Nauka niejedno ma imię
Treść
Z ojcem profesorem Mieczysławem Albertem Krąpcem OP, wybitnym polskim filozofem, współtwórcą Lubelskiej Szkoły Filozoficznej, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler Polskie Towarzystwo Tomasza z Akwinu wydało ostatnio książkę "Człowiek i nauka" autorstwa profesora Piotra Jaroszyńskiego. Jakie miejsce w życiu człowieka - w świetle tego dzieła - zajmuje nauka? - Przede wszystkim wyrażenie "nauka" jest wieloznaczne albo przynajmniej analogiczne. Inne bowiem były koncepcje nauki u klasyków poznania, takich jak Platon czy Arystoteles, inne pojawiły się pod wpływem chrześcijaństwa, a już zupełnie inne pod wpływem różnych koncepcji wywodzących się z nienaukowych poglądów, jak np. informacje z kabały. Jaroszyński pokazał, że dochodziły do koncepcji nauki różne nowe jej określenia. Zasadniczo starożytna koncepcja nauki znajdowała się na poziomie poznania prawdziwościowego. Chodziło w poznaniu o poznanie i zarazem zrozumienie uzasadnione samej rzeczy. Nauka była więc związana z badaniem świata realnie istniejącego. Pierwsza koncepcja nauki to była taka koncepcja, by poznać rację bytową rzeczy. Dlaczego rzecz jest taką, jaką jest, a nie inną, i które elementy bytowe w rzeczy uzasadniają nasze poznanie rzeczywistości. To nazywa się "teoria", ona kierowała się głównie naukotwórczym pytaniem "diá-ti", a więc pytaniem "dla-czego" - dla jakiej realnej racji możemy zrozumieć tę rzecz i ją określić w sposób odpowiedzialny. Profesor Jaroszyński zwraca jednak uwagę w swej książce, że odeszło się dzisiaj w nauce od zadawania tego podstawowego pytania "dla-czego" na rzecz czysto użytkowego pytania "jak". Dlaczego tak się stało? - Pytanie "dla-czego" zostało sformułowane przede wszystkim przez Arystotelesa, który w pierwszej księdze "Metafizyki" pyta o racje bytowe rozumienia rzeczy. Do tego pytania dołączyła druga koncepcja naukowego poznania - "hoti" - "że coś jest" i "jak jest" w swoim bytowaniu i działaniu. To drugie pytanie, "hoti", było pomocniczym pytaniem, szczególnie w filozofii, które nie wskazywało na racje bytowe, ale na obserwację rzeczy i tej rzeczy działania. Te dwa pytania naukotwórcze: "diá-ti" i "hoti", ciągle były wiązane z poznaniem człowieka i nigdy nie były odrzucone. Natomiast w średniowieczu nastąpiło pewne przesunięcie z zainteresowania "diá-ti" na "hoti", co zrobiło pewien wyłom w koncepcji wartościowego poznania człowieka. Pojawiło się myślenie typu: wiedzieć, aby coś użyć i jak się tym posłużyć, a więc koncepcja poznania dla lepszego życia, a co szczególnie obserwujemy we współczesnej nauce, która także kieruje się pytaniem "to know how" (wiedzieć jak). A mianowicie: jak można stworzyć maszynę, przy pomocy której człowiek będzie się szybciej poruszał, czy nawet coś w rodzaju samolotu, jak stworzyć maszynę, która będzie lepiej pływać, może nawet pod wodą. To były pewne pomysły bardzo cenne dla ludzkiej kultury, ale związane z położeniem akcentu na użyteczność poznania, a nie na jego prawdziwość. Prawdziwość jest związana bowiem z dorównaniem stanów myślowych czy poznawczych do rzeczy, natomiast ta druga forma myślenia nie dostosowuje się do rzeczy, ale kombinuje przy pomocy opisu, zachowania rzeczy, jak można to zachowanie przekształcać i wykorzystać dla potrzeb ludzkich. Jakie są zagrożenia tej utylitarystycznej koncepcji poznania naukowego i czy ona dzisiaj nie przeważa? - Nastąpiło przeniesienie w nauce poznania z pola tzw. teoretycznego, sprawdzalnego, kierującego się prawdą i tylko prawdą rzeczy, na typ poznania, który się dzieje w tradycyjnie rozumianej sztuce. Arystoteles zwracał uwagę na to, że poznanie suponuje zrozumienie tych czynników realnych, które w jakiś sposób konstytuują rzecz czy konstytuują ważne aspekty rzeczy. Zwrócił uwagę, że w nauce trzeba najpierw określić przedmiot, czym on jest. Na przykład widzę człowieka czy zwierzę, więc muszę poznać jego identyczność, by odróżnić go od innego. Natomiast przy typie pytania "że jest" nie ma racji bytu, a jest więcej racji myśli. Tu mamy do czynienia z poznaniem przyporządkowanym technice, które zdominowało dzisiaj naukę. Czy współczesna technika, choć tak bardzo ułatwiająca życie, nie doprowadza do pustoszenia życia duchowego ludzkości? - Prowadzi do jednostronnego rozwoju ludzkiego poznania. Ze względu na priorytety techniczne poznania, które są zawsze pewną przeróbką rzeczywistości, przeróbką materii zastanej, nastąpił upadek humanistyki. Zagubiło się poznanie typu humanistycznego, czyli poznanie człowieka i spraw ludzkich. Dziś poznanie techniczne zmatematyzowane, poznanie dla progresu (np. bomba atomowa), wartościuje proces naukowego poznania. Nie kieruje się ono prawdą, tylko użytecznością. Natomiast w poznaniu typu realnego my ciągle chcemy poznawać świat, w którym żyjemy, i dlatego poznanie musimy dostosować do poznania rzeczy. Czy nauka zredukowana do funkcji utylitarnych, jak ma to miejsce dzisiaj, zamykająca się na człowieka jako osobę i przestająca służyć prawdzie, nie staje się tak naprawdę pseudonauką? - Nauka zawsze jest związana z poznaniem. A poznanie nasze może być albo rzeczywistości albo naszych ujęć o rzeczywistości. Poznanie sprawdzalne jest zawsze przez rzeczywistość, natomiast operacje na ujęciach poznawczych są kierowane racjami logicznymi, psychologicznymi i socjologicznymi. Ale czy ta prawdziwa nauka nie powinna mieć odniesień metafizycznych? - Właśnie tu chodzi o pytanie naukotwórcze. Nauka ma niejedno imię, jak to ktoś mówił, że miłość ma niejedno imię. W imię posługiwania się i obsługiwania pytania "że jest" i "jak jest" nie można zaniedbać podstawowego pytania "dla-czego", które nas wiąże z rzeczywistością. Nie żyjemy bowiem w świecie chimer, tylko w rzeczywistym, i dlatego trzeba mieć podstawowe odniesienie poznania do realnie istniejących rzeczy. Trzeba odróżnić kobietę od mężczyzny, człowieka od małpy, byty żyjące od nieżyjących itd. Bez tego rodzaju poznania sprawdzalnego przez odniesienie się do rzeczy człowiek traci w ogóle sens życia. Inne typy pytań są pochodne. To nie znaczy, że one są nieużyteczne, ale są mniej związane z poznaniem rzeczy, a więcej z pewnym postępem, korzyścią, dogodnością itd. Kiedy w takim razie nauka traci swoją autonomię, stając się służalczą wobec jakiejś ideologii czy władzy? - To jest właśnie ta nauka kierująca się pytaniami użytecznościowymi. Wtedy władza rządząca czy grupa ludzi posiadająca władzę, pieniądze, wpływy itd. dostosowuje naukę do tego, czy podoba się ona władzy, czy nie. Tego typu poznanie buduje ideologie, a w filozofii mitologie. I stąd biorą się ideologie totalitarne, jak komunizm czy nazizm... - Oczywiście, że tak! Bo żadna konstytucja partyjna nie jest dostosowana do rzeczywistości istniejącej; ona chce ją zmieniać wedle wskazówek przywódców partyjnych. W przedsłowiu do książki profesora Jaroszyńskiego napisał Ojciec Profesor, iż "Wydanie tej pracy służy uprzytomnieniu sobie stanu nauki i jej kulturowego zawirowania w następstwie uzależnienia nauki od zideologizowanych ośrodków odpowiedniej władzy". Czy współczesna nauka wolna jest od tych uzależnień? - W XVIII wieku Adam Weishaupt założył zakon tzw. iluminatów, oświeceniowców. Miał on zmienić podstawy poznania i działania. To była czysta ideologia, oczywiście w imię "dobra" człowieka i jego "wolności". Chodziło o to, by odrzucić władzę królewską, bo przeszkadza ona wolności, odrzucić własność prywatną, bo dla wielu ludzi jest szkodliwa, odrzucić koncepcję rodziny i małżeństwa, bo zniewala którąś ze stron, odrzucić moralność, bo trzeba utożsamić - tak jak dzisiaj robi to Unia Europejska - grzech z cnotą, a szczególnie dawny grzech sodomski - jeden z najbardziej podłych ludzkich grzechów, i odrzucić wiarę i religię, bo każda religia zniewala. Te założenia iluminatów stały się podstawą rewolucji francuskiej, a Lenin przejął je jako ideologię i stąd powstała ideologia naukowa, czyli ideologia oparta na "nauce". Jeszcze raz przypomnę, że nauka jest pierwotnie na polu prawdziwościowego poznania, a ideologia naukowa na polu sztuki, czyli na polu poznania twórczego, bo manipulujemy pojęciami, tworzymy idealne jakieś nowe wzory i je realizujemy. I dlatego dzisiaj stan ogólny naukowy jest taki, że bardzo wiele jest ideologii i mitów, co szczególnie dotyka filozofię. Bardzo wiele gnozy zostało do niej dołączonej jako cień myśli chrześcijańskiej. Poza tym filozofie Kartezjusza, Leibnitza, Wolfa, Kanta, Husserla, Heideggera - to wszystko są ideologie subiektywizujące, nieliczące się z rzeczywistością. A jak jest z polską nauką? Czy możemy dziś mówić, że jest ona w pełni suwerenna, czy może ciąży nad nią jeszcze widmo marksistowskiej przeszłości, czego przykładem może być choćby fakt, że Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów blokuje nadal profesorowi Jaroszyńskiemu tytuł profesora belwederskiego... - W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku partia uchwaliła, że trzeba usunąć z kultury polskiej filozofię, czyli najpierw tomizm, później szkołę lwowsko-warszawską, nawet fenomenologię, a wprowadzić marksizm. I dlatego usunięto z wszystkich uniwersytetów filozofię, a cała polska humanistyka została poddana marksizmowi. Katolicki Uniwersytet Lubelski był jedynym miejscem na obszarze imperium sowieckiego, imperium komunistycznego, gdzie była niezależność; myśmy się nie poddali. Marksizm był jednak na wszystkich uniwersytetach jedyną filozofią. Dzisiaj nasi profesorowie uniwersyteccy to są postmarksiści. Wstydzą się tego teraz i wpadają w postmodernizm. Jak w takim razie widzi Ojciec Profesor przyszłość prawdziwej nauki, która pomaga człowiekowi wzrastać we własnym człowieczeństwie? - Nie ma takiej teorii, która byłaby absolutnie ze wszech miar do odrzucenia. Każda teoria jest dziełem rozumu. Są różne koncepcje nauk, bo są różne koncepcje naukotwórczego poznania. A nie ma nauki bez pytań naukotwórczych. Wobec tego trzeba zobaczyć, jakie są warunki naukotwórczego poznania, czy to poznanie jest uzależnione od rzeczy, czy jest uzależnione od podmiotu poznającego i jego wytwórczych kombinacji. Jeśli tak, to jest to już mit. Dlatego my na naszym uniwersytecie staramy się ciągle, by filozofia była realistyczna, sprawdzalna przez rzeczy. W czym tkwi oryginalność dzieła profesora Jaroszyńskiego? - On właśnie zwrócił uwagę na to, że nauka niejedno ma imię. Zauważył też te wszechobecne, groźne wpływy gnozy na naukę, powodujące osłabienie humanistycznego poznania, a co sprzyja otwarciu pola manipulacji człowiekiem poprzez tzw. demokratyczne władze wykorzystujące naukę do celów partyjnych, a nie dla dobra człowieka (np. jak to było kiedyś w nazizmie czy komunizmie, a dziś w liberalizmie). Bardzo dziękuję Ojcu Profesorowi za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-01-02
Autor: wa