Przejdź do treści
Przejdź do stopki

My o honor, rywale o awans

Treść

Być może nierozważne słowa Mariusza Lewandowskiego wpłyną na polskich piłkarzy lepiej niż motywacyjne pogadanki Leo Beenhakkera i Stefana Majewskiego. W dzisiejszym meczu ze Słowacją kończącym fatalne eliminacje do przyszłorocznego mundialu nasi będą musieli wykazać się zaangażowaniem, zagrać z sercem i pasją, by nie dać nikomu powodów do domysłów i oskarżeń o nierzetelne podchodzenie do swoich obowiązków.

Lewandowski - kapitan naszej narodowej drużyny, po sobotnim meczu w Pradze zażartował - tak przynajmniej przekonuje on sam, Majewski i prezes PZPN Grzegorz Lato. Dowcip nie był zbyt mądry i subtelny, a w największym skrócie dotyczył motywacji, jakiej Polacy mogą/powinni się spodziewać po Słoweńcach, żywo zainteresowanych wynikiem dzisiejszej potyczki w Chorzowie. Jeśli Biało-Czerwoni zakończą ją zwycięsko lub nawet tylko zremisują, a Słowenia wygra z San Marino, wyprzedzi Słowację w tabeli grupy 3. eliminacji i pojedzie na mistrzostwa świata. Słowa doświadczonego pomocnika odbiły się szerokim echem, dotarły do obu zainteresowanych krajów i do FIFA. Na razie nikt nie ogłosił alarmu, nie zaczął doszukiwać się drugiego dna i podtekstów, ale po chorzowskim spotkaniu może być inaczej. Wystarczy, by Polacy zagrali z podobnym zaangażowaniem co w Pradze, a wcześniej w Mariborze, i przegrali.
Słowa Lewandowskiego były głupotą, ale paradoksalnie mogą/powinny zmusić naszych do ambitniejszej i agresywniejszej gry. Mogą być lepszą motywacją niż ostatnie pogadanki selekcjonerów, z których nic nie wynikało. Piłkarz Szachtara Donieck i jego koledzy nie mają wyjścia, zostaną rozliczeni z pasji i zdrowia zostawionego na boisku.
Oczywiście wynik, nawet najlepszy, niczego już nie zmieni. Polacy stracili szansę wyjazdu do RPA, walczą tylko o honor. Na razie w tabeli grupy wyprzedzają jedynie amatorów z San Marino, co jest katastrofą i kompromitacją, jakiej nie spodziewaliśmy się w najgorszych snach. Po dzisiejszym meczu poczucie klęski może się jeszcze dramatycznie pogłębić, i niestety to jest scenariusz bardzo prawdopodobny.
W sobotę w Pradze, w debiucie Majewskiego na trenerskiej ławce reprezentacji, nasi wypadli blado. Przegrali w stylu, o którym wszyscy chcielibyśmy zapomnieć. Czy w ciągu kilku dni nowy, tymczasowy selekcjoner mógł coś zmienić? Chyba tylko skład. Dziś na zieloną, błotnistą murawę Stadionu Śląskiego wyjdą m.in.: Jerzy Dudek (to pewniak, zastąpi Wojciecha Kowalewskiego), Jarosław Bieniuk (za Piotra Polczaka) i Roger Guerreiro (w miejsce Macieja Iwańskiego). Paweł Brożek lub Robert Lewandowski zagrają za Kamila Grosickiego. Prawdopodobnie na ławkę rezerwowych powędruje też przeżywający spadek formy Jakub Błaszczykowski. Czy ta mała rewolucja wpłynie ożywczo na drużynę, na tyle przynajmniej, by wykrzesała z siebie pasję i serce? Zobaczymy. W Pradze Majewski nie zdołał zmobilizować piłkarzy, teraz może uczynić to... ich kapitan. Paradoks? Nie pierwszy, nie ostatni.
Dziś na pewno będzie smutno i ponuro. Prognozy pogody zapowiadają zimowe temperatury, opady deszczu, a może nawet śniegu. Na trybunach chorzowskiego giganta zasiądzie najwyżej 10-15 tysięcy widzów, co oznacza, że będą one świecić pustkami. To jednak nie tyle wina kiepskiej aury, co złości kibiców, którzy mają dość fatalnej postawy zawodników i działalności PZPN w jego formule. Na stronie internetowej (www.koniecpzpn.pl) od wielu tygodni trwa nawoływanie do bojkotu futbolowych instytucji oraz dzisiejszego meczu, co ma być wyrazem sprzeciwu i buntu społeczności kibicowskiej. Do wczorajszego południa protest poparło prawie 110 tysięcy osób, i choć PZPN akcję marginalizował i lekceważył, zyskała rozgłos i powszechne poparcie. Niezależnie od tego, co sądzimy o bojkotowaniu meczu reprezentacji, widok pustych krzesełek na Stadionie Śląskim będzie wymowny.
Dla Słowaków dzisiejsze starcie będzie miało kluczowe, historyczne znaczenie. Awans mogli zapewnić sobie już w sobotę, remisując ze Słowenią w Bratysławie. Przegrali, komplikując maksymalnie sprawę. Co prawda zachowali prowadzenie w grupie, wciąż mają dwa punkty przewagi nad ostatnimi rywalami, ale to nic nie znaczy. Nic, bo Słoweńcy zakończą eliminacje potyczką z San Marino i na pewno zdobędą pełną pulę. Nasi południowi sąsiedzi nie mogą w takiej sytuacji pozwolić sobie na jakąkolwiek stratę, nawet remis zepchnie ich na drugie miejsce, premiowane li tylko barażami. Stąd znaczenie chorzowskiego spotkania gigantyczne, stąd wzmocniona po słowach Lewandowskiego uwaga Słoweńców, którzy nie popuszczą braku zaangażowania Biało-Czerwonych.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-10-14

Autor: wa