Mój dziadek - major Świder
Treść
Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik
Z Wojciechem Kazimierskim, wnukiem mjr. Ludwika Świdra ps. „Johann Puk”, rozmawia Anna Ambroziak
Pamięta Pan dziadka?
– Niestety, nie. Wiem, że dziadek spędził wojnę w niemieckich oflagach, że przed wojną był funkcjonariuszem wywiadu, był zatrudniony na stanowisku kierownika agentury w jednym z ośrodków w Łodzi, gdzie pracował do wybuchu wojny. Po wojnie trafił do pracy w ośrodku wywiadowczym, który podlegał naczelnym władzom RP na uchodźstwie. W 1951 r. został aresztowany przez służby sowieckie na terenie Berlina i przewieziony do Warszawy. I tu został zamordowany. Było to w 1952 roku. Nie pamiętam dziadka, byłem zbyt mały, miałem wtedy zaledwie dwa lata. Ale pamięć o nim funkcjonuje nadal w rodzinnych wspomnieniach. A to dzięki mojej babci, która gromadziła liczne pamiątki po mężu.
Jak rodzina dowiedziała się o śmierci majora Świdra?
– Pamiętam ze swojego dzieciństwa, że babcia próbowała się czegoś konkretnego dowiedzieć, ale miała z tym ogromne trudności. Oczywiście, żadnych szczegółów. Wiedziała tylko, że odbyła się rozprawa sądowa i że zapadł wyrok kary śmierci. Wiem też, że pisała do Bieruta prośbę o ułaskawienie.
Ale Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski.
– Niestety, nie. Nie wiedzieliśmy, gdzie i kiedy wyrok został wykonany ani gdzie dziadek został pochowany. To było dla nas straszne. Pamiętam tylko z dzieciństwa – miałem wtedy sześć albo siedem lat – że raz – było to 1 listopada – pojechaliśmy z babcią na Powązki i że tam pod jednym z drzew była zrobiona symboliczna mogiłka, ale nie wiem, kto ją usypał ani skąd babcia o niej wiedziała. Niestety, ta mogiła była tylko jeden rok. Potem nie wiadomo jak zniknęła.
Ktoś ją zniszczył?
– Myślę, że tak. Szczegółów nie pamiętam, to było ponad 50 lat temu.
Żołnierze podziemia antykomunistycznego wracają, choć reżim komunistyczny za wszelką cenę starał się zniszczyć ich pamięć, ale nie udało się.
– I to jest właśnie tak wzruszające. To jest coś pięknego, że młode pokolenie może poznać prawdziwą historię tych ludzi. Przykładem jest mój syn, który ma dziś 31 lat. Kiedy tylko dowiedział się, że szczątki jego pradziadka zostały zidentyfikowane, od razu wyraził gotowość, by przyjechać do Warszawy. Nie wyobrażał sobie tego, by nie wziąć udziału w dzisiejszej uroczystości. To mnie bardzo podbudowało. Bo to znaczy, że młode pokolenie Polaków czuje potrzebę poznania historii, tego, co się działo z naszymi rodzinami. A rodziny tworzą Naród. Warto o tym pamiętać.
Dziękuję za rozmowę.
Anna Ambroziak
Nasz Dziennik, 29 września 2014
Autor: mj