Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Masz kredyt? Platforma puści cię z torbami

Treść

Rekomendowani przez koalicję PO - PSL członkowie RPP chcą pomóc rządowi wytransferować z NBP środki w postaci rezerwy przeznaczonej na obronę złotego w razie zbyt dużych wahań jego kursu. Pomysł za niedopuszczalny uznała jedna z największych międzynarodowych firm audytorsko-doradczych PriceWaterhouseCoopers. Jej zdaniem, byłby to koszmarny precedens na skalę światową.
Perspektywa wyprowadzenia rezerw NBP do budżetu jest szczególnie niebezpieczna dla osób spłacających kredyty walutowe. Ewentualna deprecjacja złotego wpędziłaby je w niewypłacalność. Podobnie zresztą jak wprowadzenie kraju o słabej walucie do strefy euro, gdy dochody przeliczone zostałyby po kursie np. 5 zł za 1 euro.
Sprawozdanie finansowe za 2009 r. przedstawione przez zarząd Narodowego Banku Polskiego jest zgodne z prawem i międzynarodowymi zasadami rachunkowości, a uchwała Rady Polityki Pieniężnej z marca, zmieniająca wstecz zasady wyliczania zysku NBP, jest niezgodna z prawem - stwierdzili eksperci PriceWaterhouseCoopers, jednej z największych międzynarodowych firm audytorsko-doradczych, która na wniosek poprzedniej Rady Polityki Pieniężnej przeprowadziła ocenę tego sprawozdania. Oznacza to, że nie ma podstaw, aby NBP przekazał do budżetu państwa dodatkowe 4 mld zł w formie zysku, oraz że zmarły tragicznie prezes NBP Sławomir Skrzypek, odmawiając transferu rezerw do budżetu, właściwie dbał o stabilność polskiej waluty. Według sprawozdania przedstawionego przez nieżyjącego już prezesa NBP zysk NBP wyniósł nieco ponad 4 mld zł i tyle powinno trafić do kasy państwa. Rząd natomiast chce, by bank centralny zmniejszył kwotę rezerw zaliczanych w koszta i przekazał do budżetu sumę dwukrotnie wyższą, tj. ok. 8 mld złotych. Tak wielkiego zysku NBP jeszcze nigdy w swojej historii nie wypłacił. Najwyższa wpłata do budżetu miała miejsce w 2004 r. i wyniosła ok. 4,3 mld złotych. - RPP nie przyjęła jeszcze sprawozdania za 2009 r. - powiedział prof. Andrzej Kaźmierczak, członek RPP.
- Rada Polityki Pieniężnej zajmie się tą kwestią na posiedzeniu 27-28 kwietnia - poinformowała Elżbieta Chojna-Duch, członek Rady. Dodała, że jest przekonana, iż zatwierdzone sprawozdanie zostanie przekazane Radzie Ministrów w ustawowym terminie, tj. do 30 kwietnia.
Wobec jednoznacznej opinii prawników, że marcowa uchwała RPP nie może działać wstecz, Rada zmuszona była zaakceptować fakt, że nie może się nią posłużyć do wyprowadzenia dodatkowych pieniędzy z NBP. W tej sytuacji sześciu członków związanych z koalicją rządzącą postanowiło dokonać ingerencji w treść sprawozdania finansowego w inny sposób. - Zwróciliśmy się do zarządu, aby raz jeszcze zweryfikował kalkulację ryzyka - powiedziała "Naszemu Dziennikowi" prof. Anna Zielińska-Głębocka, członek RPP, posłanka PO. - W tym sprawozdaniu wykazano niezrealizowane dochody na poziomie zero. Mamy w związku z tym wątpliwości, czy nie doszło do przeszacowania ryzyka. Chodzi o to, czy rezerwa nie jest wyższa od identyfikowanego ryzyka - przekonuje.
- Pojawiły się wśród sześciu członków Rady kontrowersje co do danych liczbowych - przyznaje prof. Kaźmierczak.
Według informacji "Naszego Dziennika", wniosek o weryfikację wyliczeń poparli wszyscy członkowie RPP rekomendowani przez koalicję rządzącą, tj. Jan Winiecki, Jerzy Hausner, Andrzej Rzońca, Anna Zielińska-Głębocka, Andrzej Bratkowski i Elżbieta Chojna-Duch. Przeciwko głosowali nominaci prezydenccy: Zyta Gilowska, Andrzej Kaźmierczak, Adam Glapiński oraz pełniący obowiązki prezes NBP Piotr Wiesiołek. - Jak nie kijem go, to pałką - tak komentuje decyzje rządowej większości Rady jeden z jej członków. - Nieważność uchwały spowodowała, że przekazanie do budżetu dodatnich różnic kursowych byłoby niezgodne z prawem, dlatego zdecydowano się podważyć zasadność wyliczenia rezerwy na ryzyko kursowe - tłumaczy.
Minimum w rezerwie
Tymczasem - jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie od osoby zbliżonej do NBP - zarząd nie tylko nie zawyżył rezerwy, ale wyliczył ją na najniższym możliwym poziomie. - Oszacowano ryzyko zmiany kursów walutowych w ciągu 10 dni, a nie jak to robi większość banków centralnych - w horyzoncie jednego roku - twierdzi nasz rozmówca z NBP. Model VAR (czyli "wartość i ryzyko"), którego do tego użyto, skalibrowany jest najmniej konserwatywnie w całej Europie, jeśli chodzi o horyzont szacunku. To oznacza, że wykazane w sprawozdaniu 16 mld zł zarobionych "wirtualnie" w ubiegłym roku na różnicach kursowych, gdy złoty się osłabiał - to kwota, jaką bank traci w przypadku wzmocnienia trendu aprecjacyjnego. Oczywiście przy coraz silniejszym wzmocnieniu złotego mogą pojawić się ujemne wartości VAR, czyli straty bilansowe NBP. Ktoś je musi sfinansować... Na Węgrzech są pokrywane z budżetu państwa. W polskich warunkach są one finansowane z zysku banku w kolejnym roku. Tego zysku jednak nie będzie, bo już w tym roku niejako awansem zostanie odprowadzony do budżetu. - NBP będzie finansował w takim wypadku budżet, to widać gołym okiem - ocenia jeden z członków RPP, zastrzegając anonimowość. - Tego zaś zabraniają expressis verbis polska Konstytucja i międzynarodowe standardy rachunkowości - dodaje.
PriceWaterhouseCoopers oficjalnie nie chce udzielić wyjaśnień odnośnie do sposobu szacowania ryzyka. - Niestety, nie możemy wypowiadać się w tej sprawie - usłyszeliśmy w dziale audytu finansowego.
- Tak naprawdę groźna dla banku centralnego i stabilności finansowej jest nie sytuacja, gdy dana waluta się umacnia (bo bank centralny zawsze może "dodrukować" więcej pieniędzy i potem je ściągać z rynku), lecz sytuacja odwrotna - gdy następuje gwałtowna dewaluacja waluty - tłumaczy finansista. Po okresie szybkiego wzrostu kursu, a taką sytuację mamy obecnie, zawsze musi nastąpić spadek. Czasem bywa on gwałtowny. Bank centralny musi być na tę ewentualność przygotowany, tj. dysponować ogromnymi środkami walutowymi na stabilizowanie kursu. Dlatego niezrealizowane różnice kursowe nie powinny być traktowane jako "zyski do wzięcia", lecz jako "ubezpieczenie" złotego na wypadek gwałtownej deprecjacji. - Im więcej rezerw, tym stabilniejsza waluta - przypomina analityk związany z NBP.
Zmienność zwiększa ryzyko
- Przy ocenie ryzyka i związanej z tym wielkości rezerw bierze się pod uwagę zmienność kursu złotego, a ta była w ciągu ostatnich dwóch lat olbrzymia, rozpiętość na dolarze sięgała ponad 2 złotych. W takiej sytuacji każdy model wyceny ryzyka pokaże to samo - że rezerwy trzeba zwiększać - wyjaśnia Jerzy Bielewicz, finansista. - Ryzyko było w ubiegłym roku wysokie, i dlatego MFW przyznał Polsce dostęp do elastycznej linii kredytowej - dodaje. Zwraca też uwagę, że RPP nie ma wystarczających danych do podjęcia decyzji, gdyż nie dysponuje pełną informacją o rzeczywistej wysokości zadłużenia publicznego. Część długu została ukryta przez rząd w swapach walutowych (zamieniona na waluty obce) i nie jest wykazywana w bieżącym bilansie, na co wskazał ostatnio Eurostat, pobudzony do interwencji przez dramatyczną sytuację Grecji - pierwszej ofiary ukrywania długu w swapach.
Atak polityków na złotego
Inny finansista przywołuje przykład Islandii - kraju, który nie posiadał stosownych rezerw, i zbankrutował wskutek załamania rodzimej waluty. Obecnie zdany jest na łaskę międzynarodowych instytucji finansowych, które uzależniają pomoc od restrykcyjnej polityki finansowej, trudnej do zaakceptowania przez społeczeństwo. Upadek własnego pieniądza zmusił też Islandię do złożenia wniosku o przyjęcie do strefy euro. Przejście na euro pozwoli jej spłacać długi za cenę radykalnego obniżenia dochodów, emerytur, oszczędności i wartości majątku obywateli. Zewnętrznej pomocy potrzebują też kraje bałtyckie, które przed kryzysem nieopatrznie związały swoje waluty sztywnym kursem z euro. Dzisiaj muszą ciąć emerytury, pensje urzędników, inwestycje, bo ich pieniądz jest zbyt drogi, by obsługiwać krajową gospodarkę. W najgorszej zaś sytuacji jest Grecja, kraj, który wskutek wirtualnej księgowości budżetowej stosowanej przez rządzących obudził się i bez własnej waluty, i bez euro w kieszeni...
- To, co chce zrobić rząd i część członków RPP, to pójść w ślady tych krajów, za cenę ogołocenia społeczeństwa z dochodów - ocenia Bielewicz. - Mamy już wirtualny budżet, kreatywną księgowość w finansach publicznych. Jeśli NBP się ugnie, dojdzie do tego wirtualny bank centralny i wirtualny pieniądz - ostrzega Bielewicz.
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik 2010-04-22

Autor: jc