Masters Cup tenisistów
Treść
Od porażki 6:7 (4-7), 7:5, 4:10 z Kanadyjczykiem Danielem Nestorem i Serbem Nenadem Zimonjicem rozpoczęli zmagania w prestiżowym turnieju Masters Cup w Szanghaju Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski. Grający w Grupie Złotej polscy debliści rozegrali niezły mecz, przegrali minimalnie, ale wciąż mają szansę awansu do półfinału imprezy. Zaczęła się ona od sporej sensacji - wielki faworyt rywalizacji singlistów, Szwajcar Roger Federer, uległ Francuzowi Gilles'owi Simonowi 6:4, 4:6, 3:6. Fyrstenberg i Matkowski mieli wielką ochotę na pierwsze w karierze zwycięstwo w kończącym sezon turnieju mistrzów. Polacy przed dwoma laty występowali już w tej prestiżowej i niezwykle lukratywnej pod względem finansowym imprezie, ale w trzech spotkaniach nie znaleźli sposobu na swoich rywali. Teraz wybrali się w daleką podróż w jednym konkretnym celu, by tę serię wreszcie przerwać. W ostatnich tygodniach nasi znajdowali się w wybornej formie, stąd ich plany nabierały nader realnych kształtów. Początek meczu z Nastorem i Zimonjicem był obiecujący, Polacy przełamali serwis Kanadyjczyka, równie szybko przewagę jednak stracili. Potem gra toczyła się zgodnie z regułą własnego podania, o wszystkim miał zadecydować tie-break. Niestety - w tej fazie rywale okazali się zdecydowanie lepsi, szybko uzyskali solidną zaliczkę (4-1) i jej nie zaprzepaścili. Drugi set był jeszcze bardziej wyrównany, długo żadnej ze stron nie udawało się przełamać serwisu przeciwników, dopiero przy stanie 6:5 i 40:30 dla Polaków Zimonjic popełnił podwójny błąd serwisowy i partia padła łupem naszych reprezentantów. W tym momencie przed Fyrstenbergiem i Matkowskim otworzyła się szansa, ale w super tie-breaku rozstawieni z numerem drugim Kanadyjczyk i Szwed byli już poza konkurencją. Zagrali świetnie, praktycznie się nie myląc, w efekcie mogli cieszyć się ze zwycięstwa. - To był dobry mecz. Oczywiście przegrana nie daje nam uczucia komfortu przed następnym meczem, ale nie graliśmy źle. Na pewno nie graliśmy gorzej niż przed trzema tygodniami, kiedy wyszliśmy zwycięsko z potyczki z naszymi przeciwnikami. Dziś Zimonjic zagrał rewelacyjnie. Po meczu rozmawiałem z Nenadem i sam stwierdził, że nie pamięta, kiedy ostatnio tak dobrze returnował. Tak czy inaczej forma jest i mamy jeszcze szanse na wyjście z grupy - napisał na swym blogu Fyrstenberg. Polacy, mimo porażki, wciąż mogą awansować do półfinału. Przed nimi dwa pojedynki: ze Szwedem Jonasem Bjoerkmanem i Kevinem Ullyettem z Zimbabwe oraz Czechem Lukasem Dlouhym i Leanderem Paesem z Indii (w starciu obu tych debli lepsi okazali się Bjoerkman i Ullyett, wygrywając 6:3, 7:5). Warunek jest jednak oczywisty - oba muszą rozstrzygnąć na swoją korzyść. Tymczasem w półfinale są już najlepsi debliści świata, rozstawieni z "jedynką" amerykańscy bliźniacy Bob i Mike Bryanowie. Wczoraj odnieśli drugie zwycięstwo w Grupie Czerwonej, pokonując 7:5, 3:6, 10:4 Mahesha Bhupathiego z Indii i Marka Knowlesa z Bahamów. Po raz pierwszy wygrali natomiast Urugwajczyk Pablo Cuevas i Peruwiańczyk Luis Horna, którzy odprawili z kwitkiem reprezentujących RPA Jeffa Coetzee i Wesleya Moodie 6:2, 6:7 (2-7), 11:9. O ile zmagania deblistów przebiegają bez niespodzianek, o tyle wśród singlistów ich nie brakuje. Największą oczywiście sprawił Simon, który pokonał Federera. Wygrana Francuza to z jednej strony wielkie zaskoczenie, z drugiej... jeszcze nigdy w karierze ze Szwajcarem nie przegrał. Obaj panowie spotkali się na korcie po raz drugi i znów górą był 23-letni Simon. Broniący tytułu Federer zagrał beznadziejnie, popełnił wiele prostych błędów, które rywal skrzętnie wykorzystał. - Mimo to nie rozpaczam, bo Masters jest jedynym turniejem, w którym można na początku przegrać, a potem wygrać finał - pocieszał się Szwajcar. I dobrze wiedział, co mówi, wszak przed rokiem również rozpoczął od porażki, a potem w wielkim finale pokonał Hiszpana Davida Ferrera. W drugim spotkaniu Grupy Czerwonej Brytyjczyk Andy Murray wygrał z Amerykaninem Andym Roddickiem 6:4, 1:6, 6:1. Tymczasem w Grupie Złotej pewny występu w półfinale jest już Novak Djokovic. Serb odniósł wczoraj drugie zwycięstwo, tym razem 7:6 (7-3), 0:6, 7:5 z Rosjaninem Nikołajem Dawidienką (nr 4.). Szansę awansu zachował Argentyńczyk Juan Martin del Potro, który po pięknym, szalenie dramatycznym i trzymającym w napięciu do ostatniej piłki pojedynku wygrał 7:6 (7-4), 7:6 (7-5) z Francuzem Jo-Wilfriedem Tsongą (nr 6.). Jutro del Potro zmierzy się z Dawidienką - zwycięzca wyjdzie z grupy. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-11-12
Autor: wa