Mistrzowski pas znów celem Andrzeja Gołoty
Treść
Jeśli Andrzej Gołota pokona dziś w chińskim Chengdu Amerykanina Raya Austina, 20 grudnia może zmierzyć się z legendarnym Rosjaninem Nikołajem Wałujewem w walce o mistrzowski pas organizacji WBA w wadze ciężkiej. Czyli - znów pojawi się na drodze przybliżającej go do realizacji marzeń. Gołota to przedziwny pięściarz. Przed laty część kibiców nadała mu przydomek "wielkiej nadziei białych", wierząc, iż zdoła przełamać hegemonię czarnoskórych czempionów w najbardziej prestiżowej i widowiskowej kategorii. Jego sława sięgała każdego niemal zakątka sportowego świata, w Polsce i wśród amerykańskiej Polonii był wręcz bohaterem (abstrahując od pewnych wydarzeń, o których z pewnością on i jego fani nie chcą pamiętać). I kiedy wydawało się, że upragniony tytuł jest o krok, dosłownie na wyciągniecie dłoni, Gołota bił poniżej pasa, uciekał z ringu, padał na deski już po kilkudziesięciu sekundach bądź to przegrywał walki, w których niegdyś odnosił zwycięstwa. Zawsze czegoś mu brakowało, nie potrafił postawić kropki nad "i". Wielu wysyłało go na sportową emeryturę lub na... ryby, co jest jego ulubioną formą relaksu, ale on zawsze wracał. Po kilku kolejnych, bolesnych (dosłownie i w przenośni) porażkach, szczególnie z Lamonem Brewsterem (nokaut w 53. sekundzie) w maju 2005 r., postanowił zrobić sobie dwuletnią przerwę od boksowania. Wydawało się wówczas, że to koniec, ale nie. Powrócił dwa lata później w Katowicach i od tego momentu już tylko wygrywał. Na razie z rywalami niżej notowanymi, ale w niezłym stylu. A jako że ma nazwisko przyciągające tłumy - dostał kolejną szansę. I dziś, mimo prawie 41 lat (!), jest bliżej realizacji marzeń niż kiedykolwiek. Świetnie przygotowany, szybki, zdecydowany i dużo mocniej wierzący w siebie chce zostać mistrzem świata. Aby tak się stało, musi dziś pokonać Austina. Amerykanin to może bokser bez większych sukcesów (bilans 25-4-4; Gołoty: 41-6-1), ale niebezpieczny, silny, odporny na ciosy. Polaka czeka trudne zadanie, lecz myśląc o czymś więcej, musi wygrać - i to najlepiej zdecydowanie, przed czasem, by wysłać czytelny sygnał Wałujewowi. Rosjanin (przy 2,14 m wzrostu waży ok. 150 kg) przeraża samym wyglądem, z drugiej strony pisze dla żony... wiersze - może być bowiem kolejnym rywalem Gołoty. Koniecznym do tego warunkiem jest dzisiejsza, odniesiona bez większych strat wygrana. Polak decyduje się bowiem na ryzykowany i odważny manewr, nastawiając się na dwie ciężkie walki w przeciągu niespełna dwóch miesięcy. Sam przyznaje, iż jest gotów podjąć wyzwanie i przygotuje się do starcia z Wałujewem. Na razie jednak nasz pięściarz musi się skupić na przeciwniku mniej znanym, mniej groźnym, dużo słabszym, ale zarazem takim, który nie podda się przed wyjściem na ring i także ma swoje cele i ambicje. Gołota już raz walczył w Chinach. W 2000 r. w Kantonie pokonał Marcusa Rhode'a, pół roku później zmierzył się z Mikiem Tysonem i uciekł z ringu. Teraz ma być inaczej. Dużo lepiej. Pisk "Nasz Dziennik" 2008-11-07
Autor: wa