Naprotechnologia najlepszym lekarstwem
Treść
Naturalna Technologia Prokreacyjna, czyli naprotechnologia, jest w stanie pomóc małżeństwom borykającym się z licznymi problemami, które uniemożliwiają im doczekanie się potomstwa. Lekarze specjalizujący się w tej młodej dziedzinie medycyny coraz lepiej radzą sobie z niepłodnością męską, nawykowymi poronieniami i endometriozą. O zaletach naprotechnologii dyskutowano podczas konferencji naukowej "Naprotechnologia 2009", jak odbyła się w Lublinie.
- Naprotechnologia nie krzywdzi żadnego człowieka. To odmienne podejście etyczne i moralne do ludzkiej płodności. Udało nam się przyciągnąć do tej pracy lekarzy z całego świata. To jest nowa dziedzina poświęcona zdrowiu kobiety, która ma umocowanie w wiedzy lekarskiej i która stara się odkryć przyczyny niepłodności i skutecznie je wyleczyć - podkreśla prof. Thomas Hilgers, współtwórca naprotechnologii, ginekolog, dyrektor amerykańskiego Instytutu Papieża Pawła VI.
W dwudniowej międzynarodowej konferencji zorganizowanej przez Katedrę i Klinikę Położnictwa i Perinatologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, Polskie Towarzystwo Medycyny Perinatalnej oraz Fundację Instytut Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im. Jana Pawła II w Lublinie wzięło udział wielu wybitnych gości ze Stanów Zjednoczonych i Irlandii. Profesor Thomas Hilgers, ginekolog położnik i naukowiec z Omaha w stanie Nebraska, to jeden z prekursorów naprotechnologii. Razem ze swoim zespołem stworzył i stale rozwija NaProTechnology - innowacyjną i skuteczną metodę zapobiegania, wczesnego wykrywania i leczenia zaburzeń zdrowia prokreacyjnego, w tym obniżonej płodności. O swoich doświadczeniach mówili w Lublinie także Susan Hilgers, współtwórczyni Instytutu Papieża Pawła VI, Mark Stegman, ginekolog praktykujący chirurgiczną NaProTechnology, oraz dr Philip Boyle, lekarz rodzinny prowadzący praktykę w Galway w Irlandii i propagujący stosowanie wśród swoich pacjentów tej metody w leczeniu niepłodności. Wszyscy zgodnie podkreślali, iż naprotechnologia może być znacznie tańszą i skuteczniejszą metodą leczenia niepłodności niż metody sztucznego wspomagania rozrodczości (in vitro). Ale niestety, to właśnie in vitro jest przez lekarzy ginekologów od razu proponowane małżeństwom, które nie mogą doczekać się potomstwa. Przy czym bardzo rzadko się zdarza, aby ci sami lekarze poświęcali czas zdiagnozowaniu przyczyn niepłodności u kobiet. Większość liberalnych lekarzy przyjęła i wmawia to samo pacjentkom, że in vitro to lek na niepłodność. Tymczasem, jak podkreślał wielokrotnie dr Boyle, in vitro przeprowadzane jest bez podstawowych informacji o organizmie danej kobiety, bez oceny poziomu progesteronu, owulacji, bez przeprowadzania laparoskopii.
- Naprotechnologia może tymczasem już dziś pochwalić się statystykami pokazującymi, że można tą metodą pomóc wielu małżeństwom, którym nic nie dały wielokrotne próby in vitro. - Naprotechnologia odnosi sukces u średnio 50 proc. niepłodnych par. Pary po nieudanym in vitro mają najmniej 20-30 proc. szans na sukces i naturalne poczęcie dziecka - podkreślił dr Boyle. Podstawą naprotechnologii jest system Modelu Creightona, czyli wystandaryzowany zapis w kartach obserwacji ginekologicznych cyklu menstruacyjnego dotyczący krwawienia, wydzieliny śluzowej i dni suchych. Współtwórczyni Modelu Creightona Susan Hilgers podkreśliła, że w naprotechnologii kobieta musi zapisywać swoje obserwacje i dzięki temu może dowiedzieć się więcej o sobie i swojej płodności. - Większość kobiet ma ograniczoną wiedzę na temat procesów zachodzących w czasie ich cyklu menstruacyjnego. System naprotechnologii pozwolił kobiecie odkryć, co dzieje się w jej cyklu każdego dnia, z dnia na dzień - powiedziała Hilgers. - Model Creightona służy zarówno małżeństwom pragnącym dziecka, jak i tym, które poczęcie chcą odłożyć w czasie, pomaga wykryć nieprawidłowości w organizmie kobiety - dodała Hilgers.
Zapobiegać utracie poczętego życia
Naprotechnologia z powodzeniem leczy nawracające poronienia u około 80 proc. pacjentek. Profesor Hilgers zaprezentował zestawienia przypadków małżeństw, gdzie powtarzały się samoistne poronienia. Podkreślił, że rzadko nie udaje się określić przyczyn poronień przy wnikliwej obserwacji i chęci postawienia celnej diagnozy. Większość kobiet po poronieniu słyszy, że dopiero po trzeciej utracie ciąży można dociekać, co jest tego przyczyną. Obecnie w większości szpitali, również w Polsce, nie przeprowadza się badań, aby określić przyczyny poronień. Dla kobiet taki stan rzeczy jest bardzo bolesny, bo często słyszą, że "za pierwszym, drugim razem to jeszcze nic nie znaczy, że to się zdarza". Tymczasem prof. Hilgers podkreślił, opierając się na przykładach, iż najczęstszymi przyczynami poronień, które można stwierdzić i leczyć, zanim poronienie nastąpi, są: niski poziom progesteronu, endorfin, zespół policystycznych jajników, włóknomięśniaki, zrosty macicy, zapalenie śluzówki macicy, endometrioza, niedobór witaminy B12 czy niedoczynność tarczycy. Tak więc wielu tragedii poronień można zapobiec.
Laparoskopia bliskiego kontaktu
Prężnie rozwijającą się dziedziną jest naprotechnologia chirurgiczna. Jest to specjalistyczna chirurgia ginekologiczna, której głównym celem jest rekonstrukcja narządów miednicy: macicy, jajników i jajowodów. - Chirurgia ta wymusza i wymaga doskonałej techniki operacyjnej skoncentrowanej na szczegółach oraz cierpliwości i determinacji w wykonywaniu procedur chirurgicznych, tak aby nie indukować większych zrostów pooperacyjnych. To chirurgia miednicy, którą można określić mianem chirurgii plastycznej miednicy - podkreślił prof. Hilgers. Obecnie szczególny nacisk kładziony jest na laparoskopię operacyjną. Aby stać się chirurgiem naprotechnologii, każdy lekarz musi zdobyć wymagane dokumenty i umiejętności, przede wszystkim specjalizację w zakresie ginekologii i położnictwa lub chirurgii, doświadczenie w zakresie stosowania lasera i mikrochirurgii. Profesor Hilgers pokazał zebranym na wykładzie lekarzom różne przypadki endometriozy - od tych bardzo głębokich zmian, widocznych od razu, po przykłady zapaleń, które znajdowane są pod dużym powiększeniem obrazu.
Zwolennicy in vitro zarzucają naprotechnologii, iż metoda ta jest całkowicie bezsilna, jeśli chodzi o męskie problemy z płodnością. Okazuje się, że to nieprawda. Doktor Boyle podkreślił, iż nawet słabe wyniki analizy nasienia nie przekreślają szans na poczęcie dziecka. - Leczenie polega na analizach nasienia (określaniu np. niskiej koncentracji plemników lub ich niskiej ruchliwości), podawaniu antybiotyków i ustalaniu warunków, które musi spełnić mężczyzna: czyli odstawić papierosy, zminimalizować spożywanie alkoholu, stres, wyeliminować kofeinę - podkreślił dr Boyle.
Naprotechnologia jest od półtora do prawie trzech razy skuteczniejszą metodą leczenia niepłodności niż metoda in vitro. Doktor Boyle powiedział, że w ośrodku, którym kieruje, udało się pomóc ponad 150 parom po wielokrotnych niepowodzeniach związanych z in vitro. - Chcielibyśmy, aby naprotechnologia stała się znana na całym świecie. Widzę jej wielkie osiągnięcia - dodał dr Boyle.
Jak podkreślił prof. Hilgers, naprotechnologia odpowiada katolickiej wizji człowieka, która nawiązuje do słów Pisma Świętego: "Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, uświęciłem cię". Natomiast przeciwna jej świecka wizji głosi: "Zanim utworzyłem cię w łonie matki, stworzyłem cię, sklasyfikowałem, przetestowałem, zamroziłem i przetransferowałem do macicy".
- Naprotechnologia nie krzywdzi żadnego człowieka, stawia diagnozę i precyzyjnie dopasowuje leczenie do zdiagnozowanego problemu. Nawet gdyby nie istniała kwestia utraty embrionów, in vitro jest niemoralne. Bo każda osoba ma prawo być poczęta poprzez intymny akt miłości swoich rodziców, w zachowaniu ich godności jako istot utworzonych na wzór i podobieństwo Boga. Niegodnym jest wyprodukowanie dziecka poprzez techniczną interwencję osób trzecich - podkreślił dr Philip Boyle.
Lubelska konferencja miała istotne znaczenie w sytuacji, gdy w Sejmie rozpoczęły się prace nad projektami ustaw dotyczącymi stosowania w Polsce in vitro. Posłowie odrzucili od razu obywatelski projekt ustawy, który wprowadzał zakaz in vitro. To by wskazywało na to, że rządowi uda się zdobyć większość głosów do przeforsowania jednego z projektów legalizującego in vitro. Zwolennikom sztucznego zapłodnienia zależy na tym, aby parlamentarna dyskusja została sprowadzona nie do tego, czy stosować, czy nie in vitro w Polsce, ale na jakich warunkach i kto mógłby z niego korzystać (np. czy tylko małżeństwa, czy też osoby żyjące w tzw. wolnych związkach). Tymczasem w Lublinie udowodniono, iż zamiast wydawać ogromne pieniądze na in vitro, osiągniemy lepszy efekt medyczny, nastawiając się na naprotechnologię. Jest to także metoda, która nie wywołuje konfliktów etycznych i moralnych u lekarzy i małżonków ją stosujących, w przeciwieństwie do in vitro.
Izabela Borańska-Chmielewska
"Nasz Dziennik" 2009-09-14
Autor: wa