Na pasku lobby aborcyjnego
Treść
Zdjęcie: M_Segar/ Reuters
Pomimo 45 tys. petycji wysłanych do Ministerstwa Spraw Zagranicznych przez obywateli delegacja Polski w ONZ w oficjalnym oświadczeniu z 22 września 2014 r. wyraziła całkowite poparcie dla wprowadzenia koncepcji praw reprodukcyjnych i seksualnych do Celów Zrównoważonego Rozwoju. Polski rząd zajął spolegliwe stanowisko względem roszczeń aborcyjnego lobby forsującego tzw. prawo do aborcji, lekceważąc głos polskiego społeczeństwa.
Od dłuższego czasu grupy interesów, powiązane z przemysłem aborcyjnym, podejmują na forum międzynarodowym próby ustanowienia tzw. prawa do aborcji jako powszechnego na świecie standardu. Jak dotąd, pomimo znacznych nakładów oraz konsekwentnego forsowania specyficznego proaborcyjnego języka, lobby to nie osiągnęło zamierzonych celów. Kolejne próby jednak systematycznie ponawia. Ostatnio czyni to podczas zakończonych w ONZ prac nad celami na lata 2015-2030 w ramach koncepcji Zrównoważonego Rozwoju.
Na forum ONZ
Pojęcie tzw. praw reprodukcyjnych pojawiało się na forum ONZ już w latach 70. XX wieku. Pionierem była tu Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), która zaczęła używać terminu „prawa reprodukcyjne” w kontekście antykoncepcji i aborcji. Pierwszy raz aborcję usiłowano uczynić prawem człowieka podczas konferencji ludnościowej ONZ w Kairze (1994), jednak działania te zakończyły się spektakularnym fiaskiem dzięki stanowczej interwencji Stolicy Apostolskiej i licznych członków ONZ. W Kairze wyraźnie stwierdzono, że aborcja nie może być traktowana jako legalna metoda regulacji urodzeń, a państwa winny dołożyć starań, by zminimalizować to zjawisko i zapewnić doświadczonym przez aborcję kobietom należną opiekę.
Funkcjonująca w tej chwili definicja tzw. praw reprodukcyjnych pozostawia aborcję poza zakresem pojęciowym tego terminu. Jego mglisty charakter sprawia jednak, że jest on używany przez organizacje feministyczne wręcz jako synonim aborcji. Upowszechniana jest w tej mierze dezinformacja służąca podejmowaniu kolejnych prób utworzenia powszechnego „prawa do aborcji”.
Toczące się obecnie na forum ONZ prace są dla aborcyjnego lobby kolejną okazją do zmiany istniejącego status quo i uczynienia dostępu do aborcji jednym z praw reprodukcyjnych. W przyjętym 18lipca 2014 r. dokumencie wieńczącym prace Otwartej Grupy Roboczej nad Celami Zrównoważonego Rozwoju (Sustainable Development – SDG), przekazanym do dalszych prac Zgromadzeniu Ogólnemu i sekretarzowi generalnemu ONZ, termin „praw reprodukcyjnych” oraz „zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego” pojawia się dwukrotnie. Najpierw w ramach celu trzeciego mówiącego o zapewnieniu zdrowego życia i promowania dobrobytu dla wszystkich, w każdym wieku, drugi raz w ramach celu piątego – osiągnięcia równości genderowej (gender equality) i wzmocnienia pozycji kobiet i dziewcząt.
Zabijanie to nie usługa
Sposób, w jaki przyjęty został dokument, daleki jest od demokratycznych standardów. Wiele krajów uczestniczących w spotkaniach grupy roboczej wyraziło swój zdecydowany sprzeciw wobec zamieszczenia wśród celów zrównoważonego rozwoju zdrowia reprodukcyjnego i seksualnego. Co więcej, 20 państw, które sprzeciwiły się uwzględnieniu kontrowersyjnych pojęć w ramach SDG, nie miało możliwości wyrażenia swojego stanowiska. Współprzewodniczący Grupy Roboczej arbitralnie stwierdził brak czasu na dalsze dyskusje i wezwał do przyjęcia raportu przez aklamację mimo braku konsensusu i oczywistych kontrowersji, które wywoływał.
Zgodnie z końcowym dokumentem państwa mają zapewnić swoim obywatelom powszechny dostęp do tzw. usług z zakresu zdrowia reprodukcyjnego i seksualnego. Rok temu podobne cele polityczne lobby aborcyjne forsowało w Parlamencie Europejskim w ramach tzw. raportu Estreli, doznając jednak spektakularnej porażki. Zapewnienie dostępu do tzw. usług z zakresu zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego oznaczać ma w szczególności dostęp do antykoncepcji, odpowiedniej informacji oraz edukacji seksualnej, co najczęściej oznacza podążanie w ślad za niesławnymi standardami WHO, przewidującymi m.in. masturbację u dzieci przedszkolnych. Aborcja jest zaliczana w tym kontekście do usług wchodzących w zakres „zdrowia reprodukcyjnego”.
Niedookreślony charakter pojęcia „zdrowie reprodukcyjne i seksualne” oraz wprowadzenie „praw reprodukcyjnych” jako praw kobiet otwiera na oścież drzwi do swobodnego interpretowania tych terminów i wyprowadzania z nich praw dotąd nieuznawanych na forum międzynarodowym. Przedmiotowy scenariusz jest niestety bardzo realny – gremia monitorujące wykonywanie umów międzynarodowych wciąż podejmują próby zmierzające do redefiniowania pozornie neutralnych pojęć. Sytuacja ta stać się może szczególnie niebezpieczna dla państw takich jak Polska, w których aborcja jest zasadniczo zakazana, a dopuszczalne wyjątki przyjmują na gruncie prawa karnego postać kontratypu.
Rząd spolegliwy
Proponowane przez WHO mechanizmy monitorowania prawi- dłowego wykonywania usług medycznych, do których zaliczono aborcję, służyć mają ocenie ich „dostępności” i „efektywności”. Choć więc aborcja nie jest prawem, wprowadza się „prawo” powszechnego do niej dostępu tam, gdzie jest to legalne. Zgodnie ze wskaźnikami WHO z 2012 r. służyć ma temu szkolenie osób do przeprowadzania aborcji, utworzenie odpowiedniej liczby placówek czy wreszcie edukowanie obywateli na temat ich praw reprodukcyjnych. Chodzi tak naprawdę o systematyczne upowszechnianie aborcji, które obliczone jest na stworzenie wrażenia, że aborcja jest prawem, a państwo powinno ułatwiać do niej dostęp.
Do tej pory Polska stanowczo sprzeciwiała się próbom narzucenia przez międzynarodowe gremia rozumienia aborcji jako prawa kobiety. Zachowanie polskiej delegacji podczas obrad Grupy Roboczej, a następnie oficjalne stanowisko z 22 września 2014 r. dobitnie pokazują jednak, że polska polityka staje się coraz bardziej spolegliwa wobec radykalnych postulatów lobby aborcyjnego. Przedstawiciele polskiej delegacji w trakcie obrad wyrażali gotowość renegocjacji terminu zdrowia oraz praw reprodukcyjnych i seksualnych, co mogło oznaczać również zgodę na włączenie do nich aborcji. Ostatecznie w oficjalnym stanowisku podsekretarz stanu w MSZ Henryka Mościcka-Dendys wyraziła całkowite poparcie dla koncepcji praw reprodukcyjnych i seksualnych, a także podkreśliła „postępy” polskiego rządu w dziedzinie edukacji seksualnej, choć społeczeństwo na proponowane przez WHO standardy w tej mierze zareagowało spektakularnym oburzeniem. Jednocześnie wiceminister zachwalała „sukcesy” rządowego programu in vitro – aktu, którego rażącą i wieloaspektową sprzeczność z Konstytucją wielokrotnie sygnalizowano.
Nade wszystko jednak działania rządu spektakularnie lekceważą głos społeczeństwa obywatelskiego. Ponad 45 tys. petycji wysłanych przez polskich obywateli do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, w których domagano się zastąpienia kontrowersyjnej terminologii prawem matek do opieki okołoporodowej (maternal health), zostało całkowicie zignorowane przez MSZ. Po raz kolejny okazuje się, że stanowisko dziesiątek tysięcy obywateli nic nie znaczy wobec ustaleń czynionych w ministerialnych gabinetach z organizacjami dążącymi do upowszechnienia w Polsce aborcji.
Polska powinna dążyć do eliminacji z SDG ONZ na lata 2015-2030 mętnych sformułowań, takich jak prawa seksualne i reprodukcyjne. Te niewinnie wyglądające związki frazeologiczne mogą bowiem służyć w przyszłości wywieraniu na Polskę międzynarodowej presji w kierunku osłabienia prawnej ochrony życia człowieka na wczesnych etapach jego rozwoju. Niestety, poparcie Polski wyrażone dla praw seksualnych i reprodukcyjnych otwiera nas na naciski międzynarodowego lobby proaborcyjnego.
Joanna Banasiuk – doktor nauk prawnych, pracownik naukowy Uniwersytetu w Białymstoku, wiceprezes Instytutu Ordo Iuris
Karolina Dobrowolska – prawnik, stypendystka The Institute of World Politics w Waszyngtonie i analityk Instytutu Ordo Iuris
Joanna Banasiuk, Karolina Dobrowolska
Joanna Banasiuk – doktor nauk prawnych, pracownik naukowy Uniwersytetu w Białymstoku, wiceprezes Instytutu Ordo Iuris. Karolina Dobrowolska – prawnik, stypendystka The Institute of World Politics w Waszyngtonie i analityk Instytutu Ordo Iuris.
Nasz Dziennik, 2 grudnia 2014
Autor: mj