Nauczyciele nie kierują się kompasem MEN
Treść
Nauczyciele ignorują zalecenia MEN, by w trakcie pracy dydaktycznej wykorzystywać surrealistyczny poradnik "Kompasik. Edukacja na rzecz praw człowieka w pracy z dziećmi". Ale to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Pedagodzy, z którymi rozmawialiśmy, zwracają uwagę na nowe zjawisko. Mamy do czynienia z czymś w rodzaju "tajnego nauczania": nauczanie i wychowanie zaczyna iść dwutorowo - na pokaz, oficjalnie, zgodnie z wytycznymi ministerstwa, i tak, jak być powinno, według klasycznych kanonów.
Czy bajkowy Kopciuszek na pewno był dziewczyną, a może jednak chłopcem? Czy w rodzinie zawsze musi być mama i tata, a może wystarczą dwie mamy? Czy księżniczce wypada szukać męża na balu? To tylko niektóre z pytań, jakie pojawiają się w rekomendowanym przez Ministerstwo Edukacji Narodowej poradniku "Kompasik". To polska wersja publikacji dla nauczycieli, opiekunów i rodziców uczniów szkół podstawowych stworzonej przez Radę Europy, a opracowanej i wydanej przez Centralny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli wraz ze Stowarzyszeniem dla Dzieci i Młodzieży "Szansa" z Głogowa. Wstęp do polskiej książki napisała minister edukacji Katarzyna Hall.
"Kompas" i "Kompasik" to podręczniki dla nauczycieli, w których są gotowe pomysły lekcji o demokracji, równości płci i ras, prawach dzieci i dorosłych. Poprzednia część, poradnik "Kompas", doczekała się już wersji w 35 językach całego świata, a przygotowywane są kolejne. Wśród scenariuszy lekcji dotyczących praw człowieka zawierał m.in. pomysł na lekcje o prawach osób homoseksualnych (np. żeby na dyskusję do szkoły przyprowadzić przedstawicieli organizacji LGBT). Z tego względu minister Roman Giertych zakazał korzystania z tego poradnika w szkołach. Polska jest natomiast pierwszym krajem spośród państw należących do Rady Europy, która przygotowała swoją wersję "Kompasika".
Jak powiedziała nam Małgorzata Sagan, nauczyciel języka polskiego i doradca metodyczny w Gimnazjum nr 16 im. Fryderyka Chopina w Lublinie, w swojej pracy spotyka się z nauczycielami, którzy uważają, że poradnik jest absolutnie nie do przyjęcia. - Ta różnica jest generalnie związana z podejściem do wychowania, do pedagogiki, do dydaktyki: czy mamy podejście bardziej liberalne, czy jednak w duchu personalizmu. Dlatego wszelkie propozycje tego ministerstwa będą się spotykały albo z aprobatą, albo z dezaprobatą - w zależności od tego, jaką postawę reprezentują nauczyciele, jaką mają koncepcję wychowania i nauczania - wyjaśnia Małgorzata Sagan. Równocześnie zauważa, iż wielu nauczycieli dostosowuje się do poleceń resortu tylko oficjalnie i pewne teorie światopoglądowe przekazuje swoim wychowankom "na odczepnego". - Wydaje mi się, że te zalecenia często są realizowane jedynie dlatego, że tak trzeba. A jeżeli "przy okazji" dostaną się jakieś elementy niedobre dla formacji intelektualnej i duchowej uczniów, to nauczyciel jest w stanie to później wyprostować. Stąd mam wrażenie, że w ciągu najbliższych miesięcy i lat, tak długo jak długo najnowsza reforma programowa będzie obowiązywała, być może będziemy mieli do czynienia z czymś w rodzaju "tajnego nauczania": nauczanie i wychowanie będzie szło dwukierunkowo - na pokaz, oficjalnie, i tak, jak być powinno - prognozuje Sagan.
"Kompasik" zawiera wskazówki, jak przekazać w przystępny sposób wiedzę o prawach człowieka oraz oswoić dzieci z takimi zagadnieniami, jak godność osoby ludzkiej, szacunek do samego siebie i wobec innych, wolność, równość, tolerancja, solidarność. Tematyka zajęć koncentruje się wokół wątków związanych m.in. z demokracją, dyskryminacją, równością płci, środowiskiem rodziny i opieki zastępczej, edukacją, zdrowiem i dobrym samopoczuciem oraz ubóstwem i wykluczeniem społecznym.
W praktyce jednak okazuje się, że są to gotowe propozycje lekcji i zabaw bardzo silnie zideologizowane, które poruszają w przystępny sposób "antydyskryminujące" tematy. Wszystko po to, żeby dzieci zrozumiały, że podział na płcie jest rzekomo szkodliwym mitem. Jednak jeszcze bardziej niepokojący jest scenariusz, zgodnie z którym nauczyciel przedstawia dzieciom różne typy rodzin: klasyczną z matką i ojcem, ale także z samotnym rodzicem czy z "rodzicami" tej samej płci. Jak zauważa Dariusz Zalewski, w różnorodnym opracowywaniu bajkowej fabuły zazwyczaj nie ma nic złego, natomiast w tym konkretnym przypadku mamy do czynienia z wyraźnym kontekstem propagandowym: klasyczne opowieści są zmieniane ze względu na "niepoprawny politycznie" wydźwięk, np. antyfeministyczny.
- Tu nie chodzi tylko o zmianę fabuły bajki, ale o naprawianie świata. Zaczyna się ono od dekonstrukcji starych, tradycyjnych kodów kulturowych w kontekście ról poszczególnych płci - podkreśla Zalewski. I wyjaśnia, że "Kompasik" zawiera edukacyjne odbicie m.in. bardzo modnej obecnie ideologii gender. Zakłada ona, że płeć nie jest czymś naturalnym, wrodzonym, a jedynie tworem uwarunkowanym kulturowo. W związku z tym role społeczne, np. matki i żony, można regulować odgórnie - właśnie poprzez narzucanie dzieciom pewnych form i schematów wychowania. Podobnego zdania jest dr Wiesław Poleszak z Zakładu Psychoprofilaktyki i Pomocy Psychologicznej Wyższej Szkoły Ekonomii i Innowacji w Lublinie, według którego, chociaż autorzy publikacji deklarują, iż chodzi o budowanie równouprawnienia, przeciwdziałanie dyskryminacji i obalanie stereotypów, to jednak w imię tej walki tworzą kolejne stereotypy - dużo bardziej niebezpieczne, bo zakłamujące rzeczywistość. - Kluczową rzeczą w wychowaniu dziecka i stworzeniu mu warunków do rozwoju jest to, żeby ono się uczyło spostrzegania świata takim, jakim jest, żeby go konfrontować z faktami. Natomiast tutaj np. dostrzegam tworzenie mitu, że tyle samo jest rodziców, którzy są mężczyzną i kobietą, tyle samo jest tych, którzy są samotni, i tyle samo "rodziców" homoseksualnych. Takie stawianie znaku równości w imię równouprawnienia jest fałszowaniem rzeczywistości, bo statystyki jednak mówią zupełnie coś innego - uważa dr Poleszak. - Jednym z fundamentów wychowania jest uczenie dzieci bycia w świecie realnym - a więc takim, w którym zdecydowana większość rodzin jest pełna, z heteroseksualnymi rodzicami. Wprawdzie ktoś mógłby powiedzieć, że w imię wyższego celu dokonujemy pewnej korekty rzeczywistości, ale ja jestem przeciwnikiem tezy, że cel uświęca środki
- zaznacza dr Poleszak. Podkreśla, że podstawowym kryterium wychowania są wartości, i to ich należy się trzymać, w przeciwnym bowiem wypadku dochodzi do demoralizacji. Równocześnie przypomina, że zgodnie z psychologią rozwojową identyfikacja z własną płcią jest niezwykle ważnym zadaniem rozwojowym. W związku z tym trzeba pomagać tym osobom i dzieciom, które z ową identyfikacją będą miały problemy. Zwraca uwagę, że każdy człowiek jest wartością i absolutnie nie wolno go negować z jakiegokolwiek powodu, ale nie można też "w imię mniejszości tworzyć warunków, gdzie zagrożona jest większość". I dodaje, że najbardziej podejrzany jest fakt, iż o edukacji na rzecz praw człowieka mówi się już tak małym dzieciom, jakimi są uczniowie pierwszych klas szkoły podstawowej. - Chciałbym, żeby wprowadzający ten poradnik pokazali diagnozę, na podstawie której wyznaczają takie kierunki rozwiązań. Bo ja jestem jak najbardziej za tym, żeby była profilaktyka takich zachowań agresywnych czy odrzucania innych ludzi dlatego, że są inni od nas pod jakimś względem. Tylko że idea prowadzenia zajęć z profilaktyki danego zjawiska ma sens, jeśli działamy dopiero wtedy, gdy pojawia się ryzyko wystąpienia danego zachowania. Zatem w tym kontekście to jest za wcześnie, bo na poziomie wczesnoszkolnym zachowania dyskryminacyjne się raczej nie pojawiają. Natomiast w ideologiach jeśli chcemy dzieci indoktrynować, to musimy robić to jak najwcześniej. Dlatego dla mnie to nie jest profilaktyka, tylko bardziej ideologizacja - konkluduje dr Poleszak.
Podobnego zdania jest dr Barbara Kiereś, adiunkt w Katedrze Pedagogiki Rodziny Instytutu Pedagogiki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, która zwraca uwagę na to, że aprobata resortu edukacji dla takiego poradnika pokazuje coraz bardziej czytelny i spójny obraz działań ideologicznych kierowanych w stronę ucznia. - Są to działania haniebne, ponieważ wykorzystują niedojrzałość i plastyczność młodego człowieka. Z drugiej strony są one bardzo groźne, ponieważ zostały skierowane w kierunku naturalnej dwoistości i komplementarności płci oraz tradycyjnego, czyli naturalnego modelu rodziny. Wszystko to w imię źle rozumianej wolności, źle rozumianej tolerancji z jednoczesnym wmawianiem człowiekowi postawy dyskryminującej odmienność - zauważa dr Kiereś. I uwrażliwia, że jest to niebezpieczne nie tylko w odniesieniu do życia pojedynczego człowieka, ale także dla życia społecznego, ponieważ "jaka rodzina, taki naród". Przypomina, że sposób, w jaki dana osoba odnosi się do swojej płciowości, wyznacza to, jak podejmuje role społeczne jako żona, mąż, matka, ojciec oraz jaki jest w pracy zawodowej - jako mężczyzna czy jako kobieta, bo taki wchodzi w relacje z innymi. - Są to działania podejmowane w myśl zasady "kropla drąży skałę", a więc systematycznie i krok po kroku, a towarzyszące im celowo wzniecane debaty społeczne służą przede wszystkim rozmyciu problemu i wprowadzeniu tego, co się chce wprowadzić, czyli dewiacji - konkluduje dr Kiereś. Wyraża nadzieję, że nauczyciele jednak przetrwają tę plagę ideologizacji i będą "wbrew i pomimo" mądrze wychowywać, kierując się zdrowym rozsądkiem, gdyż "płeć i rodzina pochodzą z natury i tego żadne postanowienie, żadne głosowanie i żaden przymus zewnętrzny nie zmieni".
Na niebezpieczeństwo ideologizacji dzieci uczonych według "Kompasika" przymykają oczy urzędnicy z Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli. Marlena Fałkowska z CODN, jego była dyrektor, zasłania się faktem, że publikacja nie powstała w Polsce, a jest jedynie tłumaczeniem poradnika Rady Europy, który został przetłumaczony na 11 języków, w tym japoński, turecki, rosyjski, węgierski, niemiecki oraz gruziński. - Edukacja o prawach człowieka powinna dotyczyć już najmłodszych obywateli, od przedszkola. Jeszcze w domu dzieci powinny wiedzieć, jakie prawa mają one i ich rodzice oraz cały otaczający je świat, nawet zwierzęta i rośliny. Dlatego uważam, że im wcześniej taką edukację się rozpocznie, tym lepiej - argumentuje bezkrytyczna wobec publikacji Fałkowska. Nie widzi nic zdrożnego nawet w tym, że w publikacji pojawia się np. temat "alternatywnych modeli rodziny". Czy nie grozi to przedarciem się do polskich szkół homoideologii? Fałkowska zauważa, że w starszych klasach szkoły podstawowej uczy się 13-letnia młodzież, którą takie tematy interesują. A "Kompasik" daje wskazówki, jak dyskusję o "różnych sytuacjach rodzinnych" można poprowadzić. - Oczywiście nikt nie musi odwzorowywać wszystkiego, co tam jest. Każdy nauczyciel ma prawo dowolnie to modelować. Jednak moim zdaniem, każde dziecko powinno wiedzieć, jakie wartości są cenione u nas, a jakie w innych krajach europejskich. To jest tylko przekazywanie informacji, a nie modelowanie postaw obywatelskich czy rodzinnych - zastrzega Fałkowska.
Maria S. Jasita
Nasz Dziennik 2010-02-04
Autor: jc