Nerwy na własne życzenie
Treść
Polscy piłkarze ręczni pokonali w Goeteborgu Argentynę 24:23, odnosząc drugie zwycięstwo na rozgrywanych w Szwecji mistrzostwach świata. Podobnie jak we wcześniejszym meczu ze Słowacją zafundowali jednak sobie i kibicom niepotrzebną dawkę nerwów, będąc krok od straty punktów z dużo niżej notowanym rywalem. - Podobno jesteśmy potęgą, tylko gdzie? - pytał po spotkaniu trener Bogdan Wenta.
Po nadspodziewanie trudnym, wyczerpującym pojedynku ze Słowacją (35:33) Argentyna wydawała się idealnym przeciwnikiem na uspokojenie i poukładanie wszystkich elementów. Mimo że dzień wcześniej sprawiła niespodziankę, remisując z Koreą Południową, nikt nie spodziewał się, że zagrozi podopiecznym Wenty, mierzącym w najwyższe przecież cele. Tymczasem przez pierwszych kilka minut sobotniego meczu Polacy dostroili się poziomem do piłkarzy z Ameryki Południowej. A skoro poczynania obu drużyn cechował w tym czasie chaos, dopiero w czwartej minucie padł pierwszy gol. Zdobył go Karol Bielecki, a gdy po chwili kilkoma efektownymi akcjami popisał się dynamiczny Patryk Kuchczyński i Polska objęła prowadzenie 4:0, wydawało się, że faktycznie wszystko potoczy się łatwo i przyjemnie. Zwłaszcza że znakomicie spisywała się obrona ze Sławomirem Szmalem na czele. Nasz bramkarz przez prawie kwadrans nie dał się pokonać (!), broniąc z niewiarygodną 80-procentową skutecznością. Niestety, do poziomu defensorów nie dorównali tym razem koledzy w ataku. Biało-Czerwoni razili niefrasobliwością, obijali słupki i poprzeczkę, tracili łatwo piłkę. W efekcie zamiast wysokiego prowadzenia skomplikowali sobie sprawę. W 24. minucie nasi mieli na koncie tylko pięć bramek, co - jak na zespół z aspiracjami - było wynikiem wstydliwym i wygrywali zaledwie 5:4. Tuż przed przerwą Polacy zdołali jednak rywalom nieco odskoczyć, a w 40. minucie prowadzili 16:10. Sytuacja była w miarę komfortowa, ale nasi znów sami skomplikowali sobie sprawę. Doszło do tego, że w 57. minucie Argentyńczycy zmniejszyli stratę do jednego tylko gola, a wyrównaliby, gdyby świetną interwencją nie popisał się Piotr Wyszomirski (w końcówce zastąpił Szmala). Doszło do szalenie nerwowej, dramatycznej końcówki, w której na szczęście Polacy nie dali sobie odebrać wymęczonego zwycięstwa. - Trener rywali powiedział po meczu, że jego podopieczni przegrali z potęgą. Tylko gdzie nią jesteśmy? W przerwie powiedzieliśmy sobie, że straciliśmy tylko sześć bramek, Sławek świetnie trzymał nam wynik, potrzeba tylko więcej ruchu w ataku i będzie dobrze. Żadnego z założeń potem jednak nie zrealizowaliśmy. Popełniliśmy aż 21 błędów technicznych. Nie wykorzystaliśmy mnóstwa sytuacji - powiedział Wenta. Także piłkarze bili się w piersi, nie szukają nawet usprawiedliwień słabszej postawy. - Mimo to najważniejsze są dwa punkty. Rozpoczęliśmy mistrzostwa od dwóch zwycięstw, to się liczy. Grę poprawimy - dodał Grzegorz Tkaczyk. Dziś Polacy zmierzą się z najsłabszą w grupie D ekipą Chile, która w sobotę została zdeklasowana przez Koreańczyków, przegrywając aż 22:37. Rozbita została jednak także Słowacja, rozgromiona przez Szwedów 22:38. Gospodarze pokazali w tym pojedynku ogromną siłę ognia, potwierdzając, że na mistrzostwach interesują ich tylko najwyższe cele. A nasi mają nad czym myśleć.
Piotr Skrobisz
Polska - Argentyna 24:23
(11:6). Sławomir Szmal, Piotr Wyszomirski - Tomasz Tłuczyński 5, Patryk Kuchczyński 4, Michał Jurecki 3, Mateusz Zaremba 3, Bartosz Jurecki 2, Grzegorz Tkaczyk 2, Karol Bielecki 1, Bartłomiej Jaszka 1, Mariusz Jurkiewicz 1, Tomasz Rosiński 1, Artur Siódmiak 1, Mariusz Jurasik, Marcin Lijewski, Bartłomiej Tomczak.
Nasz Dziennik 2011-01-17
Autor: jc