Nie warto pompować miliardów w banki
Treść
Z Robertem Gwiazdowskim, prawnikiem, ekonomistą i ekspertem Centrum im. Adama Smitha, rozmawia Paweł Tunia Na czym polega obecny kryzys na światowych rynkach finansowych? - Tego nikt nie wie. W poważnych analizach można przeczytać, że domy potaniały. Ale powstaje pytanie: jeśli domy tanieją, a wielu ludzi ich nie ma, to czy to jest dobrze, czy źle? Na pewno dobrze dla kupujących, ale źle dla sprzedających. Jeśli ktoś sprzedaje dom, to znaczy że go nie potrzebuje. A nie potrzebują ich ci - i to dla nich jest źle - którzy na fali spekulacji na rynku nieruchomości zaczęli budować, licząc na łatwy zarobek. Zbyt łatwo można było dostać kredyt. Jednak w życiu nie ma łatwych zarobków w dłuższej perspektywie czasowej. Na krótką metę można oszukiwać, tak jak sprzedawcy kredytów hipotecznych oszukiwali w ciągu ostatnich kilku lat swoich klientów. Mówi się wciąż o panice na giełdach. Czy kryzys się pogłębia? - Mamy tu kilka wymiarów. Obecnie mówimy o kryzysie na rynkach finansowych. A ten nie oznacza jeszcze kryzysu w realnej gospodarce. Realna gospodarka musi mieć prawdziwych kapitalistów, a więc takich, którzy wstają wcześnie rano i cały dzień handlują lub produkują, kończąc swoją pracę wieczorem. Ale taka praca jest ciężka i wymaga wysiłku. A tymczasem tzw. prawdziwe biznesy robiono w ostatnich latach na rynkach finansowych i ten model gospodarki się po prostu załamał. Trzeba wrócić do modelu kapitalisty, który ciężko pracuje i sprzedaje. Rząd zapowiada zmianę ustawy o Bankowym Funduszu Gwarancyjnym, podwyższając gwarancje na depozyty bankowe z obecnych 22,5 tys. euro do 50 tys. euro. W Polsce oszczędności obywateli w bankach będą gwarantowane do 50 tys. euro. Działania te mają złagodzić skutki kryzysu... - Ale pieniądze na to będą pochodzić z budżetu. Jedyne pieniądze, jakie państwo ma do dyspozycji, pochodzą z aktywów, których państwo jest właścicielem albo od podatników. W związku z tym rząd mówiąc, iż obejmie gwarancją wszystkie wkłady, powiedział: słuchajcie obywatele, macie pieniądze w bankach, jak one zbankrutują, to my zabierzemy wam w podatkach i oddamy w depozytach. Przeciwdziałać kryzysowi można przede wszystkim poprzez zaprzestanie pompowania pieniędzy w system bankowy. Tam pieniądze już są. Na wyjście z kryzysu potrzeba czasu. Problem polega na tym, że wychodząc z kryzysu, na skutek mechanizmów rynkowych następuje naturalna alokacja zasobów. Tymczasem dzisiaj ściąga się pieniądze z podatnika i urzędnik decyduje, na co je wydać. Pompowanie miliardów dolarów ze środków publicznych w system finansowy jest absolutnie niepotrzebne, to jest wyrzucanie pieniędzy w błoto. To nie pozwoli oczyścić rynku z oszustów. Bo to ratuje obecny mechanizm, który kryzys wywołał. Prezesi korporacji biorą po kilkadziesiąt milionów rocznej pensji. Za co? Kilkadziesiąt lat temu przyjęto mechanizmy, które umożliwiają branie kredytów bez limitów. Wcześniej były takie limity - bariery, które pozwalały brać kredyty tylko wtedy, gdy dysponowano jakimiś środkami własnymi. Kiedy skończy się kryzys i nastąpi uzdrowienie na rynkach finansowych? - Wartość dzisiejszego pieniądza polega na zaufaniu. W epoce pieniądza papierowego sytuacja nigdy nie będzie uzdrowiona. My nie mamy pieniądza, którego wymaga kapitalizm. Pieniądz skończył się w 1971 r., kiedy dolar przestał być wymienialny na złoto. Rozpoczęto druk pieniądza z podobiznami prezydentów USA. Teraz wszyscy drukują i trudno robić jakieś analizy ekonomiczne, bo nie wiadomo, który rząd dodrukuje pieniądze, w jakiej ilości, kiedy to zrobi i na jaki procent będzie je rozdawał. Dlatego przede wszystkim trzeba powstrzymać pompowanie miliardów w system finansowy. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-10-11
Autor: wa