Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mniej gazu

Treść

Problemy z dostawą gazu stają się coraz poważniejsze. Wczoraj największe zakłady ogłosiły, że dostawy surowca niezbędnego do ich funkcjonowania zostaną ograniczone, chociaż na razie nie wpłynie to na działalność firm. Zdaniem Przemysława Wiplera, dyrektora Instytutu Jagiellońskiego, dużą odpowiedzialność za obecną sytuację ponosi koalicja, ponieważ zespół ds. energetycznych przy obecnym rządzie był de facto martwy i nie działał, a projekty dywersyfikacyjne zostały zarzucone.
Wczoraj PGNiG zostało poinformowane, iż dostawy gazu ziemnego w Drozdowiczach na granicy polsko-ukraińskiej nie będą realizowane i od godziny 9.00 zostały całkowicie wstrzymane. W związku z tym realizowane są zwiększone dostawy gazu ziemnego przez punkt zdawczo-odbiorczy w Wysokoje na granicy polsko-białoruskiej.


- To oczywiście pogarsza sytuację. Przez ostatni rok nic się nie działo w tej tematyce i wszyscy liczyli na to, że będzie dobrze, a w życiu jest tak, że jeśli coś ma się wywrócić, to się wywróci. A teraz premier Pawlak wychodzi z pomysłami zwiększenia dostaw gazu z Jamału, co można zrobić, ale o mały wolumen - uważa Przemysław Wipler, dyrektor generalny Instytutu Jagiellońskiego.
Z kolei operator gazociągów Gaz-System potwierdził wczoraj oficjalnie, że ciśnienie gazu na polsko-ukraińskim przejściu w Drozdowiczach spadło do zera. Według PGNiG, do naszego kraju płynie obecnie 84 proc. planowanego importu ze Wschodu, co stanowi niecałe 70 proc. naszego zapotrzebowania.
Według Macieja Woźniaka, głównego doradcy premiera ds. bezpieczeństwa energetycznego, priorytetem jest utrzymanie dostaw gazu dla gospodarstw domowych, szpitali, szkół, elektrociepłowni. Od wczoraj pojawiły się problemy z dostawą gazu dla przedsiębiorstw. PKN Orlen od wczorajszego wieczoru odbierał zmniejszone do 72 tys. metrów sześc. na dobę dostawy gazu ziemnego, co - jak zapewniał koncern - jednak nie wpłynie na wielkość i ciągłość produkcji.
Ponieważ bieżąca realizacja dostaw gazu ziemnego z kierunku wschodniego wynosi 84 proc. w stosunku do zaplanowanych ilości, został zwiększony pobór gazu z magazynów.
Zdaniem Przemysława Wiplera, dostawy dla indywidualnych odbiorców będą zależały od tego, czy obecna sytuacja utrzyma się i czy mrozy pozostaną na obecnym poziomie. - Nawet jeśli mamy zapasy gazu w podziemnych magazynach na miesiąc czy półtora i mamy wydobycie krajowe, to nie da się całego przemysłu odciąć od poboru gazu, a tempo wydobywania gazu z podziemnych magazynów nie jest tak duże jak straty w dostawach. Dlatego jeśli sytuacja się utrzyma, to w ciągu 2 tygodni będą cięcia dla odbiorców indywidualnych - powiedział nam Wipler. Dodał, że w Polsce gaz płynie głównie ze wschodu na zachód, dlatego nie będzie łatwo przesyłać go z magazynów np. na Śląsku na Mazowsze, co wymaga dodatkowego czasu.
Według Wiplera, dużą winę za obecną sytuację ponosi rząd, ponieważ zespół ds. energetycznych przy nim "był de facto martwy" i nie działał, a projekty dywersyfikacyjne np. transportu gazu z Norwegii przez bezpośredni gazociąg odłożono na półkę mimo publicznych deklaracji, że nadal się go popiera. - Terminal na gaz skroplony: w tym temacie nic się nie wydarzyło. Jednocześnie zaczęto rzucać hasła w stylu najpierw liberalizacja, później dywersyfikacja. Uznano też, że wymogi stawiane firmom, które magazynują gaz, są zbyt wygórowane i że to są bariery działalności gospodarczej, które należy zmniejszać - podkreśla Wipler. Dodaje, że rząd powinien poważnie rozważyć projekty już rozpoczęte i będące w toku, co dotyczy gazu i ropy, bo za dwa lub trzy lata mogą pojawić się podobne problemy z ropą.
Wczoraj po południu Lech Kaczyński spotkał się z Waldemarem Pawlakiem. Pawlak zapewnił prezydenta, że spadek dostaw gazu z Rosji jest niewielki i nie stwarza zagrożenia dla naszego kraju. Obaj zgodzili się, iż należy szukać możliwości dostarczania do Polski ropy i gazu drogami niekontrolowanymi przez Rosję. Podczas spotkania Lech Kaczyński miał powtórzyć, że stanowisko Unii Europejskiej w sprawie rosyjsko-ukraińskiego konfliktu o gaz jest "zbyt miękkie".
Paweł Tunia
"Nasz Dziennik" 2009-01-08

Autor: wa