” mec. Matuschczyk.
- Oskarżyła pana Grychtoła o to, że jest chory psychicznie, twierdziła, że młodszy z chłopców cierpi na zespół Downa, bo nie chce mówić. Później, po powrocie dzieci do Polski, okazało się, że ma zwężony kanał słuchowy. Nie mówi, bo słabo słyszy - dodaje adwokat. Między rodzicami a pracownicą społeczną wybuchł poważny konflikt. - Rodzice byli traktowani przez tę kobietę tak, jakby byli niedorozwinięci. Zaczęli więc reagować agresją. Kobieta się obraziła i postanowiła się na nich zemścić - uważa mec. Matuschczyk.
Kobieta złożyła raport do Jugendamtu. Jest w nim mowa o patologii, zaniedbaniu dzieci (ta ocena opiera się na obserwacji, że jedno z dzieci ma próchnicę) i domniemanej chorobie psychicznej rodziców. Urząd natychmiast złożył wniosek do sądu okręgowego w Hanowerze o pozbawienie państwa Grychtołów praw rodzicielskich. Rozprawa odbyła się pod koniec marca 2011 r. Polacy zabrali chłopców na salę sądową, bo tak im kazał sąd. Nie mieli wówczas adwokata. Proces oczywiście przegrali. Ich argumentów, że są normalną, kochającą się rodziną, nie wzięto pod uwagę. Nie zasięgnięto też opinii biegłego. Chłopcy jeszcze na sali sądowej zostali odebrani Grychtołom i przewiezieni do domu dziecka w St. Ansgar w Hildesheimie. Prawa rodzicielskie przeszły na Jugendamt, który zaczął poszukiwać dla Dawida i Daniela niemieckiej rodziny zastępczej.
Rodzice mogli się kontaktować z synkami na początku raz na tydzień, a później tylko raz na dwa tygodnie, po dwie godziny, pod nadzorem. Ich zdaniem sytuacja w ośrodku była bardzo zła, a chłopcy byli coraz bardziej wyobcowani. W lipcu 2011 r. mec. Matuschczyk złożył skargę na decyzję sądu okręgowego w Hanowerze do sądu wyższej instancji. Nie miał jednak wielkiej nadziei na sukces. Tym bardziej że polski konsul, mimo prośby o interwencję, nie pomógł rodzinie. Państwo Grychtołowie postanowili więc działać. W lipcu 2011 r. podczas kolejnego spotkania z Dawidem i Danielem zabrali dzieci z ośrodka, po czym wrócili do Polski.
Pod względem prawnym to uprowadzenie dzieci, ponieważ Grychtołowie nie mieli władzy rodzicielskiej. W maju tego roku Jugendamt przysłał więc do Polski wniosek, w którym domaga się wydania chłopców. W Niemczech czeka już na nich rodzina zastępcza. Strona niemiecka powołuje się na przepisy konwencji haskiej w sprawie uprowadzenia dzieci, zmuszające kraje sygnatariuszy do wydania ich prawomocnym opiekunom, w tym wypadku niemieckim urzędnikom. Chłopcy przebywają obecnie w ośrodku wychowawczym na Śląsku. Rodzice zapewniają, że Dawid i Daniel chcą do nich wrócić. Liczą, że sąd nie zgodzi się na wydanie ich do Niemiec. Zapewniają, że wszyscy się kochają i chcą być razem.
Poza mec. Matuschczykiem rodzinie Grychtołów pomaga Polskie Stowarzyszenie Rodzice przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech.
- To całkowita samowola Jugendamtów, które nie podlegają żadnej kontroli. Kiedy odbierają rodzicom dzieci, ci nie mają się jak od tej decyzji odwołać. Takich wypadków w Niemczech jest co roku prawie 40 tys. - mówi „Codziennej” Wojciech Pomorski, który sam walczy od chwili rozwodu z żoną Niemką w 2003 r. o prawo do kontaktu ze swoimi córkami. Jego zdaniem powrót Dawida i Daniela do Niemiec wywoła u nich traumę. - Chłopcy nie mówią po niemiecku, mają tu w Polsce rodzinę, babcię - podkreśla. Także mec. Matuschczyk liczy na to, że sąd w Bytomiu podejmie słuszną decyzję. - Chłopcy zostali rodzicom odebrani bezpodstawnie, na podstawie kłamstwa. Wydanie ich Niemcom byłoby poważnym błędem - zaznacza adwokat. Według niego chłopcy chcą zostać z matką i ojcem. - Mam nadzieję, że sąd podejmie decyzję w interesie dzieci. To kochająca się rodzina - mówi „Codziennej” mec. Matuschczyk.
W związku ze sprawą rodziny Grychtołów próbowaliśmy skontaktować się z konsulatem polskim w Hamburgu, który - jak podkreślił Dariusz Grychtoł - nie udzielił rodzinie żadnej pomocy. Próba kontaktu się nie powiodła.
http://niezalezna.pl/31046-niemcy-chca-odebrac-dzieci-polskiej-rodzinie
Autor: au