Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Miedzianka znów może wylać

Treść

Rok po gigantycznej powodzi na południu Polski w wielu domach wciąż widać ślady, dokąd sięgała woda. Ich właściciele do tej pory nie uporali się z usunięciem zniszczeń. Gospodarze wielu gmin alarmują, że w takim stanie ponowna powódź wyrządziłaby jeszcze większe straty.
Jak podaje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, straty, jakie wyrządziła ubiegłoroczna powódź, przekroczyły 12 mld złotych. Dotychczas na usuwanie jej skutków z budżetu państwa przeznaczono ponad 3,1 mld złotych. Na zasiłki dla poszkodowanych przekazano ponad 850 mln zł (do 6 tys. zł - 54 tys. zasiłków, do 20 tys. zł - 12,9 tys. rodzin, do 100 tys. zł - 6,8 tys. rodzin, do 300 tys. zł - 346 rodzin), na odbudowę infrastruktury technicznej samorządów 1,2 mld zł, na odbudowę wałów przeciwpowodziowych i innej infrastruktury przeciwpowodziowej ponad 550 mln zł, a na wydatki związane z akcją przeciwpowodziową ponad 200 mln zł - czytamy w komunikacie MSWiA.
Przepisy sobie, życie sobie
22-tysięczna Bogatynia na Dolnym Śląsku szczególnie odczuła powódź. Straty tylko w mieniu gminnym sięgnęły tam ok. 120 mln złotych. Tymczasem na odbudowę infrastruktury miasto otrzymało dotychczas blisko 41 mln zł, ponadto 10 mln zł na remont i odbudowę oczyszczalni ścieków. - Jest to pomoc może niewystarczająca, bo oczekiwania są zawsze większe, ale odczuwalna - ocenia dość dyplomatycznie Jerzy Stachyra, zastępca burmistrza Bogatyni. Miasto, w połowie zalane, powoli wraca do normalności, chociaż ludziom ciągle trudno otrząsnąć się po ubiegłorocznym kataklizmie. Wciąż wiele mostów, które są w trakcie prac remontowych, jest nieprzejezdnych. Również na drogach, wprawdzie przejezdnych, ruch jest utrudniony z powodu uszkodzeń. - Przyzwyczajamy się do tej sytuacji, zdając sobie sprawę, że nie da się od razu wszystkiego zrobić. Nasze życie jest w miarę normalne, ale nie jest i pewnie jeszcze długo nie będzie takie jak przed powodzią. Sądzę, że przynajmniej ok. 3 lat zajmie przywracanie Bogatyni do stanu sprzed powodzi - podkreśla w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" zastępca burmistrza. Tak naprawdę miasto wciąż jest w przededniu prac w zakresie odbudowy infrastruktury, a największy front robót ma ruszyć w czerwcu, kiedy zakończą się wszystkie procedury przygotowawcze związane m.in. z otrzymaniem dotacji. W Bogatyni w wyniku powodzi zostało poszkodowanych ponad 1160 gospodarstw domowych. 46 rodzin straciło dach nad głową, ale mieszkańcy wciąż występują o decyzje o rozbiórce, dlatego liczba ta może się jeszcze znacznie zwiększyć. 168 rodzin nie miało gdzie wrócić i zostały zakwaterowane w obiektach należących do miasta. Dzięki zapobiegliwości władz Bogatyni, mimo trudnej sytuacji mieszkaniowej, nikt z powodzian, którzy stracili dach nad głową, nie musiał spędzić zimy w kontenerach. - Dotychczas oddaliśmy 40 mieszkań dla powodzian, a kolejne 82 są w budowie. Przed nami wciąż remonty dróg, a także do rozwiązania problemy z zabytkami, chodzi np. o remont i odbudowę jedynego w Europie zespołu domów przysłupowych - wylicza Jerzy Stachyra.
W Bogatyni większość zasiłków remontowych do 20 i do 100 tys. zł została już wypłacona, a remonty się zakończyły bądź są na ukończeniu. - Wypłaciliśmy ponad 1160 zasiłków do 6 tys. zł, ponadto wypłacamy pierwszą część środków na odbudowę mieszkań do 300 tys. zł, za które ludzie kupują sobie mieszkania - wylicza wiceburmistrz Stachyra. Podkreśla przy tym, że przepisy ministerialne, z pozoru jasne, w rzeczywistości nie są aż tak przejrzyste. Pojawia się bowiem wiele przypadków, których przepisy nie obejmują, przy których, stosując wytyczne wojewody, nie bardzo wiadomo, jak się zachować. - Na przykład, gdy ktoś miał dwa mieszkania i oba zostały zalane, nie wiadomo, czy wypłacać jeden czy dwa zasiłki, czy np. jak postąpić, gdy ktoś wynajmował mieszkanie u właściciela, który przebywa za granicą. Wiele mieszkań ma także nieuregulowane sprawy spadkowe. Takich i podobnych dylematów dotyczących interpretacji przepisów jest więcej. Niemniej jednak staramy się wszystko robić zgodnie z przepisami - komentuje wiceburmistrz Bogatyni. Jednak w sytuacjach wątpliwych, gdzie trzeba wystąpić do MSWiA o interpretację i czekać na odpowiedź, podwójnie poszkodowani z tego tytułu są powodzianie, którzy nie mogą ruszyć z pracami. Mieszkańcy Bogatyni wprawdzie czują się bezpiecznie, ale - jak podkreśla zastępca burmistrza - ciągle żywa jest w nich obawa przed podobną katastrofą. Okazuje się, że regulacja rzeki Miedzianki i odbudowa murów oporowych, które w wielu miejscach dziś nie istnieją, a które utrzymywały rzekę w korycie, przewidziana jest dopiero na lata 2012-2013 i wcale nie leży w gestii miasta. Koszty tej niezbędnej inwestycji oscylują w granicach 190 mln złotych. - Właścicielem cieku jest państwo, czyli wojewoda, natomiast rzeka znajduje się w zarządzie marszałka województwa dolnośląskiego, który musi zabezpieczyć środki na odbudowę. Natomiast za stan zabezpieczeń odpowiada Dolnośląski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych we Wrocławiu, Oddział w Lwówku Śląskim - przypomina Jerzy Stachyra. Warto też dodać, że ujarzmienie rzeki Miedzianki w dotychczasowej formie prędzej czy później może się zemścić, dlatego konieczne są decyzje właściciela cieku. Od tego, jaki rzeka będzie miała przebieg i jaką szerokość, zależeć będą bezpieczeństwo i przyszłość Bogatyni, która - jak podkreśla nasz rozmówca - w tym momencie jest mniej bezpieczna niż przed ubiegłoroczną powodzią. - Obecnie trwa cząstkowa odbudowa murów oporowych jedynie na odcinkach, gdzie trwa odbudowa infrastruktury. Tymczasem konieczna jest kompleksowa i pilna odbudowa murów na całej długości. Jeżeli to nie zostanie wykonane, to w razie zagrożenia jesteśmy w gorszej sytuacji niż przed rokiem - ostrzega wiceburmistrz Stachyra.
Wały wyżej
W Bieruniu na Śląsku, gdzie wylała rzeka Gostynia, niemal połowa miasta znalazła się pod wodą. Poszkodowane zostały też okoliczne wsie, a woda wlała się do ponad 800 gospodarstw. W krótkim czasie ludzie stracili dorobek życia. Po roku od kataklizmu większość wróciła już do odbudowanych domów, ale wciąż mają uzasadnione obawy przed powtórką powodzi. Okazuje się, że przez rok nie udało się odbudować i należycie zabezpieczyć 50-metrowej wyrwy w wale. Trudno też znaleźć odpowiedzialnych za zaniedbania, bo kto inny odpowiada za rzekę, kto inny zarządza wałem, a jeszcze kto inny międzywałem.
Dotychczasowa pomoc to kropla w morzu potrzeb
W Sandomierzu w woj. świętokrzyskim podczas ubiegłorocznej powodzi woda zalała 11 km kw. powierzchni, 820 domów. 120 z nich trzeba było wyburzyć. Straty wyceniono na ok. pół mld złotych. Zasiłki do 6 tys. zł otrzymało ponad półtora tysiąca osób, 20 tys. zł trafiło do 4 rodzin, do 100 tys. zł do 650 rodzin, a 70 rodzin otrzymało zasiłki do 300 tys. złotych. Jak podkreśla burmistrz Sandomierza Jerzy Borowski, mieszkańcy nie mieli większych kłopotów z uzyskaniem odszkodowań. Tymczasem większość remontowanych domów w prawobrzeżnym Sandomierzu wciąż straszy z daleka zerwanymi elewacjami. Wielu mieszkańcom pieniądze wystarczyły bowiem tylko na remont wewnątrz obiektów.
Ostatnio premier Donald Tusk podczas rekonesansu po terenach powodziowych, m.in. w Sandomierzu, pominął sąsiadującą gm. Gorzyce, dwukrotnie dotkniętą przez ubiegłoroczną powódź. W wyniku przerwania wału woda zalała tam powierzchnię ponad 40 km kw., w tym ok. 1,2 tysiąca gospodarstw, a w przypadku 100 domów nadzór budowlany wydał decyzje o rozbiórce. Straty mieszkańców gminy przekroczyły 100 mln złotych. Tymczasem - jak podkreśla w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Marian Grzegorzek, wójt Gorzyc - pomoc państwa była czasowa i ograniczona finansowo. - Była to tylko pomoc, tymczasem większość prac należy teraz do mieszkańców, którzy też mają ograniczone możliwości finansowe. Owszem, staramy się pomagać, ale to wszystko to kropla w morzu potrzeb - ocenia wójt Grzegorzek. Łącznie straty w gm. Gorzyce oszacowano na ponad 200 mln zł, z czego połowa to straty mieszkańców. Dziesiątki milionów sięgają też straty w obiektach gospodarczych. Mimo odbudowy wałów mieszkańcy gminy nie czują się jednak bezpiecznie, a wójt apeluje o podniesienie wałów do wysokości 8 metrów. - Zgodnie z zapowiedzią premiera Tuska, który w Sandomierzu zadeklarował uruchomienie Programu ochrony przed powodzią w dorzeczu górnej Wisły, liczymy na podniesienie wałów. Mamy nadzieję, że ten program wkrótce zostanie wdrożony. Dopiero wówczas będziemy czuli się bezpiecznie. Oczekujemy też m.in. szybszego uruchomienia środków z Funduszu Solidarności Unii Europejskiej, utworzonego po to, aby umożliwić reagowanie na klęski żywiołowe, a które jeszcze do nas nie dotarły - wymienia wójt Grzegorzek. Na spełnienie obietnic liczą wszyscy poszkodowani przez ubiegłoroczną powódź. Dopóki za słowami nie pójdą konkretne czyny, bezpieczeństwo wielu terenów powodziowych i żyjących tam ludzi zależeć będzie bardziej od szczęścia i pogody, a nie od konkretnych zabezpieczeń.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2011-05-18

Autor: jc