Nawałnice wdzierają się do domów
Treść
Zerwane dachy, powalone bądź wyrwane z korzeniami drzewa, zalane ulice, uszkodzone linie energetyczne i dziesiątki tysięcy ludzi pozbawionych prądu. Tak wyglądała Polska po nawałnicach, jakie przetoczyły się przez nasz kraj ubiegłej nocy.
Przez cały wczorajszy dzień trwało usuwanie skutków burz i wichur z gradobiciem, jakie przeszły w nocy z poniedziałku na wtorek nad Polską. Pełne ręce roboty mieli strażacy, którzy interweniowali ponad tysiąc razy przy usuwaniu powalonych drzew i wypompowywaniu wody z zalanych piwnic. W ocenie meteorologów, przy wahaniach temperatury tego typu gwałtowne zjawiska pogodowe, które często mają charakter ekstremalny, to rzecz normalna o tej porze roku. Mniej normalna jest za to częstotliwość ich występowania, a tegoroczna wiosna i lato wydają się to potwierdzać. Najbardziej burze dały się we znaki mieszkańcom Podkarpacia, gdzie uszkodzonych zostało wiele stacji transformatorowych i linii średniego napięcia. Jak informuje Andrzej Balicki z PGE Dystrybucja Rzeszów, powodem zerwania linii przesyłowych były wyładowania atmosferyczne i powalone drzewa. W wyniku nocnych burz prądu zostało pozbawionych blisko 43 tys. odbiorców.
Burze były również przyczyną wielu pożarów. - Odnotowano cztery pożary budynków gospodarczych. Od uderzenia pioruna płonęły też trzy budynki mieszkalne, a na ośmiu zostały uszkodzone pokrycia dachów - informuje Jan Czech z Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Rzeszowie. Budynki płonęły m.in. w Malawie, Mielcu i Dukli - ucierpiał tam jeden mieszkaniec. Do najgroźniejszego pożaru doszło w Pogwizdowie k. Łańcuta, gdzie trzy osoby zostały ranne.
Słupy jak zapałki
W wyniku nawałnicy na lotnisku w Turbi k. Stalowej Woli wiatr poprzewracał ok. 60 szybowców, z czego kilka zostało poważnie uszkodzonych. Po opadach deszczu na podkarpackich rzekach woda podniosła się nawet do dwóch metrów, ale utrzymała się w korytach. Wzrosty zanotowano głównie na Wisłoku i Wisłoce w górnym biegu oraz na Stobnicy. - Wichury, powalone drzewa i wyładowania atmosferyczne uszkodziły także wiele stacji transformatorowych i 60 linii średniego napięcia, pozbawiając prądu 43 tys. mieszkańców Podkarpacia. Najgorzej było w okolicach Tarnobrzega - potwierdził Andrzej Balicki, dyrektor departamentu zarządzania ruchem sieciowym PGE Dystrybucja Rzeszów. Mimo działań służb energetycznych, m.in. na skutek połamanych słupów, wczoraj w godzinach popołudniowych jeszcze ok. 12 tys. odbiorców, głównie w okolicach Tarnobrzega, było pozbawionych dostaw prądu. Prawdopodobnie dopiero dzisiaj będą mieli prąd. Jak poinformowała "Nasz Dziennik" Monika Frenkiel z Biura Prasowego Wojewody Małopolskiego, w regionie w wyniku opadów wzrósł poziom wód na dopływach Wisły: Rudawce, Szreniawie i Uszwicy, i w związku z tym niewykluczone są lokalne podtopienia.
Po powodzi powoli stabilizuje się sytuacja na Dolnym Śląsku, ale wraz z upływem czasu pojawiają się kolejne problemy. Jak powiedział podczas konferencji prasowej wojewoda dolnośląski Rafał Jurkowlaniec, woda w najważniejszych rzekach w zachodniej części woj. dolnośląskiego opada i nigdzie nie są już notowane stany alarmowe, a jedynie ostrzegawcze. Wczoraj pracę rozpoczęły dwa polsko-niemieckie zespoły ds. ochrony przeciwpowodziowej. Pierwszy - złożony z policjantów i strażaków - ma przeanalizować sposób komunikowania o sytuacji powodziowej z 7 i 8 sierpnia. Z kolei drugi zespół, w którego skład wchodzą hydrolodzy, ma za zadanie opisanie przebiegu powodzi. - Nasza wiedza jest w tym zakresie bardzo dobrze udokumentowana i chcielibyśmy połączyć ją z informacjami z Czech i Niemiec - powiedział wojewoda Jurkowlaniec.
Jak już informowaliśmy, Niemcom chodzi o rzekome zbyt późne poinformowanie przez stronę polską władz Goerlitz o zagrożeniu - chodzi o przerwanie zapory w Niedowie, co z kolei przyczyniło się do zalania Goerlitz. Przypomnijmy, że zapora na Witce w Niedowie pękła pod naporem ogromnych mas wody, które napłynęły do Polski od strony Czech. Do zbiornika, który mógł pomieścić jedynie ok. 5 mln m sześc., wody wlało się kilka razy więcej. Jednak gwałtowny przybór Nysy Łużyckiej, która zalała Zgorzelec i Goerlitz, został spowodowany także napływem okolicznych rzek, które przybrały po gwałtownych opadach. Innym pytaniem jest to, co Niemcy z Goerlitz sami zrobili, by się zabezpieczyć i ograniczyć skutki powodzi.
W Bogatyni trwa porządkowanie po powodzi i szukanie mieszkań dla tych, którzy najbardziej ucierpieli. Są tacy, którzy wciąż mieszkają w zalanych, ale niezagrożonych zawaleniem domach, większość przebywa na razie w szkole lub u swoich najbliższych. We wrześniu, po wakacjach, do szkoły wrócą uczniowie, dlatego konieczne jest jak najszybsze przygotowanie mieszkań zastępczych. Jak powiedział "Naszemu Dziennikowi" zastępca burmistrza Bogatyni Jerzy Stachyra, dwuetapowy plan zakłada zapewnienie mieszkańcom tymczasowego schronienia, a docelowo wybudowanie dla nich mieszkań.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2010-08-18
Autor: jc