MEN myśli. Życzeniowo
Treść
Fali emigracji polskiej młodzieży do Niemiec mógłby zapobiec program wsparcia polskiego szkolnictwa zawodowego. Ale jak ustalił "Nasz Dziennik", takiego programu Ministerstwo Edukacji Narodowej nie posiada. Resort deklaruje za to, że będzie zabiegać o to, aby polscy uczniowie zwabieni za Odrę atrakcyjną ofertą kształcenia zawodowego mogli się uczyć w tamtejszych szkołach języka ojczystego oraz historii i geografii po polsku.
Ministerstwo Edukacji Narodowej zadeklarowało, że oferta kształcenia zawodowego w Niemczech skierowana przez niemieckie izby gospodarcze do polskiej młodzieży będzie przedmiotem rozmów w ramach polsko-niemieckiego Komitetu ds. Edukacji.
"MEN podejmie z partnerami z Niemiec rozmowy w sprawie wypracowania zasad współpracy w zakresie szkolnictwa zawodowego oraz upowszechniania staży i praktyk w kraju sąsiada, podkreślając przy tym potrzebę zapewnienia dostępu do nauki polskiego" - czytamy w piśmie nadesłanym z ministerstwa. MEN zapewnia, że "będzie dążyć do tego, aby uczniowie z Polski podejmujący naukę zawodu w Niemczech mieli zapewnione warunki do nauki języka polskiego, historii Polski i geografii Polski w języku ojczystym, tak aby na każdym etapie nauki mogli wrócić do polskiego systemu edukacji". Resort chciałby, aby programy edukacyjne oparte były na wymianie młodzieży, a nie jednostronnym podbieraniu przyszłych pracowników.
"Władze samorządowe, polskie izby gospodarcze i cechy rzemiosł powinny tworzyć interesujące oferty kształcenia zawodowego również dla Niemców" - czytamy w piśmie.
Do zajęcia się sprawą MEN ponaglone zostało artykułem "Naszego Dziennika", w którym wskazaliśmy, że Polska, choć wydaje miliony unijnych euro na rozmaite projekty edukacyjne, nie jest przygotowana do stawienia czoła niemieckiej konkurencji na rynku pracy ("Drenaż talentów? Danke schoen" z 10 lutego br.). Opisaliśmy program przygotowany przez niemieckie izby gospodarcze, który oferuje polskiej młodzieży naukę zawodu w warunkach daleko lepszych niż te, które zapewnia strona polska: mieszkanie, wyżywienie, wysokie stypendium na czas nauki zawodu wraz z gwarancją dobrze płatnej pracy po zakończeniu edukacji. Diagnozowaliśmy też, że polska młodzież, pozbawiona pomocy i źle opłacana za pracę świadczoną w ramach zdobywania fachu, wybierze niemiecką ofertę edukacyjną, a potem pozostanie na emigracji. Dla Polski kolejny odpływ fali młodego pokolenia za granicę będzie oznaczać pogłębienie problemów demograficznych, gospodarczych i finansowych.
Drenaż bez wsparcia MEN
Komitet ds. Edukacji, na forum którego ten problem ma być omawiany, został powołany we wrześniu ubiegłego roku w ramach Polsko-Niemieckiej Komisji Międzyrządowej ds. Współpracy Regionalnej i Przygranicznej. Jego pierwsze posiedzenie odbyło się w połowie stycznia w niemieckim Neustrelitz, do kolejnego dojdzie w czerwcu w Warszawie. Ze strony polskiej współprzewodniczy mu podsekretarz stanu w MEN Mirosław Sielatycki, a ze strony niemieckiej - Henry Tesch, minister edukacji, nauki i kultury kraju związkowego Meklemburgia-Pomorze Przednie. W Komitecie zasiadają przedstawiciele MEN, MSZ, MSWiA, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz reprezentanci urzędów wojewódzkich z województw przygranicznych.
- MEN wspiera programy edukacyjne polegające na wzajemnej wymianie uczniów oraz stażach zawodowych w kraju sąsiada. Zazwyczaj odbywa się to w ramach porozumień międzyszkolnych, które przewidują, że uczniowie część edukacji odbywają za granicą - powiedział wiceminister Sielatycki. - Jesteśmy oczywiście zainteresowani tym, aby zdobyte przez młodzież kwalifikacje służyły krajowi - dodał.
Dwustronne programy wymiany zakładają, że po kilku miesiącach młodzież z nowymi kompetencjami zawodowymi i językowymi wraca do kraju. Tymczasem oferta niemieckich izb gospodarczych skierowana do polskich uczniów kształcących się zawodowo ma zgoła odmienny charakter, ponieważ ma na stałe przyciągnąć młodzież do niemieckich szkół zawodowych i zachęcić do podjęcia pracy w Niemczech.
- Oczekujemy od strony niemieckiej kompleksowej usługi, w ramach której kluczowa jest dla nas kwestia nauczania języka polskiego jako ojczystego. Programy, które tego nie zapewniają - nie będą korzystać ze wsparcia systemowego - zapewnił Sielatycki.
Resort nie ma pomysłu
MEN ma nadzieję, że drenaż polskiego rynku nie przybierze znacznych rozmiarów.
- Nie sądzę, aby oferta niemieckich pracodawców spowodowała masowy odpływ polskiej młodzieży. Kilkaset euro stypendium może się wydać kwotą imponującą, ale nie wtedy, gdy trzeba się za te pieniądze utrzymać za granicą. Do tego dochodzą problemy językowe i rozłąka z rodziną... Dlatego należy oczekiwać, że skala oddziaływania tego programu będzie niewielka i ograniczy się do terenów przygranicznych - spodziewa się wiceminister Sielatycki.
MEN nie odpowiedziało nam na pytanie, co zamierza zrobić, jaki opracować program, by zapobiec drenażowi rynku pracy z młodzieży. Cała nadzieja w tym, że - po latach odgórnego zwalczania - kształcenie zawodowe w Polsce o własnych siłach stanie na nogi, a będzie to możliwe, jeśli warunki finansowe oferowane uczniom przez pracodawców w okresie nauki znacząco się poprawią. Obecnie młodociani otrzymują za pracę niewiele ponad 100 zł miesięcznie, przy czym kwota ta jest refundowana pracodawcy z Funduszu Pracy. Niemieccy przedsiębiorcy oferują na początek 750 euro miesięcznie, zakwaterowanie, wyżywienie, a po zakończeniu nauki zawodu - gwarantują zatrudnienie na atrakcyjnych warunkach.
- Uczniowie sami decydują o wyborze ścieżki edukacyjnej. Jako MEN zabiegamy o uznawanie zdobytych kwalifikacji w przestrzeni europejskiej - konkluduje Sielatycki.
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik 2011-02-17
Autor: jc