Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie uwzględniono tajnych akt?

Treść

Zenon Baranowski


Wojskowy sąd okręgowy, który uniewinnił żołnierzy, źle ocenił dowody - uważa prokuratura i dlatego złożyła apelację od tego wyroku. Zdaniem śledczych, istniały wystarczające podstawy, aby uznać, że dowódca bazy Wazi Khwa kpt. Olgierd C. wydał rozkaz ostrzelania afgańskiej wioski. A żołnierze, którzy go wykonali, mieli świadomość, że strzelali do niebronionego obiektu cywilnego.
Jak argumentował wczoraj przed sądem prokurator płk Jakub Mytych, sąd nie uwzględnił dowodów znajdujących się w tajnej dokumentacji. Śledczy wskazywał, że brakuje podpisów sędziów poświadczających, że zapoznali się oni z tymi materiałami w tajnej kancelarii. Sąd nie odniósł się także do innych obciążających zeznań i nie uzasadnił tego.
Prokuratura stwierdza, że nie było ataku talibów przed ostrzałem wioski, co miało być pretekstem do podjęcia akcji przez polskich żołnierzy. Według prokuratury, to kpt. C. zasugerował swoim podwładnym przyjęcie takiej wersji w śledztwie.
Prokuratura wskazywała, że użyty do ostrzału wioski moździerz nie nadawał się do strzelania na terenie wzgórz - tak jak to przedstawiali oskarżeni, ze względu na jego małą donośność. Z kolei obrońcy kpt. Olgierda C. domagają się utrzymania uniewinnienia. - Podwładni mogli mieć subiektywne przekonanie, że padł rozkaz. Ale to jak zabawa w głuchy telefon - bo długi był łańcuch pośredników - mówił przed sądem jego obrońca mec. Andrzej Kmieciak.
Zaznaczył, że wyjaśnienia jego klienta są konsekwentne i logiczne. W ocenie drugiego obrońcy mec. Adama Pacyny, skierowany przez prokuraturę akt oskarżenia w takiej bezprecedensowej sprawie jest ułomny. - To prokurator ma obowiązek w stu procentach udowodnić winę oskarżonemu, nie zaś być biernym obserwatorem rozprawy - zaznaczył adwokat.
Obrońca innego uniewinnionego żołnierza, chor. Andrzeja O. "Osy", Piotr Dewiński domagał się, żeby jego klienta uniewinniono nie ze względu na brak dowodów, jak to stwierdził sąd, ale ze względu na to, iż nie popełnił tego czynu. - Sąd I instancji stwierdził jednoznacznie, że nie było bezprawnego rozkazu ostrzelania wiosek. Prokuratura nie ma racji - powiedział adwokat.
Do ostrzelania afgańskiej wioski Nangar Khel doszło 16 sierpnia 2007 roku. Po kilku latach procesu w sierpniu 2011 r. Wojskowy Sąd Okręgowy uniewinnił siedmiu oskarżonych żołnierzy. - Przecież żołnierze pojechali pod Nangar Khel właśnie dlatego, że wcześniej w tym miejscu inny pojazd wojskowy wpadł na minę-pułapkę, więc jest oczywiste i bezsporne, że talibowie tam byli - odpowiedział na argumentację prokuratury mec. Wiktor Dega, obrońca jednego z oskarżonych.
- To jest sprawa nieodpowiedzialnych polityków, że wysyłają polskich żołnierzy na misje, na których ci żołnierze muszą przelewać krew, a potem są ciągani po sądach - ocenił inny obrońca mec. Jacek Kondracki. Wszyscy obrońcy wnosili o utrzymanie wyroku uniewinniającego.
W wyniku ostrzału zginęło sześć osób, w tym kobiety i dzieci. Wojskowi zostali oskarżeni o popełnienie zbrodni wojennej poprzez naruszenie konwencji haskiej, która przewiduje, że ludność cywilna na terenach objętych działaniami wojennymi podlega ochronie "w takim zakresie, w jakim nie uczestniczy w walkach". Dzisiaj jest spodziewane ogłoszenie wyroku Sądu Najwyższego.

Nasz Dziennik Środa, 7 marca 2012, Nr 56 (4291)

Autor: au