Moskwa nie chce już Klicha
Treść
Rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy badający przyczyny katastrofy smoleńskiej nie chce współpracować z polskim przedstawicielem, akredytowanym przy tym gremium, Edmundem Klichem - ustalił "Nasz Dziennik" w źródłach związanych z Komitetem.
Czy MAK chce podważyć wiarygodność Klicha i podnosić, że nie wypełnia on obowiązków wynikających z konwencji chicagowskiej? Mowa jest tam, że akredytowani przedstawiciele "nie ujawniają informacji o przebiegu i wnioskach wynikających z badania bez jasno wyrażonej zgody Państwa prowadzącego badanie". Chociaż trudno się doszukać takiego wystąpienia Klicha. Chociaż kilka tygodni temu sam premier Donald Tusk zwracał mu uwagę, aby był bardziej powściągliwy w kontaktach z mediami.
Powoływanie i odwoływanie osoby akredytowanej przy komisji badającej katastrofę lotniczą jest suwerenną decyzją danego kraju - podkreśla Ignacy Goliński, wieloletni pracownik Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. - Komisja MAK nie może nam niczego narzucić, to jest sprawa Polski - podkreśla Goliński w reakcji na nieoficjalne informacje, że nie jest ona zadowolona ze współpracy z Edmundem Klichem. Zgodnie z konwencją chicagowską jeżeli katastrofa samolotu nastąpiła na terytorium innego państwa, to kraj, do którego należała maszyna, ma prawo wyznaczyć tzw. osobę akredytowaną. Przepisy nie przewidują żadnej akceptacji tej osoby ze strony władz państwa, gdzie doszło do katastrofy. - Powołanie i odwołanie osoby akredytowanej zależy tylko i wyłącznie od władz polskich - zaznacza Goliński.
Goliński dodaje, że władze polskie mogą powołać każdą osobę. Z konwencji chicagowskiej wynikają tylko ogólne wymogi o posiadaniu przez nią "odpowiednich kwalifikacji do udziału w badaniu wypadku prowadzonego przez inne państwo". Klich jako szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych niewątpliwie je posiada. Konwencja, a konkretnie jej załącznik 13 regulujący badanie katastrof lotniczych, nic nie mówi o możliwości domagania się odwołania osoby akredytowanej przez inny kraj, w tym przypadku Rosję. - To jest suwerenna decyzja danego kraju - mówi poseł Jerzy Polaczek (Polska Plus), były minister transportu. Taką osobę mogą odwołać te same organa, które ją powołały.
Polaczek nie wyklucza jednak, że nieformalnymi kanałami mogą być podejmowane działania zmierzające do tego, żeby odwołać Klicha i zastąpić go kimś innym. - Takie sugestie mogą się pojawić, ale wystawiałyby tym samym negatywne świadectwo władzom rosyjskim - ocenia były minister transportu. Dodaje, że oznaczałoby to przeniesienie na inny obszar problemów ze współpracą, które niewątpliwie istnieją, skoro w ciągu kilku tygodni przedstawiciel Polski przy MAK ma wystosować drugi list w sprawie dostępu do dokumentów.
- Pracujemy zgodnie z załącznikiem 13 do konwencji chicagowskiej. Ja piszę pisma z prośbą o informacje. Jeśli odpowiedź jest niezadowalająca, piszę następne - mówił Klich w reakcji na to, że nie otrzymał nowych dokumentów po swoim pierwszym liście.
Na razie domaga się on realiz acji swoich uprawnień. - Wojskowi (prokuratorzy) mogą prosić o pomoc prawną, a ja mogę wymagać - mówił Klich. Zgodnie z załącznikiem 13 ma on prawo uczestniczyć we wszystkich "etapach" wyjaśniania okoliczności katastrofy. W szczególności w: oględzinach miejsca wypadku, badaniach szczątków, przesłuchaniach świadków. Musi mieć również pełny dostęp do zgromadzonych dowodów i otrzymywać wszystkie dokumenty dotyczące tej sprawy.
Zenon Baranowski
Nasz Dziennik 2010-08-20
Autor: jc